niedziela, 23 lutego 2014

Znamy się? cz.3 -ost.

We dwójkę siedzieli na kanapie w pokoju hotelowym pochylając się badawczo nad zdjęciem. Bez żadnych wątpliwości fotografia przedstawiała właśnie ich. Stali obok siebie robiąc głupie miny, a za nimi było widać kawałek jakiegoś barokowego pałacu i otaczający go las. Feliciano patrzył się z niedowierzaniem na zdjęcie nerwowo przygryzając wargę. Feliks chwilę mu się przyglądał.
-Nie powiedziałeś mi jeszcze wszystkiego, prawda? –spytał wreszcie. Tamten lekko przytaknął.
-Nie wspomniałem ci o tym wcześniej, ponieważ... –zaciął się na chwilę –po prostu nie chciałem roztrząsać przeszłości, myślałem, że to wszystko to tylko jakiś zbieg okoliczności.
-A więc…?
Feliciano wbił wzrok w podłogę.
-No bo… ja też straciłem pamięć 2 lata temu.
Feliks wytrzeszczył oczy ze zdziwienia.
-Ale… jak to możliwe? Przecież... –schował twarz w dłoniach –to się w ogóle kupy nie trzyma! –wymamrotał załamany.
-Pierwsze co pamiętam to pobudka w moim domu. Normalny poranek, wiesz, jak zwykle. Zjadłem śniadanie, włączyłem telewizję  - ciągnął dalej Feliciano –i nagle, ni stąd ni z owąd zauważyłem , że nie mam pojęcia co mam w ogóle zrobić… To było takie dziwne uczucie! Gapiłem się tępo w jakiś program informacyjny mając zupełną pustkę w głowie. Nie wiedziałem nawet  czy to na pewno moje mieszkanie! –powiedział nerwowym głosem –Nagle usłyszałem dzwonek do drzwi. Gdy poszedłem otworzyć moim oczom ukazał się kompletnie nieznany mi człowiek… Zaczął do mnie mówić jak do dobrego przyjaciela, a ja kompletnie nie wiedziałem co mam robić! –Feliks  patrzył się na niego zdębiały. Słowa wyrzucał z prędkością karabinu maszynowego –Udawałem, że nic się nie stało, ale wewnątrz miałem jedno wielkie pytanie: Co tu się dzieje?! Wywnioskowałem, że to mój kolega ze studiów, bo przyszedł po jakieś notatki –mówił dalej rozpaczony –a wiesz co studiowałem?! Matematykę! Czy ja wyglądam na miłośnika nauk ścisłych, amico?! Ja jestem poetą, marzycielem, a nie matematykiem! –Feliciano pociągnął nosem – Z dnia na dzień powoli zacząłem się do tego przyzwyczajać… nawet nie poszedłem do szpitala, bo bałem się, że wezmą mnie za kogoś chorego umysłowo.
Feliks wciąż gapił się na niego z uniesionymi brwiami. Tamten powoli zaczął się uspokajać.
-Przepraszam, mio amico. Musiałem w końcu to z siebie wyrzucić.
-Nie! Właśnie bardzo dobrze, że mi to wszystko powiedziałeś! Teraz wystarczy… tylko wyjaśnić o co tutaj chodzi.
Feliciano uśmiechnął się smutno.
-Nie sądzisz, że to będzie najtrudniejsza część?
-Damy radę! Najpierw musimy ustalić gdzie w ogóle zrobiliśmy to zdjęcie. A to nie powinno być trudne. Masz tu gdzieś skaner?
-Hm, pewnie jest w recepcji, a co?

***
Po kilkunastu minutach wracali już triumfalnie do pokoju ze zdjęciem przeskanowanym na laptop Feliciano.
-No i co zamierzasz z tym teraz zrobić?
Feliks zaśmiał się.
-Mamy XXI wiek, nie takie rzeczy się robiło –w kilka sekund skopiował zdjęcie do wyszukiwarki i już mieli odpowiedź.
-Westberg Palace…? Pierwsze słyszę.
-O, jest i adres… to gdzieś na zachód od Londynu –potarł brodę Feliks –Czy ty nie mówiłeś przypadkiem, że dziś wieczorem lecisz do Anglii?
-Tak, no przecież! –Feliciano uśmiechnął się –nie chciałbyś się zabrać ze mną?
