sobota, 21 lutego 2015

Chociażby niebiosa miały upaść. Aldnoah.Zero + bonus, przy którym ZnT się chowa

OKAY, TEN POST BĘDZIE DŁUUUGI, miała być zwykła recenzja anime... wyszło trochę więcej xD Rozważania o wszystkim i o niczym, ale stwierdziłam, że nie ma sensu tego rozdrabniać na mniejsze części. Zapraszam do lektury :3!

--------
Cóż, nie myślałam, że jeszcze kiedykolwiek przedstawię tu jakieś moje przemyślenia o anime, no ale ostatnio jedno mnie dość pozytywnie zaskoczyło i uważam, że zasługuje na uwagę:
Po przeczytaniu tego wszystkiego jeszcze raz, to naprawdę niewiele ma wspólnego z recenzją... to są po prostu moje... odczucia? whatever, po prostu chciałam gdzieś to wstawić :v 
(pisałam do na przestrzeni wielu dni, raz coś odjęłam, raz coś dodałam, bo zauważyłam coś nowego więc to nie będzie miało  dużo ładu i składu xD )

Niechaj sprawiedliwości stanie się zadość, chociażby Niebiosa miały upaść.

Tak właśnie brzmi motto przewodnie tego anime. Co ciekawe, również jest z lata 2014!
 (taak, to był dobry sezon... takie perełki zdarzają się rzadko - dla porównania z jesiennego sezonu nie obejrzałam ani jednego tytułu.)
Tak naprawdę w odróżnieniu do Zankyou no Terror nigdy nie planowałam oglądać tego anime, trafiłam na nie całkiem przypadkiem (no plz, gatunek mecha, jakieś walki Marsjan z ludźmi? thanks, nie dla mnie takie rzeczy) ale... kolejny raz Tumblr na mnie wpłynął i gdy wszyscy na tablicy zaczęli mi spamować gifami z tego anime, jakimś tam przeżyciami związanymi z fabułą (średnio ogarniałam i nie wczytywałam się w nie) to zaczynałam myśleć nad obejrzeniem, ale jeden gif przeważył szalę (jak ktoś już obejrzy - sceny z odc 8 -  Boże, co za sadystka ze mnie     ;-;) No i nie stąd ni zowąd, włączyłam pierwszy odcinek... i nie spodziewałam się tak ciekawego seansu!

Jeszcze większe zaskoczenie było wtedy, gdy odkryłam, że Aldnoah.Zero zdobyło tytuł  nieoficjalnego anime sezonu letniego! (ZnK zajęło 3 miejsce)  :O

Czy zasłużenie? To zależy już od osobistej oceny każdego, ja jednak uważam, że nie może się ono równać z Zankyou no Terror :3  Nie należy się więc tymi ocenami zbytnio sugerować, gdyż są one prowadzone jedynie przez stronkę na FB zwaną Anime Trending  (nawiasem mówiąc bardzo fajna, robi cotygodniowe rankingi anime, w których każdy może głosować), tak więc nie są zbyt obiektywne.


EDIT: gdy ostatni raz sprawdzałam, na tej samej stronce wciąż trwało osobne głosowanie na anime roku... i teraz przypadkiem na nią weszłam i okazało się, się już się zakończyło! Zankyou no Terror ostatecznie wygrało!! Tego się nie spodziewałam :O 
(Aldnoah.Zero zajęło miejsce szóste.)




Okay okay, zboczyłam trochę z tematu xD
A więc. Czas na fabułę.
Lata 70' ubiegłego wieku. Na Księżycu odkryto technologię  pozostawioną tam przez jakąś prehistoryczną cywilizację umożliwiającą podróż na Marsa. A więc ludzkość zaczęła kolonizację czerwonej planety! Co mogłoby pójść nie tak...? Nie, wbrew moim wcześniejszym słowom, nie zaatakowały ich żadne zielone stworki, a co ciekawe wszystko początkowo poszło zgodnie z planem. Niestety, muszę rozczarować wszystkich liczących na jakieś fajne monstra i przybyszów z kosmosu, tego w tym anime nie znajdziecie. Jest tu coś innego.
Ludność Marsa z czasem zaczęła się uważać za jakąś wyższą rasę, "nadludzi".
Zaczęli też zazdrościć Ziemianom ich warunków do życia (lepsze jedzenie, woda itd.), było też wiele innych czynników, ale o tym dowiecie się już w anime.
Wojny nie dało się uniknąć, kolonizatorzy Marsa, zwani już później po prostu Marsjanami (co brzmi dziwnie, ponieważ z wyglądu i ogólnie we wszystkim są tacy sami jak Ziemianie xD) zaatakowali Ziemię. Wybuchła wielka wojna, która nie była do końca rozstrzygnięta, duża część świata została zniszczona, ale ogólnie nie udało się im wykurzyć Ziemian.

Teraz dopiero przenosimy się do głównej fabuły anime, która toczy się kilka lat po tamtych wydarzeniach (2014 rok). Wciąż trwa "zimna wojna" między tymi dwoma "rasami", każdy przygotowuje się na ewentualną batalię.

I tak dochodzimy do pewnych wydarzeń z pierwszego odcinka, które wywołują ponowny konflikt i cały koszmar wojny zaczyna się na nowo...

I tak oto naprawdę wygląda zarys fabuły. Nie brzmi jakoś szczególnie odkrywczo? Dodając do tego gatunek 'mecha' można wywnioskować, że może być to co najwyżej niezła gratka dla fanów gatunku, ot, zwykła nawalanka, czyż nie?

... no ale nie pisałabym przecież o tym anime, gdyby naprawdę tak było, prawda...? :D

Więc w czym tkwi sekret? Otóż... bohaterowie ~!

Mamy ich dwóch głównych  (właściwie trzech, ale o tym potem):
Inaho Kaizuka, zwykły (no nie taki zwykły, ot, trochę ponadprzeciętnie inteligentny, trochę  (BARDZO?) ma problemy z okazywaniem uczuć) nastolatek z Ziemi

Mieszka z siostrą, gdyż jego rodzice zginęli w ostatniej wojnie z Marsjanami kilka lat temu, uczy się w liceum, jest przykładnym uczniem, jest gotów stanąć do walki w obronie swojej planety
cud, miód, orzeszki, nie?

Ale, ale... ! Po przeciwnej stronie barykady stoi on - Slaine Troyard

Również nastolatek, stoi wiernie po stronie Marsjan, którzy zaatakowali ziemię, chcę jak najlepiej wypełniać swoją rolę. W odróżnieniu do naszego Inaho jest dość impulsywny i emocjonalny.

