niedziela, 22 marca 2015

We are all stained with blood - ostatni rozdział!

Cześć i czołem! Jak w tytule – to już ostatni rozdział tego ficka i przyznaję, że z tą częścią miałam największy kłopot :’D (szczerze nie jestem z niego dostatecznie zadowolona, akcja toczy się zdecydowanie za szybko, wiem... eh.)
Ale jakoś się udało! Wprawne oko może zauważyć trochę niekonsekwencji pomiędzy różnymi stwierdzeniami, które były wcześniej wspominane, ale mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone |"D 
Rozdzialik dość krótki i można go w sumie potraktować jako epilog...

Info nr 2. Cóż. Kiedyś nastąpić to musiało. I następuje właśnie dziś. To prawdopodobnie moja ostatnia notka na tym blogu. Z bardzo prozaicznych powodów: pomysły i czas (a raczej ich brak).
Fanficki, które miałam w planach przed założeniem tego bloga już napisałam (nie było tego dużo, gdyż połowa z nich i tak utknęła na etapie „to byłaby fajna historia, ale nie jestem w stanie tego opisać”, no ale jakaś część się udała C: ). Może jak moja głowa znów wypełni się weną to powrócę do niego, choć to bardzo wątpliwe, gdyż muszę przyznać, że mój zapał do Hetalii i aktywność w fandomie zmniejszyła się ostatnio drastycznie. W sumie tak trochę bez wyraźnego powodu, po prostu zaczęłam się interesować masą innych rzeczy i dla Hetalii już nie mam czasu :c Ale sentyment pozostanie na zawsze.
To było naprawdę fajne doświadczenie, jeszcze raz dziękujęęę wszystkim, którzy to czytali
(AKANE jesteś najukochańszą osobą pod słońcem <3!).

-I jak tam molu książkowy? Cała wiedza dostępna ludzkości nauczona? –zaczęła rozmowę Węgry stawiając przed nim filiżankę herbaty i tackę ciasteczek. Feliks niechętnie oderwał się od książki i wziął łyk i kilka kęsów po czym ponownie wrócił do lektury.
-Prawie –odparł wciąż nie odrywając wzroku od tomiszcza –czuję się jakbym czytał jakąś powieść napisaną przez gościa na prochach –uniósł brwi –serio to jest książka historyczna? –spytał.
Elizabeta kiwnęła głową zdziwiona –coś nie tak?
-Coś? Wszystko! Jak można pozwolić jednemu facetowi, żeby zawładnął Europą? Jak można dać się tak omamić? Wystarczyłaby kulka w łeb i po problemie.
-Mówisz o Napoleonie czy Hitlerze?
-Tak ogólnie –oparł pochłaniając kolejne ciastko.
-Jutro rano będziemy przybijać do portu. Lepiej się wyśpij –westchnęła –w sumie to po to czytasz? I tak jak odzyskasz pamięć, to będziesz to wszystko pamiętał.
-Wyspać się? W takich warunkach się nie da! Te kajuty są zapchlone, zawszone i Bóg wie co jeszcze! –wykrzywił się z obrzydzeniem ignorując jej pytanie.
-O, a co to za błyskotka? –spojrzała na mały medalionik na rzemyku o bliżej nieokreślonym kształcie, który wisiał na jego szyi.
-To? –ujął go w dłonie –dostałem od Europy. Na szczęście –teraz jednak on spojrzał na nią podejrzliwym wzrokiem – a tak w ogóle to skąd ty wytrzasnęłaś to? –wskazał na stół –nie możesz się chyba normalnie kontaktować z ludźmi, nie?
Brunetka uśmiechnęła się tajemniczo.
-Cóż, nikt nie zauważy, jak im zniknie jakieś opakowanie z kuchni –wyszczerzyła się.
-Od kiedy ty się stałaś takim złodziejaszkiem?
-Lepiej dla ciebie, żebyś nie wiedział, Pols…Feliksie –przygryzła wargę.
-Nie martw się, możesz już się do mnie zwracać per Polsko –uśmiechnął się do niej –zaczynam się przyzwyczajać, że jestem wybrykiem natury.


***
     Dochodziło już południe, a oni wciąż błąkali się po uliczkach Nowego Jorku. Nawet tutaj było widać ślady zamieszek.
-Jesteś pewien, że wiesz gdzie idziemy? –spytała sceptycznie Węgry.
-Oczywiście. Starożytne bóstwo, które okazało personifikacją kontynentu w kilka minut naszkicowało mi mapkę na skrawku papieru, praktycznie nie tłumacząc ani słowem. Oczywiście, że wiem, gdzie idę.
-A tak serio?
-To się zgubiliśmy.
Brunetka westchnęła –daj mi tą kartkę –mruknęła i niemal wyrwała mu ją z ręki.  Chwilę obracała ją dookoła. A potem przystanęła i spojrzała znużona na Feliksa.
-Co jest? –spytał niepewny.
Elizabeta zgniotła kartkę i podeptała ją obcasem.
-No bo po co mi od razu to pokazywać, no po co –mruczała pod nosem –jak byk pisało, że to ESB tłumoku.
-Czyli? –podrapał się po głowie -Wiesz, nie znam się na tym.
Przewróciła oczami.
-Jedziemy do Empire State Building. A dokładnie do jego podziemi –uśmiechnęła się.