-Chyba nie mam innego wyboru, co nie? –zaśmiał się.

***
Na szczęście Feliks miał wystarczająco oszczędności, by zakupić bilet lotniczy. Udało mu się także zarezerwować jakieś wolne miejsce w samolocie. Resztę dnia spędzili na odliczaniu godzin do wylotu. Oboje z nich rozsadzała energia. Mimo, iż nie wiedzieli czego się spodziewać po przylocie, to wciąż nie tracili wiary w to, że uda im się to wszystko wyjaśnić.
-Wiesz, że nigdy nie leciałem jeszcze samolotem? –wtrącił Feliks, gdy jechali właśnie na lotnisko –mam jakąś fobię. Po co ja się tyle programów katastroficznych naoglądałem –wymamrotał żałośnie.
-Nie zapomnij, że skoro byliśmy w Anglii, to musiałeś nim lecieć. No chyba, że jechałeś tunelem, w co wątpię –odpowiedział Feliciano.
-No ale to jakby nie byłem ja… w każdym razie nie pomagasz. Wychodzi, że kiedyś byłem odważniejszy niż teraz –burknął.
-A może ‘były’ ty miał ważniejsze rzeczy na głowie, niż obawa przed lataniem samolotami?
-Hm? –mruknął zaciekawiony –co masz na myśli?
-No nie wiem, na przykład byłeś jakimś biznesmenem, który co tydzień gdzieś musiał latać? Kto wie, kto wie... –zamyślił się rozbawiony.
-Yhym, a mi kaktus na głowie urośnie.
-A tak ogólnie rzecz biorąc to jestem szalenie ciekawy, jak to wszystko było naprawdę –powiedział Feliciano –no bo jak można wytłumaczyć to, że straciliśmy pamięć mniej więcej w tym samym czasie i dodatkowo się jeszcze ‘znamy’? Nic z tego nie rozumiem.
-I to, że spotkaliśmy się w Polsce. Warszawa to wcale nie jest takie małe miasto.

Na szczęście wbrew obawom nie byli uczestnikami żądnej katastrofy lotniczej, jednakże podczas lotu zaliczyli pewne turbulencje, co bardzo nie spodobało się żołądkowi Feliksa. Dodatkowo musiał on siedzieć obok rodziny z małym, bardzo wrzeszczącym dzieckiem.  Tak więc gdy tylko wyszli z samolotu Feliciano musiał go powstrzymywać, by nie zaczął obejmować płyty lotniska.

Były już późne godziny wieczorne, gdy dotarli do hotelu, więc obaj padli wyczerpani na łóżka i momentalnie zasnęli.

***
Feliks leniwie przetarł oczy. Nie miał pojęcia, gdzie się znajduje. Dopiero, gdy zobaczył Feliciano siedzącego z laptopem na kolanach na łóżku obok, przypomniał sobie wydarzenia dnia poprzedniego.
-Która godzina? –wymamrotał zaspany.
-O, dzieńdoberek, dochodzi jedenasta –odpowiedział nie spuszczając oczu znad ekranu. Feliks wyskoczył z łóżka jak oparzony.
-Co?! Tak późno?! Czemu mnie nie obudziłeś?
-Nie miałem sumienia, tak słodko spałeś –Feliciano uśmiechnął się od ucha do ucha –poza tym w międzyczasie poszperałem w Internecie trochę o tym pałacu, choć za dużo o nim nie było. Jest to mało znany barokowy pałacyk należący kiedyś do jakiegoś szlachcica, potem przez długie lata stał opuszczony, ale teraz przeszedł w ręce jakiegoś prywatnego właściciela. Nawet zwiedzać go nie można. Wychodzi na to, że nie jest to jakaś wielka atrakcja turystyczna.  Jestem ciekawy co my tam w ogóle robiliśmy.
-Skoro już tu z tobą przyleciałem, to warto tam pojechać i trochę powęszyć, nie sądzisz?  Może gdy będziemy na miejscu to coś sobie przypomnimy?
-Zawsze można spróbować –odpowiedział, ale w głosach ich obu było słychać nutkę powątpiewania w powodzenie akcji.