I teraz co sobie pomyśleliście? Aha, jeden dobry, jeden zły,  Marsjanie zaatakowali Ziemię, Inaho broni dzielnie swojego domu, Slaine wraz ze spółką ją atakuje.

Hm
Hm
Hm
Tak jakby.

Ale nie do końca. =3=
Tu nic nie jest takie, na jakie się wydaje.
Zanim zacznę ich opisywać, napiszę o jednym fenomenie, który zauważyłam. Otóż dawno nie widziałam takiego wewnętrznego hejtu i podziału w fandomie. Serio. Część osób uwielbia jednego głównego bohatera i nienawidzi drugiego, część na odwrót właśnie. Niewiele osób jest pomiędzy... nawet ja B)

Kto tu jest dobry, a kto zły? Ohoho, nie ma tak łatwo. W tym anime nic nie jest takie jak sądzisz! Scenarzyści robią wszystko, żebyś myślał, że wiesz co się za chwilę stanie, snujesz plany na temat przyszłych wydarzeń... a tu ZONK. Wszystko dzieje się kompletnie inaczej. Często robią to kosztem logiki działań bohaterów, chyba najważniejsze jest dla nich to, by widz czuł się jak najbardziej zdezorientowany xD
Kilka razy miałam tak, że siedziałam przed laptopem z rozwartą buzią z miną "WHAT THE HELL?"

A teraz wracając do postaci... jedną z ważniejszych jest jeszcze księżniczka Marsjan, wnuczka założyciela kolonii


Niewinna Asseylum, pokojowo nastawiona do wszystkiego duszyczka oczywiście nie chce wojny, biedaczka jednak nie wie, że swoimi działaniami przyczyniła się do jej ponownego wybuchu...

Nadal nie dość przekonująco?

To jeszcze słówko może o naszych dwóch protagonistach:
Żeby było jeszcze ciekawiej... 
 ...Slaine jest Ziemianinem!

A jakże! Z tego powodu ma dość niski status społeczny wśród Marsjan i cóż to dużo mówić, jest zwykłym popychadłem...


A więc czemu tak uparcie ich popiera? Jak on się w ogóle tam znalazł? 
To już dość skomplikowana kwestia, którą samemu trzeba rozwikłać :3

A co z Inaho? 
 

Również jest dość skomplikowaną postacią, gdyż liczba emocji przez niego okazywana jest praktycznie... zerowa? (ktoś nawet zrobił tabelę ukazującą ile razy na odcinek się uśmiecha, gdyż za każdym razem jest to wielkie wydarzenie xD )

A jakie są moje rozważania na ich temat? 
Recenzja powinna być obiektywna, wiem... ale dlatego to jest pseudo recenzja, bo obiektywna nie będę.
Nie trawię Inaho, naszego obrońcy Ziemian. Po prostu. Dawno nie miałam tak, żebym aż tak nie lubiła protagonisty serii! A Slaine'a -co jak co (cóż, to chyba nie będzie spojler) - przeciwnika (wroga?) głównego bohatera -  za charakter i całokształt postaci uwielbiam. A na przykład większość Slaine'a wręcz nienawidzi. Choć to też się zmienia jak w kalejdoskopie, z odcinka na odcinek nienawiść może zmienić się w miłość (ocinki 7-12 to był istny rollercoaster emocji do bohaterów). I za to mam podziw do twórców, że w takim stopniu potrafią manipulować naszymi emocjami,ogólnie sposobem w jaki postrzegamy postacie... (nawet te drugoplanowe! tak... odcinek 8... xD).

 Zaznaczę jeszcze, że wszystko o czym teraz napisałam, dotyczy 
jedynie, tylko i wyłącznie pierwszego sezonu.
(powiedzmy, że piszę to z perspektywy 11 odcinka)
bo w drugim nam się trochę sprawa komplikuje...
Warto mieć to w pamięci oglądając 12 odcinek >:D (jestem złą osobą)

Tak, w połowie stycznia zaczął wychodzić drugi! I naprawdę jestem wdzięczna samej sobie, że zaczęłam oglądać to anime akurat jak kolejny sezon zaczął być już nadawany (w ostatnią sobotę (14.02) leciał 6 odcinek i już po dwóch godzinkach można było go znaleźć z angielskimi napisami c: ), gdyż zakończenie pierwszego było jednym z tych największych WTF'ów w historii. Nie wiem jak ja bym wyczekała te kilka miesięcy (a to anime nie jest na podstawie żadnej mangi ani niczego D: ).

Off top: jedynym anime, które obejrzałam, z bardziej rozwalającą końcówką jest zakończenie "Madoka Magica" i jej kontynuacji "Madoka Magica the movie 3: Rebellion". Tam to dopiero ostro pojechali po bandzie xD Również polecam. (I nie, nie jest to wcale jakieś cukierkowe anime z lolitkami, którego można by się spodziewać po plakacie i pierwszych trzech odcinkach)


Okey, wracamy do A/Z:
Dlaczego wstawiłam ending z Madoki Magicy? Gdyż tak się fajnie złożyło, że wykonał go Kalafina, zespół, który jest odpowiedzialny również za opening Aldnoah.Zero, który jest tak samo świetny :3
Ogólnie cała ścieżka dźwiękowa jest znakomita, jednak nie mogę ich tu wstawić ze względu na strasznie restrykcyjne prawa autorskie (nawet na yt praktycznie niemożliwe jest znaleźć jakąś "czystą" wersję)
znaczy no dla chcącego nic trudnego, ale uszanuję wolę twórców :v

Do grafiki również nie mogę się przyczepić, jest baaaardzo starannie wykonana (co sobię bardzo cenię, bo często widzę naprawdę dobre anime, które potrafi czasem zachwycić kreską, a przez resztę seansu być zrobiona na "odwal").
Fani mechów również powinni być usatysfakcjonowani, mnie jednak te walki humanoidalnych robotów niezbyt kręcą, więc się nie wypowiem :3
Żeby przypadkiem jednak ktoś się nie zniechęcił i nie pomyślał "aaa, będą się tylko nawalać, nuda"!
Cóż gatunek gatunkiem - nic się z tym nie zrobi, ja sama stronię od niego, ale to anime jest naprawdę wciągające. Mnie samą nawet ciekawi ten fenomen. No niby jakiś ten pomysł na fabułę mega oryginalny nie jest, ale mimo wszystko z niecierpliwością czekam na każdy nowy odcinek. Czyli coś w sobie ma.
Może po prostu chcę wiedzieć jak to się skończy dla Slaine'a wszystkich bohaterów. Bo tu naprawdę nic nic nigdy nie wiadomo. Zdarzyć się może wszystko. Dosłownie. Gdybym opowiedziała fabułę szóstego odcinka drugiego sezonu, komuś kto właśnie skończył pierwszy sezon, w życiu by nie uwierzył jak się sprawy mają xD

Czas na ciekawostki~:

Takie oto zdjęcie zobaczyłam kiedyś na mojej tablicy... i od razu w głowie zapaliła mi się lampka "wait, to przecież wygląda jak Hetalia"
Ha! Nie myliłam się! Bowiem to właśnie twórca Hetalii, Hidekaz Himaruya stworzył okładkę na antologię do A/Z! (czyli takie krótkie, luźne komiksy, które jedyne co mają wspólnego z fabułą to postacie)
Jaki ten świat jest mały, czyż nie?