***

     Prześlizgnięcie się okazało się wyjątkowo łatwe. Budynku chroniło kilku strażników, jednak i oni nie byli przeszkodą, gdyż wszyscy zebrani byli  dookoła starego radia słuchając najświeższych wiadomości. Pewnie znowu ktoś kogoś zaatakował.
-Nie wierzę, że takie coś stoi niestrzeżone –wyszeptał Feliks przemykając się korytarzami.
-Nie mają w tym żadnego celu. I tak większość wolałaby was wypuścić, ale nikt nie chce się przyznać do błędu. Największe szychy odpowiedzialne za ten bałagan już dawno się zmyły. Ludzka pycha nie zna granic –prychnęła –a poza tym nie pamiętasz już? Wejście ludzi do środka tego czegoś jest fizycznie niemożliwe, a jeśli jakaś personifikacja tam wejdzie… lepiej dla nich –wzruszyła ramionami.
-Najpierw musimy znaleźć jakieś urządzenie blokujące naszą prawdziwą naturę. Europa powiedziała, że wystarczy je zniszczyć, a nasza osobowość powróci. Dopiero potem do nich pójdziemy.
-Nie lepiej ich najpierw uwolnić?
Feliks zmrużył brwi, ale nie odpowiedział.
     Wreszcie w oddali zauważyli niewyraźną poświatę. Węgry wyjęła zza kamizelki mały rewolwer i podała go blondynowi. Ten uniósł brwi, ale nie protestował.
     Ostrożnie zajrzeli do pokoju. Niemal połowę pomieszczenia zajmowała ogromna szafa z niezliczoną ilością kabelków i diód. Obok przy biurku siedział starszy mężczyzna i zawzięcie coś notował. Dopiero po chwili zauważył gości. Wstał zaskoczony i poprawił okulary.
-Wyłącz tą maszynę. Teraz. –rozkazał ozięble Feliks celując w niego rewolwerem.
Naukowiec zaczął powoli cofać się pod ścianę.
-Opuście ten teren, natychmiast! Ochroniarze już tu biegną!
Wystrzał. Kula odbiła się rykoszetem od sufitu i zbiła żarówkę w lampce.
Staruszek skulił się.
Węgry wzdrygnęła.
-Kim jesteście? –spytał podchodząc do szafy.
Feliks zamyślił się i uśmiechnął się lekko.
-Kimś kto właśnie ratuje ci tyłek.

***
-Polsko! Polsko! Obudź się! –czuł jak ktoś mocno nim potrząsa.
-Tak? –wymruczał półprzytomnie. Mocny uścisk.
-Straciłeś przytomność! –Ah, to Węgry! Zaraz, Węgry?
     Otworzył oczy. Był oparty o ścianę. W kącie naprzeciwko, obejmując kolana dłońmi, siedział przerażony staruszek.
Ale tuż przed swoją twarzą widział Węgry.
Znał ją. Pamiętał!
-Udało się! –w brew jego woli z jego gardła wydobył się okrzyk radości.
-Już po wszystkim, po wszystkim! –zawtórowała mu brunetka.
Na te słowa natychmiast spoważniał.
-Jeszcze nie. Musimy iść do reszty.
-Oh, to będzie pikuś! Możemy świętować zwycięstwo! –jej uśmiech był szeroki od ucha do ucha.
     Polska jednak już się nie uśmiechał. Musiał wziąć się w garść. Westchnął ciężko i z jej pomocą wstał. Ruszyli dalej.
-Ale dziwne uczucie. Czuje się jakbym był bombardowany informacjami –mruknął w locie.
-Nie dziwię ci się, ale nie martw się, będziemy mięli dużo czasu na rozmowy! –odparła radośnie skręcając w bok –wyciągnęłam od tego gościa jak tam dojść i nawet dał mi klucze –pomachała przed nim błyskotkami –Mięczak.
Kącik jego ust uniósł się do góry, jednak na ponów jego mina zmizerniała, gdy wreszcie stanęli przed odpowiednimi drzwiami.
-To na pewno tutaj? Nie wygląda to jakoś specjalnie –skrzyżował ręce.
-Też się dziwię w sumie –wzruszyła ramionami –Nie spodziewałam się, że tak gładko nam pójdzie. Ale najważniejsze, że jesteśmy!
-Tak, chyba tak –uniósł brwi. Zaczęli badać drzwi.
-Hej, ale tu nie ma miejsca na klucz –stwierdziła oczywistość brunetka.
     Polska podrapał się po brodzie i zaczął badać zagłębienia w ścianie.
A potem palnął się w głowę.
-Jak mogłem zapomnieć! –niemal wykrzyczał i zdjął medalionik –będzie pasował idealnie.
W oczach Węgier znów pojawiły się iskierki podekscytowania.
-Zakończmy to wreszcie –powiedziała.
-Tak, zakończmy –przycisnął rzemyk do wgłębienia –zakończyć. Odpowiednie słowo –mruknął pod nosem.
     Momentalnie oślepiło ich jasne światło strefy.
Nie zauważyli nawet kiedy znaleźli się w jej wnętrzu. Wylądowali przy murze, a za nimi były otwarte wrota, które wepchnęły ich do środka.
     A wokoło nich osiem wyczekujących państw, które również odzyskały swoje wspomnienia.
Jedynie Agriope stała z tyłu.
Przygnębiona.
     Czyli jeszcze nic nie wiedzą, pomyślał, patrząc na ich twarze rozbitków, którzy po wielu latach oczekiwań, wreszcie zobaczyli statek na morzu.
Weź się w garść.
Czy jestem zdrajcą?
-Przepraszam, ale nie mogę was wypuścić –powiedział nienaturalnym głosem wypranym z emocji. Węgry spojrzała na niego z niedowierzaniem. Tak jak wszyscy.
***