Po spakowaniu paru najpotrzebniejszych rzeczy do plecaków wyruszyli na peron kolejowy. Do okolicy, w którym znajdował się pałac jechali niecałą godzinę. Zanim jednak znaleźli kogokolwiek, kto wiedział jak dotrzeć do Westberg Palace minęło drugie tyle. Wreszcie jakaś starsza kobieta wskazała im drogę, jednak mówiła ona z tak niewyraźnym, mocno brytyjskim akcentem, że ledwo ją zrozumieli.
Po długim kluczeniu między różnymi leśnymi dróżkami, wreszcie w oddali zobaczyli, to czego szukali.

Budynek był identyczny jak na zdjęciu. Gdy postanowili podejść bliżej, zauważyli postać leżącą na ławeczce i czytającą książkę.
-Myślisz, że to jakiś ochroniarz? –szepnął Feliks.
-Możliwe, może coś się od niego dowiemy? Nie wygląda groźnie.
Powoli podeszli do niego, jednak zanim zdążyli o cokolwiek się spytać, tamten nie spuszczając wzroku znad książki powiedział zdawkowo:
-Hmm, nie musisz się zakradać Lovino. I tak wiem, że to ty, masz bardzo unikatowy styl chodu, wiesz?
To zbiło ich z tropu. Stali tak nad ławką zdezorientowani.
-Em… przepraszamy, że przeszkadzamy, ale my tylko... –Feliks nie zdążył dokończyć gdy nagle ochroniarz gwałtownym ruchem zamknął książkę i spojrzał się na nich wielkimi oczyma z lekko rozdziawioną buzią. Popatrzyli się na siebie nic nie rozumiejać.
-To my już może pójdziemy…
Jednak mężczyzna wstał z ławki jak oparzony.
-Polska??!! –wykrzyczał.
Tym razem to Feliks zdębiał. Odchrząknął jednak.
-Emm, tak… jestem z Polski, aż tak czuć akcent? – powiedział nerwowo się uśmiechając. Jedyne co chciał to stąd już pójść.
-Nie, nie! Feliks! Feliciano! –zaczął nimi potrząsać, jakby chciał sprawdzić, czy są prawdziwi. –To naprawdę wy?!
Obaj stali nie wiedząc co odpowiedzieć.
-Skąd znasz nasze imiona? –wreszcie otrząsnął się Feliciano.
-To ja! Artur! Jak wy w ogóle… Czemu... –złapał się za głowę skołowany.
-Kim ty do cholery jesteś?! –wykrzyknął Feliks
-Wy… wy nic nie pamiętacie? –wymamrotał.

***
Zaprowadził ich do drzwi wejściowych i otworzył je kluczem.  A raczej nieudolnie próbował, ponieważ trzęsły mu się ręce z podekscytowania. Ta sztuka udała mu się dopiero za którymś razem z kolei. Szli długim, bogato zdobionym holem.
-To było dwa lata temu –zaczął, a po Feliksie i Feliciano przebiegła gęsia skórka –znikliście tak po prostu, jak gdyby nigdy nic. Żadnej wiadomości, niczego. Na początku myśleliśmy, że pojechaliście zrobić sobie przerwę od tego wszystkiego –ciągnął, a goście zastanawiali się kim są „my” i od czego chcieli zrobić sobie przerwę –po kilku miesiącach straciliśmy już nadzieję, takie coś nigdy się nie zdarzyło –co się z wami w ogóle stało? –obrócił się do nich przodem czekając na wyjaśnienia. Feliks chciał spytać się o to samo, jednak odpowiedział:
-My też nie mamy pojęcia, co się tu dzieje… poznaliśmy się przypadkiem w Warszawie i jakoś tak doszło do tego, że zorientowaliśmy się, że obaj straciliśmy pamięć właśnie mniej więcej w tym samym czasie, kiedy niby stąd znikliśmy. Długo by mówić, ale naszego poszukiwania zaprowadziły nas do tego pałacu. Nic więcej nie wiemy, naprawdę –rozłożył ręce w bezradnym geście.
-Poznaliście…? Ale przecież... –blondyn  zmarszczył swoje krzaczaste brwi i potarł brodę w geście zamyślenia. Wreszcie podszedł do Feliksa i walnął go w pięścią w brzuch, na co tamten zwinął się w bólu.
-Ejj! Za co?! –burknął.
-Naprawdę cię to boli? –spytał się zdziwiony.
-No a jak ma nie boleć imbecylu!
-Wy na serio nie żartujecie…
-No jak widać –powiedział zdenerwowany –możesz nam wreszcie wyjaśnić o co tu chodzi?!