Ciekawostka numer dwa:
Coś co odkryłam (oczywiście nie sama, Tumblr jak zwykle pomógł) całkiem niedawno, bo dopiero w drugiej serii i co dało jeszcze lepsze światło na prawdziwy geniusz twórców.
Każdy odcinek ma nadany podtytuł, który pojawia się zawsze na końcu, o np. coś takiego:

I nie byłoby nic w tym dziwnego, gdyby nie to, że każdy z tych tytułów jest równocześnie tytułem jakiejś książki, która istnieje naprawdę. Co jeszcze ciekawsze, fabuła odcinka praktycznie zawsze odnosi się w jakiś sposób do fabuły tej powieści! Czasem są to jedynie jakieś luźne, nic nie znaczące, ledwie widoczne powiązania, ale raz to mi prawie szczęka opadła, gdy porównałam obie fabuły! Duży szacun dla twórców, że chciało im się takie rzeczy robić.

A gdyby to jeszcze nie były wystarczające powody do obejrzenia tego anime to nie mogę nie wspomnieć o pewnej osobie, która pojawia się w drugim sezonie i zwie się... HRABIA MAZUUREK
Nie żartuję, serio. Pojawił się nawet dialog w anime dot. jego osobliwego nazwiska xD
Dodatkowo jest on jedną z moich ulubionych postaci (coś czuję, że w najbliższych odcinkach sporo namiesza w fabule~)
No jak tu nie kochać kogoś o takim nazwisku? :3 Czyż nie jest uroczy? (ach, to zamiłowanie Japończyków do Chopina)



Okay:
Podsumowując, bardzo ciekawe i wciągające anime, które lubi dawać pstryczka w nos widzowi co rusz dając różnorakie zwroty akcji. No i trochę mechów, które da się przeżyć. Polecam!


I oczywiście, na koniec piękna grafika obrazująca ...

Dobra, możecie mnie zabić.

Nie zakładajcie Tumblra. On zniszczy wam mózg ;-;

Ale to jeszcze nie wszystko! czy nie wspominałam, że to trochę ponadprzeciętnie długie będzie? 8)

Tu się kończy notka, którą napisałam na początku. Powinnam kliknąć teraz "opublikuj".
Ale...
O co chodzi z tytułowym bonusem? 
Tą część dodaję znacznie później, gdyż notkę o A/Z miałam już wcześniej napisaną, ale tego ranka skończyłam pewną serię... książkową! I naprawdę, mimo iż w ogóle do tematu anime nie pasuje w najmniejszym stopniu, postanowiłam o niej tutaj wspomnieć, gdyż uważam, że jest ona serią strasznie niedocenianą (w sensie niezbyt popularną w porównaniu do takich hitów jak Harry Potter czy Igrzyska Śmierci, ale jeśli już ktoś ją przeczyta, to naprawdę się w niej zakochuje... moje serducho boli, gdy widzę takie mało znane perełki podczas gdy nastolatki wciąż jarają się Zmierzchem ;-; )
~tutaj po prostu chcę wyrzucić z siebie emocje, po Zankyou no Terror pomogło~


Okay, a więc pewnego pięknego wrześniowego dnia postanowiłam zrobić sobie przejażdżkę do biblioteki. 
Buszując między regałami moją uwagę przykuła właśnie ta książka. 

Już sam opis brzmi dość irracjonalnie. 
Jakby tu najkrócej streścić fabułę? 
Małe kalifornijskie miasteczko nad oceanem. 
Nagle wszyscy powyżej 15 roku życia znikają.
Dosłownie, tak jak stoją.
A całe miasto i okoliczny teren otacza kopuła/bariera, która uniemożliwia jakikolwiek kontakt z resztą świata.
Centrum tego miejsca jest okoliczna elektrownia.
I co najlepsze, u niektórych dzieciaków ujawniają się nadprzyrodzone... zdolności.

"Więźniami ETAP-u zostało trzysta trzydzieścioro dwoje dzieci w wieku od jednego miesiąca do lat czternastu."

Długo zastanawiałam się, czy zaczynać tę serię (6 tomów), gdyż wiek bohaterów mnie trochę zniechęcał (14 latkowie...? Nie mogli dać trochę starszych?), no ale ze względu na sam dość intrygujący koncept postanowiłam dać jej szansę (szczególnie po szybkim wskoczeniu na wikipedię i spojrzeniu na gatunki~)


I to była bardzo dobra decyzja.

Ciekawy pomysł? Nie tylko pomysł. Wykonanie również fantastyczne. Naprawdę, bez wahania mogę powiedzieć, że jak dotąd nie miałam jakiejś ulubionej serii, która by mnie do głębi zafascynowała. Teraz ją znalazłam.

Piszę to jeszcze pod wpływem emocji, kilka godzin po zamknięciu ostatniego tomu.
(we wrześniu przeczytałam pierwsze trzy tomy, ale dopiero teraz miałam możliwość przeczytania trzech kolejnych).
Jeszcze długo po jej odłożeniu ręce mi się trzęsły.

Coś czego nie spodziewałam się po tej serii, to to jaka ona będzie... brutalna (cóż, gatunki nie kłamały)
Tak, właśnie tak. Nie miałam jakiegoś wrażenia, że czytam książkę młodzieżową... nawet sam autor woli ją określać mianem "young adult fiction" (gdzieś koło 15-25? :v).
I całkowicie się z nim zgadzam. W życiu bym nie dała tej książki dwunastolatce do ręki. 
(W oryginalnej wersji językowej na tyle okładki jest nawet ostrzeżenie, że zawiera sceny okrucieństwa i przemocy :v tak żeby przypadkiem jakiś rodzic, który zobaczy ją w księgarni nie pomyślał, że skoro to opowiada o perypetiach dzieci w wieku 10-15 lat, to będzie odpowiedni prezent dla dziecka).