-O czym ty mówisz? –odparł ktoś z zebranych –już przecież po wszystkim.  
-Teraz już wszystko zrozumiałem –unikał ich wzroku –gdy płynąłem statkiem miałem wiele czasu na rozmyślania i poznałem wiele okropnych szczegółów z naszej historii. To nie może się tak zakończyć. Personifikacje wrócą i co wtedy? –medalionem wyczuł zagłębienie i wrota ponownie się zamknęły –będąc szczery to moim celem nie było wyciągnięcie was stąd. Tuż przed opuszczeniem strefy jeszcze ostatni raz rozmawiałem z Agriope –mówił sucho nie patrząc się w ich stronę -Moim zadaniem było tylko przywrócenie nam statusu personifikacji. Wtedy jeszcze nie wiedziałem kim ona jest i nie chciałem zgadzać się z jej planem, jednak podczas swojej podróży uświadomiłem sobie, że ona –Europa- ma rację. Powrót do normalności niczego nie rozwiąże –odetchnął –jej plan jest inny.
     Wszyscy patrzyli na niego nic nie rozumiejąc. Polska przerwał i patrzył się na nich chłodnym wzrokiem, zaciskając usta.
-To prawda –zaczęła Europa –od początku nie miałam zamiaru was wypuszczać. Mimo iż chwilowo nastanie pokój, to i tak kiedyś znów wybuchnie wojna. A ta, poprzez rozwój nowoczesnej broni może być już ostatnią. Cała ludzkość może zostać unicestwiona. Nie mogę na to pozwolić.
-Co zamierzasz zrobić? –wyrwał się Ameryka.
     Europa spuściła głowę pełna poczucia winy -Jest jeszcze inna możliwość. Jestem waszą matką, matką większości krajów. Zanim do was przyszłam, porozmawiałam z Azją i innymi… I mimo tego, że wcześniej nie przyjmowaliśmy tego do świadomości, tak naprawdę został tylko jeden sposób. Musicie zniknąć. Na zawsze. I nie tylko wy. Wszystkie kraje.
-Jak śmiesz! –natychmiast wykrzyczała Węgry, a chór głosów jej zawtórował –nie masz prawa nam tego robić. Niczego tym nie osiągniesz, ludzie znów stracą te wszystkie wartości. Znów zapanuje chaos! –wyglądała jakby chciała ją uderzyć z wściekłości. I pewnie by to zrobiła, gdyby Polska jej nie powstrzymał. Złapał ją za ramiona i przytrzymał.
-Uspokój się! –powiedział patrząc się jej głęboko w oczy –To się musi stać. Taka jest kolej rzeczy. Tak jak ludzie przemijają, teraz nastał czas na nas –zwrócił się teraz w stronę reszty- Europa nie tylko nas unicestwi, ale sprawi, że nasze dusze przeleją się na naszych obywateli. Będą tacy jak kiedyś, jednak nie będą już mięli czegoś, co ich będzie prowadziło do walki, zachęcało do tych wszystkich okropieństw –ściszył głos –tak będzie najlepiej dla wszystkich.
     Zebrani ucichli. Nikt nie szeptał między sobą. Nikt nie wiedział co powiedzieć. Powoli dochodził do nich sens tych słów.
-Uwierzcie mi, że zawsze chciałam dla was jak najlepiej –powiedziała Europa ze łzami w oczach –jesteście moimi dziećmi, dbałam o was jak mogłam, nawet gdy tego nie dostrzegaliście. Nikt nie zna was dłużej niż ja.
     Zapadła cisza.
-Oni mają rację –niemal wyszeptał Japonia. - Tą wojną przekroczyliśmy nieprzekraczalną granicę. Tego nie można nam wybaczyć –uśmiechnął się –wreszcie będzie trochę spokoju.
-Wstyd mi za siebie. Jak mogłem być tak głupi? –nieoczekiwanie wypowiedział się Niemcy.
     Wszyscy na niego spojrzeli, nie spodziewali się od niego takiego wyznania.
-Jak ja mogłem cię popierać, co? –spytał Włochy. Nie było jednak w jego głosie słychać żalu lub złości. Jego ton był raczej żartobliwy.
-A co się z nami stanie… no wiesz, jak znikniemy? Będzie takie puff i tyle? –mruknął sceptycznie Anglia imitując magiczny ruch różdżką.
-Nie mam pojęcia, nigdy tego nie robiłam –odparła szczerze Europa.
     Wszyscy spojrzeli na nią krytycznie.
-Mon Dieu! Bądźcie mężczyznami i stawcie temu czoła –odezwał się z jakiegoś powodu rozbawiony Francja.
     Polska puścił Węgry. Już nie była zła, jednak jej twarz była teraz pełna smutku.
-Czyli to koniec? –spytała cicho.
-Tak, chyba tak –odparł jej patrząc prosto w jej oczy.
-Nigdy nie myślałam o śmierci. Zawsze wydawało mi się, że jesteśmy nieśmiertelni.
-Cóż za ironia, co nie? Tym razem to my znikniemy, a nie nasze państwa.
     Oboje uśmiechnęli się. Feliks złapał ją za rękę, obrócił się i kiwnął głową do Europy.
-Dziękuję –powiedziała z głębi swojego serca i zrobiła to, co do niej należało.

EPILOG

     Mogłoby się wydawać, że wszystko wróciło do normy.
Pewnego ranka coś się zmieniło.
Zdarzył się cud.
Wszyscy ludzie na świecie zdali sobie sprawę, jak bezsensowna jest wojna.
Przestali atakować innych, wrócili do swoich domów, zaczęli prowadzić normalne życie, wciąż nie mogąc uwierzyć w ostatnie wydarzenia.
Jednak mimo tego, każdy z nich był dumny ze swojego kraju.
I wiedział, że tamte czyny nie były bezsensowne.
Wszyscy uznali za sukces międzynarodowy program izolacji personifikacji.
Nikt nie dochodził szczegółów. Nikogo je nie obchodziły.
     Jednak tamtego ranka zmieniło się coś jeszcze.
W różnych zakątkach globu, na świat przyszło kilkaset niezwykłych dzieci, które nie miały pojęcia o swojej niezwykłości.
Nie miały pojęcia, że wreszcie dostają prawdziwe życie, jakiego zawsze pragnęły.
Jakie zawsze im się należało.


(omójboże za tydzień ostatni odcinek Aldnoah Zero trzymajcie mnie.)

sobota, 21 lutego 2015

Chociażby niebiosa miały upaść. Aldnoah.Zero + bonus, przy którym ZnT się chowa

OKAY, TEN POST BĘDZIE DŁUUUGI, miała być zwykła recenzja anime... wyszło trochę więcej xD Rozważania o wszystkim i o niczym, ale stwierdziłam, że nie ma sensu tego rozdrabniać na mniejsze części. Zapraszam do lektury :3!