-Jeśli to co mówicie to prawda, to będzie trochę trudno –międzyczasie weszli do ogromnej sali, w której był długi, owalny stół z mnóstwem miejsc –choć w sumie, to może być zabawne –uśmiechnął się tajemniczo wskakując na jedno z krzeseł –a więc witajcie w sali światowych konferencji!
Feliciano i Feliks patrzeli się na niego nic nie rozumiejąc.
-Każde państwo ma jakiegoś przywódcę, no nie? –ciągnął – to oni podejmują najważniejsze decyzje od setek, tysięcy lat. Zawierają sojusze, prowadzą wojny, rozbudowują swoje kraje, a czasem prowadzą je do upadku. Niektórzy poświęcają cały swój czas na to, by byli światowymi potęgami, a czasem krótko mówiąc mają wszystko gdzieś. Władcy jednak przemijają –pufnał –na szczęście. Jest jeszcze coś, o czym nikt nie wie. Gdy tworzy się nowy kraj lub nawet naród, który czuje się odrębny od innych, wtedy powstaje personifikacja. Trudno to nazwać człowiekiem. To jest istota, która czuwa nad swoim państwem. Jest ona nieśmiertelna, żaden zwykły człowiek nie może jej zobaczyć. Po co więc istnieją? To one obrazują stan państwa, mogą też ze sobą rozmawiać, komunikować. Tak naprawdę to one podejmują najważniejsze decyzje w kraju. Potrafią nieświadomie wpłynąć na swojego władcę, tak  by myślał, że to jego własna decyzja. W końcu dopiero w XX wieku postanowiły one zacząć się integrować, dążyć do pokoju na całym świecie. Zaczęli się regularnie spotykać. Właśnie tu, w sali konferencyjnej –przestał wreszcie mówić i spojrzał się na swoich gości –nie wierzycie ani trochę, no nie? –tamci pokręcili głowami i patrzyli się na niego jak na kogoś niespełna rozumu. Mężczyzna zaśmiał się gorzko –No to na dokładkę wam powiem, że stoicie właśnie przed Arturem Kirklandem, personifikacją Wielkiej Brytanii, a wy jesteście personifikacjami Polski i Włoch –na te słowa Feliciano zemdlał.

***
Były już późny wieczór. Feliks kucał nad osłabionym Feliciano opierającym się o ścianę.
Artur siedział zamyślony na krześle obok.
-Tak w sumie to niby czemu mamy ci wierzyć? –powiedział Feliks z wyrzutem.
-A macie jakiś inny wybór? –uśmiechnął się, jednak zaraz potem spoważniał –najbardziej  dziwi mnie jednak to, że teraz w jakimś stopniu staliście się normalnymi ludźmi. Personifikacje nie czują fizycznego bólu, nie mogą też rozmawiać z ludźmi. A wy możecie. Jednak widzicie także mnie, co oznacza, że macie jeszcze jakąś cząstkę prawdziwych siebie. Coś musiało się stać te dwa lata temu, co wymazało wam pamięć i zrobiło z was pół-ludzi .
Feliks nie wiedział co odpowiedzieć. Chwilę tak milczeli, dopiero Feliciano przerwał ciszę.
-Ja ci wierzę. Od zawsze czułem dziwną więź z moim krajem i jeszcze do tego teraz to wszystko… a tak poza tym, to kim jest Lovino?
-A.. to twój tak jakby brat, macie podobny chód, dlatego myślałem wtedy, że to on.
-Mam brata? Super!
-Nie ciesz się tak. Strasznie wścibski z niego koleś –prychnął –a właśnie, bo w sumie mnie normalnie tu jeszcze nie powinno być, ale przyszedłem, żeby sprawdzić, czy wszystko gotowe i myślałem, że po prostu on przyszedł wcześniej.
-Gotowe na co?
-Jutro rozpoczyna się kolejna światowa konferencja.
-Na serio? I co zamierzasz… no wiesz z tym wszystkim zrobić?
Artur wstał z miejsca i zasunął elegancko krzesło.
-Jak to co? Trzeba to będzie jakoś wszystko wyjaśnić. A teraz radziłby wam iść już spać, bo z samego rana zaczną się wszyscy zjeżdżać. Na górze są wolne pokoje.