No ale o co w ogóle chodzi? 
Hmm... generalnie fabuła 6 tomów? "Po prostu" walka o przetrwanie.

Mówiłam, że na ostatnim odcinku ZnK uroniłam łzy? Ha! Tutaj wprawdzie tych łez nie uroniłam w dosłownym tego słowa znaczeniu, jednak na pewno zakończenie zostawiło mnie w większym szoku niż ZnK. Dosłownie przez ostatnie 60 stron, gdy już czułam jak to się wszystko zakończy, miałam przez cały ten czas zaszklone oczy. Nawet na podziękowaniach autora dla fanów.

Trochę nie spodziewałam się, że w tak krótkim odstępie czasu obejrzę pierwsze anime (i coś czuję, że jeszcze na długo ostatnie), które doprowadziło mnie do łez i przeczytam pierwszą książkę, która to ze mną (prawie?) zrobiła. Czyżby tylko przypadek? A może serce mi mięknie? ;-;
Ale czemuż to książka dobiła mnie bardziej niż anime? Ponieważ w anime było 11 odcinków i tak jak wspomniałam, to za krótko by się do tych postaci znacząco przywiązać, poznać ich.

A tu? Trzy tysiące stron. Trzy tysiące stron poczynań bohaterów na przestrzeni roku. Był ich ogrom. Tych unikalnych? Z imieniem, historią, pełniące ważną rolę w fabule? Co najmniej kilkadziesiąt. Tak. Mogłoby się wydawać, że trudno by wykreować aż tyle unikalnych postaci, ale Michaelowi Grantowi to się udało.

Teoretycznie dało by się wydzielić kilka głównych postaci (tzw. wielka czwórka), ale to nie ma sensu. 
Tu naprawdę każda postać, która pojawia się na dłużej niż kilka stron ma swój charakter. Rolę do wypełnienia w fabule. I ich osobowość stale się rozwija. Czasem osoby na przestrzeni 6-ściu tomów stają się nie do poznania, poznają swoje prawdziwe "ja", odkrywają pasje, których w normalnym życiu nie byliby wstanie zauważyć, ujawniają umiejętności, których nikt by się po nich nie spodziewał (zdolności z dziedzin medycyny, organizacji, przywództwa, ... a nawet z takich na pozór 'trywialnych', ale jakże ważnych rzeczy jak opieki nad dziećmi, rybactwa czy ogrodnictwa!).
Nie ma tu osób anonimowych (no na tyle ile to jest możliwe przy ponad 300 osobach)  i co bardzo cenię w tej książce praktycznie nikt nie jest tu "statystycznym, szczęśliwym amerykańskim białym dzieckiem".
Przykłady? Okey...! Mamy  autystycznego pięciolatka, nielegalnego imigranta z Hondurasu, czarnoskórych, Azjatów, Afrykańczyków, chłopaka, który pierwsze lata życia pędził na ulicach w Bangkoku, muzułmanina, lesbijkę, geja, chłopca, przez którego ojczym stracił ramię (cóż za eufemizm *ekhm* po prostu mu tą rękę spalił), dziewczynę poniekąd odpowiedzialną za paraliż matki, chłopaka, który został oddany do adopcji, gdy miał dwa lata, bo... no właśnie, czemu?  (tak, długa historia...)... a to wszystko było zanim zostali zamknięci pod "kopułą"! To wyobraźcie sobie jakie potem się rzeczy musiały dziać, gdy te wszystkie osobowości zostały na siebie skazane... i dodatkowo wyposażone w "moce" (jakie moce? a bardzo różnorodne...)
...ah! Oczywiście, jak mogłam zapomnieć o moim ulubionym psychopacie, który kiedyś, w wieku kilku lat postrzelił kolegę z sąsiedztwa, bo się bawił bronią ojca.

Naprawdę, każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Tu nikt nie był idealny. Depresje, samobójstwa, narkomania, alkoholizm, uzależnienia, bulimia... to wszystko w ETAP-ie (tak nazywano to miejsce) było na porządku dziennym.  
Nawet ci "źli" nie byli po prostu "źli".
Jak w prawdziwym życiu: nie ma ludzi tylko złych albo tylko dobrych.
(jedynym wyjątkiem jest ten psychopata, nawet autor to potwierdził xD)

Ta seria jest naprawdę brutalna, kilka razy zdarzyło mi się dosłownie skrzywić z obrzydzenia przy jej czytaniu. Komu bym ją poleciła? Wszystkim, ale (o ironio) na pewno powyżej 14-roku życia. 
Otóż jak to mówią trup tu ścieli się gęsto.
I to bardzo. (jest to szczególnie widoczne bodajże w 4 i 6 tomie, trzy pierwsze są bardziej... lajtowe? xD) Śmierć bohaterów, do których się przywiązałeś nawet pod samego początku serii, których pokochałeś, przewracałeś strony w poszukiwaniu kolejnych wydarzeń z nimi związanych (no ja tak miałam, serio) nie jest niczym nadzwyczajnym. Kilka razy miałam ochotę rzucić książką przez pokój z frustracji. I rzuciłabym, gdyby nie były z biblioteki.

Co te papierki oznaczają? Cóż to trochę spojler... no ale...
 ...są to  miejsca, w których umierają bohaterowie właśnie! Cudowne wygląda zwłaszcza ta ostatnia część, "Światło" czyż nie...? (Nawet na mnie robi to spore wrażenie, jakoś nie czuć tego aż tak podczas czytania do póki nie umrze jakaś postać, na której ci zależy)

Ogólnie w wielu sprawach często zaskakiwała mnie właśnie ta prostota i bezpośredniość z jaką autor opisywał wiele rzeczy, bez owijana w bawełnę.
Dla Granta nie ma tematów tabu. Seks piętnastolatków? Proszę bardzo. Uzależnienia od czego można się tylko uzależnić? Są. Niewinne bójki, które potrafią się przerodzić w morderstwa? Oczywiście. 
*wzdycha* I jakby to zatrważająco nie brzmiało - kanibalizm...? Niestety muszę kiwnąć głową.

Ale, ale!
Te dzieciaki nie muszą się zmierzyć jedynie z głodem, pragnieniem, walkami o władzę, mutantami... (będąc szczera mogłabym w to miejsce jeszcze wstawić tryliard innych rzeczy)... gdyż w niepozornej sztolni, głęboko pod ziemią czai się coś, co już wkrótce ma się narodzić na nowo...
Ciemność...