--------
Cóż, nie myślałam, że jeszcze kiedykolwiek przedstawię tu jakieś moje przemyślenia o anime, no ale ostatnio jedno mnie dość pozytywnie zaskoczyło i uważam, że zasługuje na uwagę:
Po przeczytaniu tego wszystkiego jeszcze raz, to naprawdę niewiele ma wspólnego z recenzją... to są po prostu moje... odczucia? whatever, po prostu chciałam gdzieś to wstawić :v 
(pisałam do na przestrzeni wielu dni, raz coś odjęłam, raz coś dodałam, bo zauważyłam coś nowego więc to nie będzie miało  dużo ładu i składu xD )

Niechaj sprawiedliwości stanie się zadość, chociażby Niebiosa miały upaść.

Tak właśnie brzmi motto przewodnie tego anime. Co ciekawe, również jest z lata 2014!
 (taak, to był dobry sezon... takie perełki zdarzają się rzadko - dla porównania z jesiennego sezonu nie obejrzałam ani jednego tytułu.)
Tak naprawdę w odróżnieniu do Zankyou no Terror nigdy nie planowałam oglądać tego anime, trafiłam na nie całkiem przypadkiem (no plz, gatunek mecha, jakieś walki Marsjan z ludźmi? thanks, nie dla mnie takie rzeczy) ale... kolejny raz Tumblr na mnie wpłynął i gdy wszyscy na tablicy zaczęli mi spamować gifami z tego anime, jakimś tam przeżyciami związanymi z fabułą (średnio ogarniałam i nie wczytywałam się w nie) to zaczynałam myśleć nad obejrzeniem, ale jeden gif przeważył szalę (jak ktoś już obejrzy - sceny z odc 8 -  Boże, co za sadystka ze mnie     ;-;) No i nie stąd ni zowąd, włączyłam pierwszy odcinek... i nie spodziewałam się tak ciekawego seansu!

Jeszcze większe zaskoczenie było wtedy, gdy odkryłam, że Aldnoah.Zero zdobyło tytuł  nieoficjalnego anime sezonu letniego! (ZnK zajęło 3 miejsce)  :O

Czy zasłużenie? To zależy już od osobistej oceny każdego, ja jednak uważam, że nie może się ono równać z Zankyou no Terror :3  Nie należy się więc tymi ocenami zbytnio sugerować, gdyż są one prowadzone jedynie przez stronkę na FB zwaną Anime Trending  (nawiasem mówiąc bardzo fajna, robi cotygodniowe rankingi anime, w których każdy może głosować), tak więc nie są zbyt obiektywne.


EDIT: gdy ostatni raz sprawdzałam, na tej samej stronce wciąż trwało osobne głosowanie na anime roku... i teraz przypadkiem na nią weszłam i okazało się, się już się zakończyło! Zankyou no Terror ostatecznie wygrało!! Tego się nie spodziewałam :O 
(Aldnoah.Zero zajęło miejsce szóste.)




Okay okay, zboczyłam trochę z tematu xD
A więc. Czas na fabułę.
Lata 70' ubiegłego wieku. Na Księżycu odkryto technologię  pozostawioną tam przez jakąś prehistoryczną cywilizację umożliwiającą podróż na Marsa. A więc ludzkość zaczęła kolonizację czerwonej planety! Co mogłoby pójść nie tak...? Nie, wbrew moim wcześniejszym słowom, nie zaatakowały ich żadne zielone stworki, a co ciekawe wszystko początkowo poszło zgodnie z planem. Niestety, muszę rozczarować wszystkich liczących na jakieś fajne monstra i przybyszów z kosmosu, tego w tym anime nie znajdziecie. Jest tu coś innego.
Ludność Marsa z czasem zaczęła się uważać za jakąś wyższą rasę, "nadludzi".
Zaczęli też zazdrościć Ziemianom ich warunków do życia (lepsze jedzenie, woda itd.), było też wiele innych czynników, ale o tym dowiecie się już w anime.
Wojny nie dało się uniknąć, kolonizatorzy Marsa, zwani już później po prostu Marsjanami (co brzmi dziwnie, ponieważ z wyglądu i ogólnie we wszystkim są tacy sami jak Ziemianie xD) zaatakowali Ziemię. Wybuchła wielka wojna, która nie była do końca rozstrzygnięta, duża część świata została zniszczona, ale ogólnie nie udało się im wykurzyć Ziemian.

Teraz dopiero przenosimy się do głównej fabuły anime, która toczy się kilka lat po tamtych wydarzeniach (2014 rok). Wciąż trwa "zimna wojna" między tymi dwoma "rasami", każdy przygotowuje się na ewentualną batalię.

I tak dochodzimy do pewnych wydarzeń z pierwszego odcinka, które wywołują ponowny konflikt i cały koszmar wojny zaczyna się na nowo...

I tak oto naprawdę wygląda zarys fabuły. Nie brzmi jakoś szczególnie odkrywczo? Dodając do tego gatunek 'mecha' można wywnioskować, że może być to co najwyżej niezła gratka dla fanów gatunku, ot, zwykła nawalanka, czyż nie?

... no ale nie pisałabym przecież o tym anime, gdyby naprawdę tak było, prawda...? :D

Więc w czym tkwi sekret? Otóż... bohaterowie ~!

Mamy ich dwóch głównych  (właściwie trzech, ale o tym potem):
Inaho Kaizuka, zwykły (no nie taki zwykły, ot, trochę ponadprzeciętnie inteligentny, trochę  (BARDZO?) ma problemy z okazywaniem uczuć) nastolatek z Ziemi

Mieszka z siostrą, gdyż jego rodzice zginęli w ostatniej wojnie z Marsjanami kilka lat temu, uczy się w liceum, jest przykładnym uczniem, jest gotów stanąć do walki w obronie swojej planety
cud, miód, orzeszki, nie?