***
Feliksa obudził ostry ból w klatce piersiowej, jakby ktoś czymś go przygniótł. Natychmiast otworzył oczy. Zobaczył siedzącą na nim dziewczynę w długich, jasno-brązowych włosach.
-Feliks!!! To naprawdę ty?! Nie sądziłam, że cię jeszcze kiedykolwiek zobaczę! –wykrzyczała i objęła go mocnym uściskiem, na co Feliks zrobił się czerwony. Nie wiadomo jednak czy z zawstydzenia, czy z braku powietrza.
W tym samym momencie do pokoju wparował Artur.
-Przepraszam, nie mogłem jej powstrzymać –powiedział zdyszany. Zaraz za nim w progu pojawiło się kilka nowych postaci o zaciekawionym spojrzeniu.  Dziewczyna wreszcie wyswobodziła go z jej żelaznego uścisku i pozwoliła mu usiąść. Tamten patrzył się na nią nie wiedząc jak zareagować.
-Naprawdę nic nie pamiętasz? –spytała. Pokręcił smutno głową.
-Hej! Może lepiej jakbyśmy przeszli do sali konferencyjnej to obgadać? – międzyczasie powiedział do wszystkich zgromadzonych przed drzwiami Artur.
Feliks i Feliciano zostali odprowadzeni  przez kilkunastu ludzi patrzących na nich z niedowierzaniem, jednak dopiero gdy weszli na salę zobaczyli około ponad stu ludzi siedzących przy ogromnym stole. Przy każdym z nich była mała flaga i tabliczka z nazwą państwa. Artur zaprowadził ich do miejsc przy których stały flagi Polski i Włoch.
-Czuję się trochę niezręcznie –szepnął brunet.
-No co ty? –odpowiedział Feliks.
-Dobrze, proszę wszystkich o spokój –powiedział donośnym głosem jeden z zebranych –wiem, że to nadzwyczajna sytuacja, jednak trzeba zachować racjonalność. Dowiedziałem się jeszcze wczoraj późnym wieczorem szczegółowo od Anglii jaka jest sytuacja. Otóż pamięć naszych dzisiejszych gości została całkowicie wymazana i nie pamiętają nic ze swojej personifikacyjnej przeszłości.  To dlatego właśnie dzwoniłem do was po nocach, byście na dzisiejszą konferencję przynieśli cokolwiek, co kojarzy wam się z Polską i Włochami. Wcześniej nie chciałem wam wyjawiać całej prawdy, bo byłoby spore zamieszanie. Może dzięki temu coś sobie przypomną... –zakończył.
Do Feliciano i Feliksa utworzyła się dość duża kolejka osób. Wzięli ze sobą wiele najróżniejszych rzeczy. Nadzwyczajnie dużo osób przyniosło paluszki i pastę.
Nie odniosły one jednak zamierzonego skutku, tak jak wiele innych rzeczy, bowiem nic sobie nie przypomnieli. Wreszcie do Feliksa podeszła ta sama szatynka, która obudziła go dziś rano. Wzięła ze sobą małą ceramiczną szkatułkę.
-Kiedyś mi to dałeś… pamiętasz? –spytała smutno i wręczyła mu ją do ręki. Chłopak zmarszczył brwi. Uśmiechnął się jednak gdy zobaczył, że szkatułka ma ruchomą wystającą część.
-Zawsze zastanawiałem się, jak ludzie robią te wichajsterki w takich małych ozdóbkach –zaśmiał się, ale nagle otworzył szerzej oczy i  zamilkł. Cała sala patrzyła na niego w napięciu.
-Suwak... –wyszeptał i złapał Feliciano za ramiona –Suwak!! Feliciano! Pamiętam! To porcelanowe coś! –wykrzyczał rozentuzjazmowany. Brunet spojrzał się na niego skołowany.
-Przypomniałeś sobie coś? –spytał jeden z zebranych.
-Tak! Byłem z Feliciano w jakiejś piwnicy… wiem, że chciał mi chyba coś pokazać i wyjął coś podobnego do tego... –zamyślił się –ehh i to chyba wszystko.
-To i tak dużo! Skoro chciał ci coś pokazać, to musiało to się dziać w jego domu. Trzeba tam pojechać.

***
Jako, iż była to sprawa bardzo priorytetowa, na miejscu byli już następnego dnia. Pojechało z nimi jeszcze kilka innych personifikacji.