Tak jak wspomniałam, książka jest mocna... ale jednocześnie taka rzeczywista (w przenośni, ofc, na co dzień nie widuje się raczej uzbrojonych sześciolatków nawet gdy idą do wychodka). Poczynania bohaterów są jednak takie naturalne... proste... prawdziwe. Mimo iż zostali odcięci od świata rzeczywistego, zmuszeni do szybkiego dojrzenia... (naprawdę podczas czytania miałam wrażenie, że wszyscy są przynajmniej +16)  to wciąż pozostali tylko dziećmi, starają się żyć jak najnormalniej. Teraz rozumiem, czemu autor postawił na tak młodą grupę wiekową. To zderzenie z brutalną rzeczywistością jest dla nich najbardziej bolesne. Przyzwyczajeni do wygodnego życia, gdzie mama codziennie im czyta bajkę na dobranoc, pośród internetu, gier i beztroski,  zostają brutalnie wyrwani z tego świata, muszą zająć się młodszym rodzeństwem, zacząć pracować, by mieć co jeść... a to wszystko w ciągłej trwodze o własne życie, bo w każdej chwili mogą natknąć się na jakiegoś pijanego, ponadprzeciętnie silnego osiłka, który im rozwali czaszkę o znak stopu. To nie powinno brzmieć zabawnie. ;-;

A co do tego pragnienia normalności... rozczuliło mnie odgrywanie scenek ze Spongeboba T.T, aż przytoczę fragment, a co:

"Tłum składał się ze stu trzech dzieciaków. Najmłodsze miało roczek, najstarsze - piętnaście lat. Sam pomyślał ze smutkiem, że nigdy wcześniej żadna dziecięca publiczność nie wyglądała w ten sposób. Każdy, kto skończył pięć lat, miał przy sobie broń. Widział noże, maczety, kije bejsbolowe, pałki najeżone kolcami, łańcuchy i pistolety.
Nikt nie był modnie ubrany - przynajmniej nie według normalnych standardów. Dzieci nosiły rozłażące się w szwach koszulki i o kilka numerów za duże dżinsy. Niektóre zarzuciły na siebie poncza zrobione z koców. Wiele z nich było na bosaka. Próbowały ozdobić swoje stroje piórami wetkniętymi we włosy, dużymi pierścionkami z diamentami, które przymocowywały taśmą, plastikowymi kwiatami, krawatami i szelkami, niektóre miały pomalowane twarze. (...)
Gdy słońce zachodziło, a cienie stawały się coraz dłuższe, Sam zauważał rozrzucone pety. Mimo ich starań małe grupki dzieciaków podawały sobie butelki alkoholu - firmowego lub pędzonego w domach. Pewnie gdyby mu się chciało, wyczułby też zapach marihuany.
Generalnie rzeczy miały się jednak lepiej."

Po co  ktoś... lub coś stworzyło kopułę?
Czy uda im się stamtąd wydostać?
Czy może ETAP to jedyne miejsce, w którym będą oni w stanie się odnaleźć?
Czy naprawdę chcą, by bariera zniknęła?

Udało mi się znaleźć darmowy fragment dwóch pierwszych rozdziałów. Nawet nie wiecie jak bardzo nierzeczywiste mi się one wydają po przeczytaniu całej serii. 
Wprawiają mnie wręcz w taki melancholijny nastrój... bo ja już wiem, jak potoczyły się losy wszystkich, których imiona zostały tu wymienione...


Tak, to już koniec tej notki. Mam nadzieję, że dało się to czytać :v No to ja wracam się ponownie torturować ostatnimi rozdziałami serii. Coś czuję, że tę książkę będę trzymać aż do ostatecznego terminu oddania.

poniedziałek, 9 lutego 2015

We are all stained with blood - cz.5

Wreszcie jakiś dłuższy rozdział, yay! (jak na mnie)
Zaczęłam używać akapitów, yay x2! 
(pewnie i tak nie są poprawnie wstawione, ale chciałam poeksperymentować)
Dziękuję Akane za wspaniałe komentarze, naprawdę to doceniam *wirtualny przytulas*



Moja Węgierka jedyne chyba co ma wspólne z hetaliową wersją to wygląd i imię ;-; Gomenasai~