Ale, ale... ! Po przeciwnej stronie barykady stoi on - Slaine Troyard

Również nastolatek, stoi wiernie po stronie Marsjan, którzy zaatakowali ziemię, chcę jak najlepiej wypełniać swoją rolę. W odróżnieniu do naszego Inaho jest dość impulsywny i emocjonalny.

I teraz co sobie pomyśleliście? Aha, jeden dobry, jeden zły,  Marsjanie zaatakowali Ziemię, Inaho broni dzielnie swojego domu, Slaine wraz ze spółką ją atakuje.

Hm
Hm
Hm
Tak jakby.

Ale nie do końca. =3=
Tu nic nie jest takie, na jakie się wydaje.
Zanim zacznę ich opisywać, napiszę o jednym fenomenie, który zauważyłam. Otóż dawno nie widziałam takiego wewnętrznego hejtu i podziału w fandomie. Serio. Część osób uwielbia jednego głównego bohatera i nienawidzi drugiego, część na odwrót właśnie. Niewiele osób jest pomiędzy... nawet ja B)

Kto tu jest dobry, a kto zły? Ohoho, nie ma tak łatwo. W tym anime nic nie jest takie jak sądzisz! Scenarzyści robią wszystko, żebyś myślał, że wiesz co się za chwilę stanie, snujesz plany na temat przyszłych wydarzeń... a tu ZONK. Wszystko dzieje się kompletnie inaczej. Często robią to kosztem logiki działań bohaterów, chyba najważniejsze jest dla nich to, by widz czuł się jak najbardziej zdezorientowany xD
Kilka razy miałam tak, że siedziałam przed laptopem z rozwartą buzią z miną "WHAT THE HELL?"

A teraz wracając do postaci... jedną z ważniejszych jest jeszcze księżniczka Marsjan, wnuczka założyciela kolonii


Niewinna Asseylum, pokojowo nastawiona do wszystkiego duszyczka oczywiście nie chce wojny, biedaczka jednak nie wie, że swoimi działaniami przyczyniła się do jej ponownego wybuchu...

Nadal nie dość przekonująco?

To jeszcze słówko może o naszych dwóch protagonistach:
Żeby było jeszcze ciekawiej... 
 ...Slaine jest Ziemianinem!

A jakże! Z tego powodu ma dość niski status społeczny wśród Marsjan i cóż to dużo mówić, jest zwykłym popychadłem...


A więc czemu tak uparcie ich popiera? Jak on się w ogóle tam znalazł? 
To już dość skomplikowana kwestia, którą samemu trzeba rozwikłać :3

A co z Inaho? 
 

Również jest dość skomplikowaną postacią, gdyż liczba emocji przez niego okazywana jest praktycznie... zerowa? (ktoś nawet zrobił tabelę ukazującą ile razy na odcinek się uśmiecha, gdyż za każdym razem jest to wielkie wydarzenie xD )

A jakie są moje rozważania na ich temat? 
Recenzja powinna być obiektywna, wiem... ale dlatego to jest pseudo recenzja, bo obiektywna nie będę.
Nie trawię Inaho, naszego obrońcy Ziemian. Po prostu. Dawno nie miałam tak, żebym aż tak nie lubiła protagonisty serii! A Slaine'a -co jak co (cóż, to chyba nie będzie spojler) - przeciwnika (wroga?) głównego bohatera -  za charakter i całokształt postaci uwielbiam. A na przykład większość Slaine'a wręcz nienawidzi. Choć to też się zmienia jak w kalejdoskopie, z odcinka na odcinek nienawiść może zmienić się w miłość (ocinki 7-12 to był istny rollercoaster emocji do bohaterów). I za to mam podziw do twórców, że w takim stopniu potrafią manipulować naszymi emocjami,ogólnie sposobem w jaki postrzegamy postacie... (nawet te drugoplanowe! tak... odcinek 8... xD).

 Zaznaczę jeszcze, że wszystko o czym teraz napisałam, dotyczy 
jedynie, tylko i wyłącznie pierwszego sezonu.
(powiedzmy, że piszę to z perspektywy 11 odcinka)
bo w drugim nam się trochę sprawa komplikuje...
Warto mieć to w pamięci oglądając 12 odcinek >:D (jestem złą osobą)

Tak, w połowie stycznia zaczął wychodzić drugi! I naprawdę jestem wdzięczna samej sobie, że zaczęłam oglądać to anime akurat jak kolejny sezon zaczął być już nadawany (w ostatnią sobotę (14.02) leciał 6 odcinek i już po dwóch godzinkach można było go znaleźć z angielskimi napisami c: ), gdyż zakończenie pierwszego było jednym z tych największych WTF'ów w historii. Nie wiem jak ja bym wyczekała te kilka miesięcy (a to anime nie jest na podstawie żadnej mangi ani niczego D: ).

Off top: jedynym anime, które obejrzałam, z bardziej rozwalającą końcówką jest zakończenie "Madoka Magica" i jej kontynuacji "Madoka Magica the movie 3: Rebellion". Tam to dopiero ostro pojechali po bandzie xD Również polecam. (I nie, nie jest to wcale jakieś cukierkowe anime z lolitkami, którego można by się spodziewać po plakacie i pierwszych trzech odcinkach)


Okey, wracamy do A/Z:
Dlaczego wstawiłam ending z Madoki Magicy? Gdyż tak się fajnie złożyło, że wykonał go Kalafina, zespół, który jest odpowiedzialny również za opening Aldnoah.Zero, który jest tak samo świetny :3
Ogólnie cała ścieżka dźwiękowa jest znakomita, jednak nie mogę ich tu wstawić ze względu na strasznie restrykcyjne prawa autorskie (nawet na yt praktycznie niemożliwe jest znaleźć jakąś "czystą" wersję)
znaczy no dla chcącego nic trudnego, ale uszanuję wolę twórców :v