-To jest mój dom? –spytał zauroczony wielkim dworkiem Feliciano –a ja się gnieździłem tyle czasu w moim małym mieszkanku…
Bez problemu udało im się wejść do środka. Od razu skierowali się w stronę piwnicy.
-Polsko, uważnie się rozglądaj i szukaj jakichkolwiek porcelanowych rzeczy –poinstruowała go postać podająca się za personifikację Stanów Zjednoczonych.
-Dziwnie się czuję, gdy ktoś tak się do mnie zwraca... –mruknął.
Zeszli schodami do piwnicy. Od razu rzucił im się w oczy duży owalny przedmiot stojący na półce.
-Tak! Miałem rację! To to! –wykrzyczał rozradowany Feliks. Chciał go podnieść, jednak obok zauważył małą karteczkę –Hmm? To coś jest napisane… „Dzięki temu możesz mieć wszystkie dziewczyny, jakie tylko zechcesz. Mam nadzieję, że kiedyś to znajdziesz i będziesz używać z rozwagą wnuczku, tak jak ja to robiłem. Twój dziadek.” –wpatrywał się ze zdziwieniem w zakurzony świstek nic nie rozumiejąc. Nastała chwila ciszy.
Nagle Artur pacnął się w czoło, aż poszło echo.
-Czyli to wszystko przez tego starego piernika!? –niemal wykrzyczał kipiąc ze złości.
-Hm? Co masz na myśli? –spytał Ameryka.
-Nie rozumiecie? –spytał –Ten staruch Rzym stworzył urządzenie do stawania się człowiekiem i na dodatek korzystał z niego tylko po to wyrywać sobie ludzkie panienki! Balował sobie jako zwykły człowiek, a potem przesuwał to wystające coś i na powrót stawał się państwem! Zawsze wiedziałem, że on jest jakiś nienormalny. Dwa lata temu musieliście tego użyć.
-Ale czemu straciliśmy pamięć? –spytał Feliks. Prawie nic z tego nie rozumiał.
-Nie wiem… może to dlatego, że pociągnęliście za suwak jednocześnie? Może było jakieś zwarcie czy czy coś… kto tam wie, ile to ustrojstwo ma lat…
-Czyli jak przesuniemy to z powrotem to znów staniemy się personifikacjami? –zapytał ostrożnie Feliciano.
-Na to wygląda…
-To jak? Na trzy cztery?
-Co nam szkodzi spróbować? To może być nasza jedyna szansa.
Jednocześnie pociągnęli za suwak.


~~~
Yay! Skończyłam :3 Jak się podobało?

piątek, 7 lutego 2014

Znamy się? cz.2

Gdy zjedli już porządny posiłek, mimo nadchodzącego wieczoru wciąż siedzieli rozłożeni na krzesłach.
-Wiesz co? –powiedział Feliks opierając głowę na ramionach –gdyby mi ktoś rano powiedział, że będę tu tak teraz siedział i gadał z jakimś obcokrajowcem, to bym nie uwierzył –zaśmiał się.
-A myślisz, że ja bym uwierzył?  -odpowiedział również rozbawiony Feliciano.
Nagle Feliks zaczął chichotać. Włoch spojrzał się na niego dziwnie, a tamten wskazał na jego włosy. Okazało się bowiem, że z jego starannie ułożonej fryzury odskoczył właśnie zakręcony kosmyk.
-No nie… - wyjąkał rozpaczliwie próbując ułożyć go z powrotem na prawidłowe miejsce – odkąd pamiętam mam z tym czymś problem, próbowałem już chyba wszystkiego… -westchnął. Feliks jednak przestał się już śmiać i ściągnął brwi czymś głęboko zamyślony.
-Hm...? Coś się stało? –spytał Feliciano. To wyrwało go z zamyślenia i odpowiedział szybko:
-Nie, wszystko w porządku...
Do końca wieczoru został już jednak lekko przygnębiony.

Dochodziła już godzina dwudziesta druga, gdy postanowili się pożegnać.
-Jutro wieczorem mam samolot do Londynu, więc może spotkamy się jeszcze gdzieś po południu? –spytał Feliciano wstając od stolika. Feliks natomiast stał bijąc się z myślami. Nastała chwila niezręcznej ciszy.