     Ledwo zdążył wstać, a coś natychmiastowo zacisnęło mu się na szyi powodując jego ponowne opadnięcie na fotel.
-Mój Boże! Ty żyjesz! –ręce szatynki jeszcze mocnej go ścisnęły, a on wydał z siebie jedynie cichy pisk bólu. Nie wiedział co dziwniejsze – to, że jakaś obca kobieta się na niego rzuciła,  czy fakt, że jest ona aż tak silna, że nieświadomie go dusi.
-Mogłaby pani... –wyjąkał resztkami tchu rozmyślając nad wydostaniem się z żelaznego uścisku nieznajomej. Ku jego zdziwieniu, w odpowiedzi na te słowa szatynka natychmiastowo się wyprostowała i odsunęła się od niego na kilka kroków badając go przeszywającym spojrzeniem.
     Feliks odetchnął z ulgą, wreszcie wstał i wyprostował pogniecioną koszulkę. Z tylnej kieszeni spodni wyjął niewielką karteczkę.
-Pani Elizabeta Hedervary? –spytał niepewnie.
     Kobieta wciąż patrzyła się na niego tajemniczo. Nie mógł odgadnąć jej wyrazu twarzy. W końcu kiwnęła głową lekko, niczym w transie.
-Pewna osoba kazała mi się do pani zgłosić, gdyż podobno będzie mi pani w stanie pomóc... –zaczął, jednak Węgry mu przerwała.
-Nie pamiętasz mnie? –spytała krótko.
     Feliks zamilkł. Kim ona była? Czy była dla niego kimś ważnym?
     Pokręcił powoli głową w zaprzeczeniu. Na jej twarzy od razu pojawił się smutek, jednak tylko na moment. Po kilku sekundach się rozpromieniła i nieoczekiwanie objęła dłońmi jego dłoń.
-Nie szkodzi. I tak cieszę się, że jesteś z powrotem –uśmiechnęła się od ucha do ucha.
     Tak, na pewno była kimś ważnym, pomyślał Feliks.
-Musisz być wyczerpany! Zrobię ci herbaty! –powiedziała radośnie, obróciła się i klasnęła w dłonie. W jej oczach świeciło miliony iskier.
     Patrzył na nią zdezorientowany. Jej zachowanie budziło w nim lekki niepokój. Pomyślał jednak, że nie ma teraz czasu na rozmyślanie nad takimi rzeczami. Poszedł za nią do kuchni i usiadł przy stole, obserwując jej krzątającą się sylwetkę.
     Powinienem jej chyba wyjaśnić parę rzeczy, rozmyślał kładąc ramiona na blacie. Tak naprawdę to ona powinna żądać tych wyjaśnień. Czy jej się to nie wydaje dziwne, że pojawiam się tak nagle, z nikąd? Czemu wygląda na taką beztroską?
     Położył głowę na stole zrezygnowany. To było za wiele na jego ludzki umysł. Jest przecież tylko człowiekiem! Ta kobieta… „Agriope”. Co to w ogóle za imię? Nie toż, że wymaga od niego niemożliwego, to jeszcze chce, by inni naprawiali za nią błędy! Co za bezczelne z niej stworzenie!
     Zacisnął pięści. Miał tego dosyć.
-Nic nie rozumiem... –wyszeptał niemal bezgłośnie, jednak mimo to Węgry go usłyszała.
     Ucichł dźwięk mieszania herbaty. Kobieta nie wydała żadnego dźwięku przez dłuższy czas, co zdziwiło Feliksa, więc podniósł głowę.
     Stała nieruchomo tyłem do niego, niczym posąg. Blondyn uniósł brew skonsternowany.
-Elizabeta…? Wszystko w porządku? –brak odpowiedzi. Wstał z miejsca i wtedy usłyszał ciche pochlipywanie. Podszedł do niej bliżej i wtedy się do niego odwróciła. Po jej policzkach płynęły pojedyncze, długie łzy.
-C-co się stało? –ogarnęło go zaskoczenie. Czemu ona tak gwałtownie zmienia swoje zachowanie?
    Jej urywane oddechy stały się jeszcze płytsze. Wydawało mu się, że się zaraz zakrztusi.
I wtedy nagle się do niego przytuliła, ale nie tak gwałtownie jak poprzednio. Jej dłonie delikatnie oplotły jego talię, a głowa wtuliła się w pierś. Feliks poczuł skręt w żołądku, jednak to był bardziej psychiczny aniżeli fizyczny ból. Mimowolnie zaczęło mu być jej szkoda.
Wsunął palce pomiędzy jej włosy. Były takie miękkie i puszyste, pachnące fiołkami. Czy już kiedyś czuł ten zapach?
-Też nic nie rozumiem –zaszlochała w jego ramionach –ja chciałam po prostu, żeby było jak dawnej... zapomnieć na chwilę o tym koszmarze –uniosła głowę do góry –naprawdę nie obchodzi mnie, jakim cudem tu jesteś ani z jakiego powodu –odsunęła się od niego i oparła dłonie o blat –ty nawet nie masz prawa istnieć –zaśmiała się przez łzy –jesteś tylko wytworem mojej wyobraźni! Tak, do reszty już zwariowałam! –zapatrzyła się w sufit –i wiesz co? Już mam dosyć tego ukrywania się. Mogą przyjść mnie zabić, nic mnie już nie obchodzi –znów zaczęła się histerycznie śmiać.
     Feliks patrzył na to wszystko oszołomiony. Co mógł poradzić? On, zwykły człowiek?
-Jesteś państwem, prawda? –spytał beznamiętnie po chwili.
     Elizabeta spojrzała na niego ponownie, z lekko drwiącym uśmieszkiem na twarzy.
-Tak, to ja. Dumne Węgry. Bogate europejskie państwo, które wchodziło w skład potężnego cesarstwa, a z którego pozostał tylko wrak. A ty jesteś Polska, tak? –spytała prześmiewczo.
     Feliks spojrzał na nią zmęczonym wzrokiem.
-Nie, nie jestem –powiedział chłodno. To dopiero zwróciło uwagę szatynki. Popatrzyła na niego badawczym spojrzeniem, wcięła herbatę do ręki i opadła na krzesło.
-Dobra, mów. Wszystko –rzuciła biorąc łyk.

***
     Dość dużo czasu zajęło mu wyjaśnienie celu jego wizyty, jednak w końcu dość pobieżnie udało mu się jej to wytłumaczyć.
-Czyli mam rozumieć, że masz dostać się do Ameryki, wypuścić ich i sprawić, by wszystko było w porządku? –uniosła brew sceptycznie wypijając już drugi kubek kawy z kolei. Do takich rozmów herbata nie wystarcza.
     Dopiero teraz, gdy wypowiedziała to wszystko na głos, Feliks zauważył jak to idiotycznie brzmi. Ale taka była prawda.
-Mówiłem ci przecież, że to nie jest mój pomysł, tylko tej dziwnej kobiety, która wtedy do nas przyszła. Wciąż nie rozumiem, dlaczego sama nie potrafi tego załatwić –skrzyżował ramiona.
     Węgierka przez chwilę się zamyśliła. Przesunęła palcem po  krawędzi kubka, tak, że tamten wydał piskliwy dźwięk.
-Personifikacje nie mogą tak po prostu poruszać się po ludzkim świecie –powiedziała wreszcie –nie ze względu na niebezpieczeństwo, ale raczej przez naszą naturę. Podobnie jest z ludźmi – nie mogą nas tak po prostu zobaczyć. To wymaga odpowiednich procedur.   
     Feliks spojrzał się na nią nie rozumiejąc do czego zmierza.
-Ty nie jesteś ani człowiekiem ani państwem. Jesteś zawieszony pomiędzy tymi światami. Dlatego możesz komunikować się ze wszystkimi –zrobiła pauzę idąc w stronę biblioteczki. Blondyn niepewnie poszedł za nią.
-A więc skoro wybrała ciebie,  to znaczy, że nie może ona swobodnie poruszać się między tymi światami –kontynuowała –szczerze wątpię, by była człowiekiem, więc pozostaje nam jedynie jedna opcja.
-Jest personifikacją? –od razu zrozumiał Feliks –ale czego? Jakiego państwa?
-Agriope, Agriope... –mruczała Węgry –coś mówi mi to imię.
     W skupieniu wodziła palcem po regałach.
-Ha! Wiedziałam, że gdzieś ją tutaj mam –wyjęła opasłe tomiszcze z półki i położyła je na stoliku. Na okładce, zdobionymi literami znajdował się tytuł: Słownik mitologii greckiej i rzymskiej.
-Nigdy nie interesowała cię mitologia, co? –mruknęła wertując w skupieniu stronice.
-Jakoś się sobie nie dziwię –odparł patrząc krytycznie na księgę. Opadł wykończony na sofę. Dopiero teraz poczuł przypływ dopadającego go zmęczenia.
-Daj znać jak coś znajdziesz... –zdołał jeszcze powiedzieć, zanim jego powieki się zamknęły.