Do grafiki również nie mogę się przyczepić, jest baaaardzo starannie wykonana (co sobię bardzo cenię, bo często widzę naprawdę dobre anime, które potrafi czasem zachwycić kreską, a przez resztę seansu być zrobiona na "odwal").
Fani mechów również powinni być usatysfakcjonowani, mnie jednak te walki humanoidalnych robotów niezbyt kręcą, więc się nie wypowiem :3
Żeby przypadkiem jednak ktoś się nie zniechęcił i nie pomyślał "aaa, będą się tylko nawalać, nuda"!
Cóż gatunek gatunkiem - nic się z tym nie zrobi, ja sama stronię od niego, ale to anime jest naprawdę wciągające. Mnie samą nawet ciekawi ten fenomen. No niby jakiś ten pomysł na fabułę mega oryginalny nie jest, ale mimo wszystko z niecierpliwością czekam na każdy nowy odcinek. Czyli coś w sobie ma.
Może po prostu chcę wiedzieć jak to się skończy dla Slaine'a wszystkich bohaterów. Bo tu naprawdę nic nic nigdy nie wiadomo. Zdarzyć się może wszystko. Dosłownie. Gdybym opowiedziała fabułę szóstego odcinka drugiego sezonu, komuś kto właśnie skończył pierwszy sezon, w życiu by nie uwierzył jak się sprawy mają xD

Czas na ciekawostki~:

Takie oto zdjęcie zobaczyłam kiedyś na mojej tablicy... i od razu w głowie zapaliła mi się lampka "wait, to przecież wygląda jak Hetalia"
Ha! Nie myliłam się! Bowiem to właśnie twórca Hetalii, Hidekaz Himaruya stworzył okładkę na antologię do A/Z! (czyli takie krótkie, luźne komiksy, które jedyne co mają wspólnego z fabułą to postacie)
Jaki ten świat jest mały, czyż nie?

Ciekawostka numer dwa:
Coś co odkryłam (oczywiście nie sama, Tumblr jak zwykle pomógł) całkiem niedawno, bo dopiero w drugiej serii i co dało jeszcze lepsze światło na prawdziwy geniusz twórców.
Każdy odcinek ma nadany podtytuł, który pojawia się zawsze na końcu, o np. coś takiego:

I nie byłoby nic w tym dziwnego, gdyby nie to, że każdy z tych tytułów jest równocześnie tytułem jakiejś książki, która istnieje naprawdę. Co jeszcze ciekawsze, fabuła odcinka praktycznie zawsze odnosi się w jakiś sposób do fabuły tej powieści! Czasem są to jedynie jakieś luźne, nic nie znaczące, ledwie widoczne powiązania, ale raz to mi prawie szczęka opadła, gdy porównałam obie fabuły! Duży szacun dla twórców, że chciało im się takie rzeczy robić.

A gdyby to jeszcze nie były wystarczające powody do obejrzenia tego anime to nie mogę nie wspomnieć o pewnej osobie, która pojawia się w drugim sezonie i zwie się... HRABIA MAZUUREK
Nie żartuję, serio. Pojawił się nawet dialog w anime dot. jego osobliwego nazwiska xD
Dodatkowo jest on jedną z moich ulubionych postaci (coś czuję, że w najbliższych odcinkach sporo namiesza w fabule~)
No jak tu nie kochać kogoś o takim nazwisku? :3 Czyż nie jest uroczy? (ach, to zamiłowanie Japończyków do Chopina)



Okay:
Podsumowując, bardzo ciekawe i wciągające anime, które lubi dawać pstryczka w nos widzowi co rusz dając różnorakie zwroty akcji. No i trochę mechów, które da się przeżyć. Polecam!


I oczywiście, na koniec piękna grafika obrazująca ...

Dobra, możecie mnie zabić.

Nie zakładajcie Tumblra. On zniszczy wam mózg ;-;

Ale to jeszcze nie wszystko! czy nie wspominałam, że to trochę ponadprzeciętnie długie będzie? 8)

Tu się kończy notka, którą napisałam na początku. Powinnam kliknąć teraz "opublikuj".
Ale...
O co chodzi z tytułowym bonusem? 
Tą część dodaję znacznie później, gdyż notkę o A/Z miałam już wcześniej napisaną, ale tego ranka skończyłam pewną serię... książkową! I naprawdę, mimo iż w ogóle do tematu anime nie pasuje w najmniejszym stopniu, postanowiłam o niej tutaj wspomnieć, gdyż uważam, że jest ona serią strasznie niedocenianą (w sensie niezbyt popularną w porównaniu do takich hitów jak Harry Potter czy Igrzyska Śmierci, ale jeśli już ktoś ją przeczyta, to naprawdę się w niej zakochuje... moje serducho boli, gdy widzę takie mało znane perełki podczas gdy nastolatki wciąż jarają się Zmierzchem ;-; )
~tutaj po prostu chcę wyrzucić z siebie emocje, po Zankyou no Terror pomogło~


Okay, a więc pewnego pięknego wrześniowego dnia postanowiłam zrobić sobie przejażdżkę do biblioteki. 
Buszując między regałami moją uwagę przykuła właśnie ta książka. 

Już sam opis brzmi dość irracjonalnie. 
Jakby tu najkrócej streścić fabułę? 
Małe kalifornijskie miasteczko nad oceanem. 
Nagle wszyscy powyżej 15 roku życia znikają.
Dosłownie, tak jak stoją.
A całe miasto i okoliczny teren otacza kopuła/bariera, która uniemożliwia jakikolwiek kontakt z resztą świata.
Centrum tego miejsca jest okoliczna elektrownia.
I co najlepsze, u niektórych dzieciaków ujawniają się nadprzyrodzone... zdolności.

"Więźniami ETAP-u zostało trzysta trzydzieścioro dwoje dzieci w wieku od jednego miesiąca do lat czternastu."