-Em… to twój pierwszy raz w Polsce? –spytał w końcu zamiast odpowiedzieć.
-Hm..? –Włoch był nieco zaskoczony tym pytaniem –Emm… raczej tak –odchrząknął –znaczy na pewno tak. Nie byłem tu jeszcze. A co?
Feliks przygryzł wargę i uśmiechnął się niemrawo.
-Nie sądziłem, że kiedyś jeszcze komuś o tym powiem –mruknął  niby pod nosem, ale wystarczająco głośno, by Feliciano go usłyszał – a więc… wiem, że znamy się dopiero jeden dzień, ale mam nieodparte wrażenie, że się kiedyś już spotkaliśmy, a nawet znaliśmy bardzo dobrze… Nigdy jeszcze takiego czegoś nie doświadczyłem i dziwnie mi o tym mówić… Gdy zobaczyłem ten kosmyk byłem już niemal pewien.
Włoch spojrzał na niego skonsternowany. Feliks zaczął kręcić butem kółka na chodniku.
-Wiesz, nie przejmowałbym się tym tak, gdyby nie jedna istotna rzecz –mówił dalej –niecałe 2 lata temu straciłem pamięć. Lekarze mówili, że to przejściowa amnezja, że wszystko sobie przypomnę, jednak każda  twarz od tamtej pory wydawała mi się obca. A twoja jest pierwsza, z którą jest inaczej. –westchnął. Feliciano spojrzał na niego zdębiały, jednak po chwili oprzytomniał.
-Bardzo mi przykro, jednak nie przypominam sobie, żebyśmy kiedykolwiek się spotkali –powiedział. Chwilę stali tak w ciszy. Feliks uśmiechnął się jednak.
-Przepraszam, nie powinienem tak wyjeżdżać z takim czymś, to było głupie –zaśmiał się –po prostu ciekawość była zbyt duża.

Już w nieco lepszych nastrojach pożegnali się i obiecali, że na pewno się jeszcze jutro spotkają.
Jednak gdy Feliciano zniknął za drzwiami hotelu, na twarzy Feliksa znów zagościł smutek.
Stał tak jeszcze chwilę z pustym wzrokiem i włosami powiewanymi przez wiatr.

***
Feliks nie spał dobrze tej nocy. Godzinami przewracał się z boku na bok nie mogąc przestać rozmyślać o dziwnym nieznajomym, powoli nastawał ranek. Bił się z myślami wciąż mając przed sobą obraz tego turysty. ‘Czy to możliwe, żebym go znał?’ Westchnął. To mogła być jedyna osoba, która mogłaby mu powiedzieć cokolwiek o jego przeszłości.

To wszystko wydarzyło się jakieś dwa lata temu. Pierwsze co pamięta, to przebudzenie w szpitalu. Lekarze oznajmili mu, że pewna kobieta znalazła go nieprzytomnego koło jednego przystanku na ulicach Warszawy. W jego organizmie odnaleźli jakieś dziwne substancje, które prawdopodobnie odurzyły go na jakiś czas. Jednak to, co przeraziło go najbardziej to fakt, że nic nie pamięta. I wcale nie chodziło tylko o poprzedni wieczór. Nie pamiętał niczego. Nie wiedział gdzie mieszka, kim jest. Nic z jego przeszłości. Wiedział jedynie jak się nazywa. Policja i różne organizacje robiły co mogły, by znaleźć jakiegoś członka jego rodziny, kogoś ze znajomych. Niestety, wszystkie wysiłki spełzły na niczym. Jedyne co miał to torba z kilkoma podręcznymi rzeczami i małym albumem. Nie miał pojęcia, dlaczego miał go przy sobie. No bo kto bierze takie rzeczy, gdy wychodzi na miasto? Miał w nim kilkanaście zdjęć z zupełnie nieznanymi mu ludźmi. Ich tożsamości również nie udało się ustalić.

Tak więc zaczął swoje życie kompletnie od nowa, z olbrzymią dozą nieśmiałości do obcych ludzi, każdego kogo spotkał. To dlatego ten turysta wydał mu się dziwny. Był on pierwszą osobą, dla którego zachowywał się, jakby byli dobrymi przyjaciółmi.  Miał wrażenie, że znają się od dawna. I ten jego niesforny kosmyk.

Nagle Feliks wstał z łóżka jak oparzony.