***
-Ej! Nadepnąłeś mi na nogę!
-Wcale nie!
-Zamknijcie się wreszcie! –wysyczał stanowczy głos –zaraz nas usłyszy!
Dwójka chłopców natychmiast zamilkła speszona. Ponownie wystawili lekko głowy zza filaru.
     Elegancka kobieta pisała w skupieniu na pergaminie przy świetle świecy. Lubili tu przychodzić i się na nią patrzeć. Była tak nieskazitelnie piękna, że zapierało im dech w piersiach. Jej miodowe włosy opadały swobodnie na jej ramiona, a niebieskie oczy migotały przyjaźnie.
-Nie chcę, by ona kiedyś zniknęła –wymruczał cicho piskliwy głosik.
-Dlaczego miałaby kiedyś zniknąć, głupku?
-Nie widzisz tego? Praktycznie nie pozwala już się nam z nią widywać.
-Może chce po prostu żebyśmy się usamodzielnili i żebyśmy przestali być takimi beksami jak niektórzy? –uderzył go w tył głowy, na co tamten wydał z siebie nieokreślony dźwięk.
-Uspokoicie się wreszcie? –odparł zdenerwowany głos.
     Mimo iż ponownie zamilkli, w oddali usłyszeli łagodny dźwięk wydobywający się krtani kobiety niczym śpiew słowików.
-I tak was słyszę –uniosła głowę, na co wstrzymali oddech. Najmłodszy chłopczyk znów stracił równowagę, pociągnął za sobą resztę i kilka chwil później cała trójka leżała już na posadzce.                       
     Kobieta podeszła do nich i zmierzyła ich karcącym, ale nie ostrym spojrzeniem.
-Co ja wam mówiłam o tych nocnych wyprawach?
     Spojrzeli na nią pełni poczucia winy.
-Przepraszamy, mamo –odparli chórem skruszeni.

***
-Mam! –triumfalny głos ogarnął cały pokój. Feliks przetarł oczy nieprzytomnie.
-Co masz? –mruknął zdezorientowany.
     Węgierka spojrzała na niego krytycznie i położyła przed nim książkę.
-Spałeś?
-No… tak jakby. Miałem dziwny sen –przyznał. Szatynka przewróciła oczami.
-Nieważne, posłuchaj tego –odchrząknęła i zaczęła czytać:
Telefassa zwana także Agriope była królową fenicką, córką boga rzeki Nil, a także żoną Agenora.
Feliks uniósł jedną brew do góry.
-Naprawdę ciekawe, ale nie jest to chyba odpowiednia pora na zagłębianie się w życiorysy starożytnych bóstw, nie uważasz? –mruknął sceptycznie.
-Ale z ciebie ignorant –Elizabeta nadęła policzki zirytowana. Chłopak wzruszył ramionami.
     Przewertowała kilka stron do przodu i popukała palcem w obrazek.
-A to coś ci mówi?
     Feliks zaniemówił z wrażenia. Kobieta na malowidle wyglądała identycznie jak ta, którą spotkał w strefie. Te miodowe włosy… ciemnoniebieskie oczy… Spojrzał na Węgry z rozszerzonymi źrenicami.
-T-to jest ta Agriope? 
     Elizabeta uśmiechnęła się tajemniczo.
Nie. To nie ona. To jej córka –zatrzasnęła tomiszcze –Europa.



     Feliks patrzył skonsternowany. To było za dużo jak na jego umysł.
-Podszywała się pod imię swojej matki żebyście jej nie rozpoznali –powiedziała krótko –teraz wszystko jasne. Chciała dla was jak najlepiej, ale nie była świadoma konsekwencji.
     Blondyn spoglądał na zdjęcie z niedowierzaniem. Czy tamten sen nie był wymysłem wyobraźni, a po prostu jego wspomnieniem? Zacisnął pieści.
-Opowiedz mi o mojej przeszłości –zwrócił się stanowczo do Węgierki –wszystko co wiesz.
Szatynka uniosła brwi.
-Jesteś pewien, że chcesz wiedzieć? Może będzie lepiej, jak sam się dowiesz, gdy odzyskasz wspomnienia?
-Nie –zaprzeczył kategorycznie –chcę poznać prawdę.
     Elizabeta westchnęła.
-Wystarczyłoby kupić ci jakąś książkę historyczną, no ale skoro nalegasz…

***
-Jak to zniknąłem na ponad 100 lat?! – niemal wykrzyczał wstając gwałtownie z sofy, jakby go poraził prąd –t-to totalnie niemożliwe! –wyjąkał.
Węgry zaśmiała się pod nosem.
 -Oto i nasz dawny Felek powrócił.
-Co masz na myśli? –przechyli głowę na bok – a tak w ogóle nie jest ani trochę zabawne!
-Nie twierdzę, że to jest zabawne, nic z tych rzeczy –na jej twarzy wciąż jednak grasował drwiący uśmieszek –tak naprawdę to nie zniknąłeś ty, a twoje państwo. Ty gdzieś się błąkałeś bez celu.
-Fajnie –prychnął i skrzyżował ramiona –no i co potem?
-Potem… –szatynka przyłożyła palec wskazujący do ust udając zamyślenie –potem to żeś ty tą niepodległość odzyskał.
-Tak po prostu?
-Nie no, było ciężko, ale nadarzyła się okazja i ty ją wykorzystałeś –skwitowała.
Uniósł brew, jednak nic nie komentował. Wiedział, że i tak mu nic więcej nie powie.
-A jak było dalej to się zapewnie domyślasz –kontynuowała –było trochę spokoju, a potem... –zamyśliła się –był tam z tobą, no wiesz –zaczęła pstrykać palcami w poszukiwaniu słowa –w tej strefie… taki blondyn? Niebieskooki, wysoki?
     Feliks doskonale wiedział o kogo chodzi. I ani trochę mu się to nie podobało.
-No... –przełknął ślinę –co z nim?
-No, to on cię mój drogi zaatakował –westchnęła –trochę narozrabiał –dodała drwiąco.
     Blondyn nie mógł w to uwierzyć. Miał wrażenie, że jedynie on był tam do niego przyjaźnie nastawiony. To on pomógł mu wyjść z tej windy… pierwszy podał mu dłoń.
     Feliks podciągnął kolana pod brodę i objął się dłońmi.
-Nie mów, że mnie zaatakował –odparł patrząc się w przestrzeń –on mi nic nie zrobił. Mnie, siedzącemu tutaj. Zaatakował Polskę, nie mnie.
     Elizabeta nie odpowiedziała mu. Rozumiała, że ciężko jest mu skonfrontować się z rzeczywistością,  wiedziała, że przeżywał kryzys tożsamości.
-Agriope... –zaczął po chwili, jednak ugryzł się w język –…Europa powiedziała nam, że nasza osobowość także uległa zmianie –spojrzał się na nią nieobecnym wzrokiem –jaki ja byłem wcześniej?
     Węgry nie odpowiedziała od razu. Wypiła resztki kawy, o mało nie dławiąc się fusami.
-Miałeś dość specyficzne podejście do życia –zaczęła –nazwanie cię lekkoduchem to trochę mało powiedziane. Cały czas błąkałeś się z głową w chmurach, nie brałeś niczego na poważnie… po jakimś czasie to cię zgubiło –przerwała, widząc żal w jego oczach. Żal do kogo? –ale w chwilach prawdziwego zagrożenia potrafiłeś popisać się trzeźwością umysłu –spojrzała mu prosto w oczy –i wolą walki. Do końca. Wszyscy na twoim miejscu już dawno by się poddali, ale nie ty.
-Dzięki za słowa otuchy –uśmiechnął się kwaśno i już więcej nic tego dnia nie mówił.