Długo zastanawiałam się, czy zaczynać tę serię (6 tomów), gdyż wiek bohaterów mnie trochę zniechęcał (14 latkowie...? Nie mogli dać trochę starszych?), no ale ze względu na sam dość intrygujący koncept postanowiłam dać jej szansę (szczególnie po szybkim wskoczeniu na wikipedię i spojrzeniu na gatunki~)


I to była bardzo dobra decyzja.

Ciekawy pomysł? Nie tylko pomysł. Wykonanie również fantastyczne. Naprawdę, bez wahania mogę powiedzieć, że jak dotąd nie miałam jakiejś ulubionej serii, która by mnie do głębi zafascynowała. Teraz ją znalazłam.

Piszę to jeszcze pod wpływem emocji, kilka godzin po zamknięciu ostatniego tomu.
(we wrześniu przeczytałam pierwsze trzy tomy, ale dopiero teraz miałam możliwość przeczytania trzech kolejnych).
Jeszcze długo po jej odłożeniu ręce mi się trzęsły.

Coś czego nie spodziewałam się po tej serii, to to jaka ona będzie... brutalna (cóż, gatunki nie kłamały)
Tak, właśnie tak. Nie miałam jakiegoś wrażenia, że czytam książkę młodzieżową... nawet sam autor woli ją określać mianem "young adult fiction" (gdzieś koło 15-25? :v).
I całkowicie się z nim zgadzam. W życiu bym nie dała tej książki dwunastolatce do ręki. 
(W oryginalnej wersji językowej na tyle okładki jest nawet ostrzeżenie, że zawiera sceny okrucieństwa i przemocy :v tak żeby przypadkiem jakiś rodzic, który zobaczy ją w księgarni nie pomyślał, że skoro to opowiada o perypetiach dzieci w wieku 10-15 lat, to będzie odpowiedni prezent dla dziecka).

No ale o co w ogóle chodzi? 
Hmm... generalnie fabuła 6 tomów? "Po prostu" walka o przetrwanie.

Mówiłam, że na ostatnim odcinku ZnK uroniłam łzy? Ha! Tutaj wprawdzie tych łez nie uroniłam w dosłownym tego słowa znaczeniu, jednak na pewno zakończenie zostawiło mnie w większym szoku niż ZnK. Dosłownie przez ostatnie 60 stron, gdy już czułam jak to się wszystko zakończy, miałam przez cały ten czas zaszklone oczy. Nawet na podziękowaniach autora dla fanów.

Trochę nie spodziewałam się, że w tak krótkim odstępie czasu obejrzę pierwsze anime (i coś czuję, że jeszcze na długo ostatnie), które doprowadziło mnie do łez i przeczytam pierwszą książkę, która to ze mną (prawie?) zrobiła. Czyżby tylko przypadek? A może serce mi mięknie? ;-;
Ale czemuż to książka dobiła mnie bardziej niż anime? Ponieważ w anime było 11 odcinków i tak jak wspomniałam, to za krótko by się do tych postaci znacząco przywiązać, poznać ich.

A tu? Trzy tysiące stron. Trzy tysiące stron poczynań bohaterów na przestrzeni roku. Był ich ogrom. Tych unikalnych? Z imieniem, historią, pełniące ważną rolę w fabule? Co najmniej kilkadziesiąt. Tak. Mogłoby się wydawać, że trudno by wykreować aż tyle unikalnych postaci, ale Michaelowi Grantowi to się udało.

Teoretycznie dało by się wydzielić kilka głównych postaci (tzw. wielka czwórka), ale to nie ma sensu. 
Tu naprawdę każda postać, która pojawia się na dłużej niż kilka stron ma swój charakter. Rolę do wypełnienia w fabule. I ich osobowość stale się rozwija. Czasem osoby na przestrzeni 6-ściu tomów stają się nie do poznania, poznają swoje prawdziwe "ja", odkrywają pasje, których w normalnym życiu nie byliby wstanie zauważyć, ujawniają umiejętności, których nikt by się po nich nie spodziewał (zdolności z dziedzin medycyny, organizacji, przywództwa, ... a nawet z takich na pozór 'trywialnych', ale jakże ważnych rzeczy jak opieki nad dziećmi, rybactwa czy ogrodnictwa!).
Nie ma tu osób anonimowych (no na tyle ile to jest możliwe przy ponad 300 osobach)  i co bardzo cenię w tej książce praktycznie nikt nie jest tu "statystycznym, szczęśliwym amerykańskim białym dzieckiem".
Przykłady? Okey...! Mamy  autystycznego pięciolatka, nielegalnego imigranta z Hondurasu, czarnoskórych, Azjatów, Afrykańczyków, chłopaka, który pierwsze lata życia pędził na ulicach w Bangkoku, muzułmanina, lesbijkę, geja, chłopca, przez którego ojczym stracił ramię (cóż za eufemizm *ekhm* po prostu mu tą rękę spalił), dziewczynę poniekąd odpowiedzialną za paraliż matki, chłopaka, który został oddany do adopcji, gdy miał dwa lata, bo... no właśnie, czemu?  (tak, długa historia...)... a to wszystko było zanim zostali zamknięci pod "kopułą"! To wyobraźcie sobie jakie potem się rzeczy musiały dziać, gdy te wszystkie osobowości zostały na siebie skazane... i dodatkowo wyposażone w "moce" (jakie moce? a bardzo różnorodne...)
...ah! Oczywiście, jak mogłam zapomnieć o moim ulubionym psychopacie, który kiedyś, w wieku kilku lat postrzelił kolegę z sąsiedztwa, bo się bawił bronią ojca.

Naprawdę, każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Tu nikt nie był idealny. Depresje, samobójstwa, narkomania, alkoholizm, uzależnienia, bulimia... to wszystko w ETAP-ie (tak nazywano to miejsce) było na porządku dziennym.  
Nawet ci "źli" nie byli po prostu "źli".
Jak w prawdziwym życiu: nie ma ludzi tylko złych albo tylko dobrych.
(jedynym wyjątkiem jest ten psychopata, nawet autor to potwierdził xD)

Ta seria jest naprawdę brutalna, kilka razy zdarzyło mi się dosłownie skrzywić z obrzydzenia przy jej czytaniu. Komu bym ją poleciła? Wszystkim, ale (o ironio) na pewno powyżej 14-roku życia. 
Otóż jak to mówią trup tu ścieli się gęsto.
I to bardzo. (jest to szczególnie widoczne bodajże w 4 i 6 tomie, trzy pierwsze są bardziej... lajtowe? xD) Śmierć bohaterów, do których się przywiązałeś nawet pod samego początku serii, których pokochałeś, przewracałeś strony w poszukiwaniu kolejnych wydarzeń z nimi związanych (no ja tak miałam, serio) nie jest niczym nadzwyczajnym. Kilka razy miałam ochotę rzucić książką przez pokój z frustracji. I rzuciłabym, gdyby nie były z biblioteki.

Co te papierki oznaczają? Cóż to trochę spojler... no ale...
 ...są to  miejsca, w których umierają bohaterowie właśnie! Cudowne wygląda zwłaszcza ta ostatnia część, "Światło" czyż nie...? (Nawet na mnie robi to spore wrażenie, jakoś nie czuć tego aż tak podczas czytania do póki nie umrze jakaś postać, na której ci zależy)

Ogólnie w wielu sprawach często zaskakiwała mnie właśnie ta prostota i bezpośredniość z jaką autor opisywał wiele rzeczy, bez owijana w bawełnę.
Dla Granta nie ma tematów tabu. Seks piętnastolatków? Proszę bardzo. Uzależnienia od czego można się tylko uzależnić? Są. Niewinne bójki, które potrafią się przerodzić w morderstwa? Oczywiście. 
*wzdycha* I jakby to zatrważająco nie brzmiało - kanibalizm...? Niestety muszę kiwnąć głową.

Ale, ale!
Te dzieciaki nie muszą się zmierzyć jedynie z głodem, pragnieniem, walkami o władzę, mutantami... (będąc szczera mogłabym w to miejsce jeszcze wstawić tryliard innych rzeczy)... gdyż w niepozornej sztolni, głęboko pod ziemią czai się coś, co już wkrótce ma się narodzić na nowo...
Ciemność...

Tak jak wspomniałam, książka jest mocna... ale jednocześnie taka rzeczywista (w przenośni, ofc, na co dzień nie widuje się raczej uzbrojonych sześciolatków nawet gdy idą do wychodka). Poczynania bohaterów są jednak takie naturalne... proste... prawdziwe. Mimo iż zostali odcięci od świata rzeczywistego, zmuszeni do szybkiego dojrzenia... (naprawdę podczas czytania miałam wrażenie, że wszyscy są przynajmniej +16)  to wciąż pozostali tylko dziećmi, starają się żyć jak najnormalniej. Teraz rozumiem, czemu autor postawił na tak młodą grupę wiekową. To zderzenie z brutalną rzeczywistością jest dla nich najbardziej bolesne. Przyzwyczajeni do wygodnego życia, gdzie mama codziennie im czyta bajkę na dobranoc, pośród internetu, gier i beztroski,  zostają brutalnie wyrwani z tego świata, muszą zająć się młodszym rodzeństwem, zacząć pracować, by mieć co jeść... a to wszystko w ciągłej trwodze o własne życie, bo w każdej chwili mogą natknąć się na jakiegoś pijanego, ponadprzeciętnie silnego osiłka, który im rozwali czaszkę o znak stopu. To nie powinno brzmieć zabawnie. ;-;

A co do tego pragnienia normalności... rozczuliło mnie odgrywanie scenek ze Spongeboba T.T, aż przytoczę fragment, a co:

"Tłum składał się ze stu trzech dzieciaków. Najmłodsze miało roczek, najstarsze - piętnaście lat. Sam pomyślał ze smutkiem, że nigdy wcześniej żadna dziecięca publiczność nie wyglądała w ten sposób. Każdy, kto skończył pięć lat, miał przy sobie broń. Widział noże, maczety, kije bejsbolowe, pałki najeżone kolcami, łańcuchy i pistolety.
Nikt nie był modnie ubrany - przynajmniej nie według normalnych standardów. Dzieci nosiły rozłażące się w szwach koszulki i o kilka numerów za duże dżinsy. Niektóre zarzuciły na siebie poncza zrobione z koców. Wiele z nich było na bosaka. Próbowały ozdobić swoje stroje piórami wetkniętymi we włosy, dużymi pierścionkami z diamentami, które przymocowywały taśmą, plastikowymi kwiatami, krawatami i szelkami, niektóre miały pomalowane twarze. (...)
Gdy słońce zachodziło, a cienie stawały się coraz dłuższe, Sam zauważał rozrzucone pety. Mimo ich starań małe grupki dzieciaków podawały sobie butelki alkoholu - firmowego lub pędzonego w domach. Pewnie gdyby mu się chciało, wyczułby też zapach marihuany.
Generalnie rzeczy miały się jednak lepiej."

Po co  ktoś... lub coś stworzyło kopułę?
Czy uda im się stamtąd wydostać?
Czy może ETAP to jedyne miejsce, w którym będą oni w stanie się odnaleźć?
Czy naprawdę chcą, by bariera zniknęła?

Udało mi się znaleźć darmowy fragment dwóch pierwszych rozdziałów. Nawet nie wiecie jak bardzo nierzeczywiste mi się one wydają po przeczytaniu całej serii. 
Wprawiają mnie wręcz w taki melancholijny nastrój... bo ja już wiem, jak potoczyły się losy wszystkich, których imiona zostały tu wymienione...


Tak, to już koniec tej notki. Mam nadzieję, że dało się to czytać :v No to ja wracam się ponownie torturować ostatnimi rozdziałami serii. Coś czuję, że tę książkę będę trzymać aż do ostatecznego terminu oddania.