***
     Gdy Węgry się obudziła, słońce było już wysoko na niebie. Przetarła leniwie oczy. Mimo wypicia wczoraj stanowczo zbyt dużej ilości kofeiny, spała twardym, spokojnym snem. Podeszła do okna i otworzyła je na oścież. Rześkie powietrze wdarło się do jej pokoju napełniając je aromatem rosy i kwiatów.
     Aktualnie mieszkała w małym domku niedaleko miasta. Ostatnio często musiała się przeprowadzać, wciąż niepewna o swoje życie. W głębi duszy wierzyła jednak, że jest jeszcze szansa. Szansa na normalny świat.
     Weszła do salonu. Na sofie leżało pogniecione prześcieradło, które dała swojemu gościowi.  Przez chwilę przeszedł ją dreszcz strachu. A co jeśli gdzieś poszedł i już nigdy go nie zobaczy? Po chwili jednak się uspokoiła, ponieważ zobaczyła jego płaszcz wiszący na wieszaku.
     Otworzyła drzwi frontowe i wyszła przed dom. Wciąż była w koszuli nocnej, a poranny wiatr był dość silny, jednak nie zwracała na to uwagi. Niechlujnie włożyła buty i ruszyła jedyną ścieżką prowadzącą od jej domu. Po przejściu kilkudziesięciu metrów była już wstanie zobaczyć niewielkie jezioro znajdujące się po prawej stronie drogi. Uśmiechnęła się triumfalnie i skierowała się w tamtą stronę.
     Usiadła pod wysoką wierzbą rosnącą przy samym brzegu. Wiatr niemiłosiernie targał jej włosami, ale szum liści działał na nią niesamowicie kojąco.
-Wiedziałam, że cię tu znajdę. Zawsze lubiłeś przesiadywać na łonie natury.
-Naprawdę? Fajnie wiedzieć –odpowiedziała jej postać siedząca obok, nawet na nią nie patrząc.
-Posłuchaj, Polsko... –zaczęła.
-Feliks –odparł niewzruszony –jestem Feliks.
-Dobrze. Posłuchaj, Feliksie –niemal szeptała –wiem, że jesteś teraz w ciężkiej sytuacji,  doskonale rozumiem co teraz przeżywasz…
-Nie, wcale nie –znów jej przerwał –nie masz zielonego pojęcia. Nie masz prawa tak mówić –rzucił kamień do jeziora. Węgry nie odpowiedziała. Miał rację.
-Nie chcę zostać bohaterem –zaczął sam po chwili –nigdy nie o to nie prosiłem. Chcę być zwykłym człowiekiem. Nie obchodzi mnie, jakie będą konsekwencje, niech inni się o to martwią. Chcę zamieszkać gdzieś w oddali od tego wszystkiego, w spokoju, nie martwiąc się o nic i o nikogo. Chyba chociaż to mi się należy, czyż nie? –ostatnie zdanie wypowiedział już ze złością, ciskając kamień do wody.
     Elizabeta spojrzała się w taflę jeziora. Duże kręgi dochodziły aż do samego brzegu.
-Kiedyś –zamyśliła się, zmrużyła czoło –prawie dokładnie sto lat temu, powiedziałam coś podobnego do ciebie. Miałam dosyć tego wszystkiego, nie miałam już siły. Jednak ty zaśmiałeś się tylko, jakbym opowiedziała jakiś dobry żart. Nie brałeś pod uwagę możliwości poddania się, zaprzestania wysiłków w dążeniu do naszego wspólnego celu –odzyskania niepodległości. Kompletnie nie mieściło ci się to w głowie. Podziwiałam cię wtedy z całego serca, twoja determinacja naprawdę była ogromna –również rzuciła kamień, który odbił się kilka razy, zanim odpadł na dno –oboje wywołaliśmy powstania –najpierw ty, ja dwa lata później, i wiesz co? –zaśmiała się gorzko –oba upadły. Ale to nas w żadnym wypadku nie zniechęciło. Dalej stawialiśmy opór. Za każdym razem coraz bardziej zażarty –podniosła się i wzięła się pod boki – i nawet jeśli teraz to wypierasz, to jesteś tą samą osobą co wtedy, sto, dwieście czy tysiąc lat temu. Ty –postrach Europy, zdobywca Moskwy, obrońca demokracji. Ten sam. –zakończyła swój monolog stojąc nad nim z wyciągniętą ręką, wyczekując jego reakcji.
     Feliks długo nie odpowiadał. Wreszcie uniósł głowę do góry, jednak nie potrafiła odczytać wyrazu jego twarzy.
-Od zawsze moją robotą było ratowanie wszystkim tyłka, prawda? –spytał wreszcie szczerząc się do niej.
Węgry odwzajemniła uśmiech.
-Płynąłeś kiedyś transatlantykiem?
-Oczywiście, przecież doskonale wszystko pamiętam –złapał jej dłoń i energicznie wstał z miejsca.
_________
Nawiązałam tutaj trochę do Powstania Krakowskiego (1846) i Powstania Węgierskiego (1848)
(Polacy także je wspierali) 


EDIT: chyba niedługo znowu wstawię jakąś recenzję, spodobało mi się to :v