-Kosmyk! –wykrzyknął podbiegając do jednej z szuflad i wywalając z niej pośpiesznie rzeczy. Gdy nie znalazł tego, czego szukał otworzył kolejne i zrobił z nimi to samo. Wreszcie po przeszukaniu sporej części swojego mieszkania miał w swoich dłoniach to, o co mu chodziło.

Album.

To dlatego tak zareagował, gdy zobaczył odskakujący kosmyk Feliciano. Wiedział, że widział już coś takiego, i że to nie mógł być przypadek. Nerwowo przeglądał stronice albumu w poszukiwaniach. Na jednym ze zdjęć zobaczył siebie śpiącego na jakiejś kanapie, przebranego w różową sukienkę i z pełnym, profesjonalnie zrobionym makijażem. W kadrze załapała się również jakaś szatynka trzymająca zestaw kosmetyczny i zakrywająca usta ze śmiechu. Na kolejnym zobaczył małego chłopca, który skakał, by dosięgnąć zabawki trzymanej przez mężczyznę o miodowych włosach i okularach na nosie, który najwyraźniej miał z tego ubaw.

Po przekartkowaniu jeszcze paru stron zatrzymał się nagle na jednej z nich. Chwilę gapił się osłupiały w jedno ze zdjęć przedstawiające jego i Feliciano.

***
Mimo wczesnych godzin porannych Feliks pedałował przez miasto ile sił w nogach. Warszawa dopiero budziła się do życia, a słońce było nisko nad horyzontem.
Chciał jednak jak najszybciej wyjaśnić to wszystko. Miał kompletny mętlik w głowie, nic do siebie nie pasowało, jednak czuł, że to może być przełom, dzięki któremu dowie się coś o swojej przeszłości. Dotknął dłonią kieszeni. Znajdowała się tam aktualnie najcenniejsza rzecz, jaką posiadał.

 Zdyszany zsiadł z roweru koło budynku i niemal wbiegł do hotelu, do którego można było na szczęście swobodnie wejść. Nagle zorientował się, że nie wymienili się żadnymi kontaktami z Feliciano i nie ma pojęcia gdzie go szukać. A hotel był dość duży. 5 pięter.

Podszedł do recepcji, przy której stała jeszcze nie do końca przebudzona, aczkolwiek uśmiechnięta pani.
-Dzień dobry. Czy mogłabym panu jakoś pomóc? –powiedziała z pełnym profesjonalizmem.
-Właściwie to tak. Mój dobry przyjaciel z Włoch przyjechał wczoraj do Warszawy i obiecałem mu, że go odwiedzę, ale zapomniałem numeru jego pokoju, a jego telefon tutaj nie działa… -powiedział Feliks starając się przybrać najbardziej wiarygodną pozę na jaką było go stać. Po części mówił przecież prawdę.
-Niestety, nie możemy udzielać żadnych informacji o naszych gościach. Bardzo mi przykro. –odpowiedziała recepcjonistka robiąc zmartwioną minę.
-A nie można by było zrobić wyjątku? Mój przyjaciel mnie wyczekuje, jestem pewien, że to potwierdzi.
-Naprawdę nie mogę, wyrzucą mnie za to z pracy.
-Nikt się o tym nie dowie. Obiecuję! –Feliks zrobił oczy zabłąkanego kotka. Kobieta była jednak nieugięta.
-Bardzo mi przykro, ale nie mogę panu pomóc. –odwróciła się, by zapisać coś w notatniku, dając mu do zrozumienia, że nic u niej nie wskóra. 
Feliks odszedł kawałek pod drzwi wejściowe. Oczywiście nie miał zamiaru się poddawać. Gdy tylko recepcjonistka wyszła na zaplecze, jednym susem przeskoczył ladę i przejechał palcem po liście gości.
-Jednak brak komputeryzacji ma też swoje dobre strony... –mruknął. Feliciano Vargas. Bingo. Pokój numer 32. 
Wbiegł szybko na piętro i po paru minutach stał przed odpowiednimi drzwiami. Dość energicznie w nie zastukał. Po chwili było już słychać szczęknięcie klucza. Przed Feliksem stanął zaspany Feliciano z kubkiem kawy w ręku. Gdy zobaczył swojego gościa bardzo się zdziwił.
-Hej, amico, nie przesadzasz z tymi odwiedzinami? Jest dopiero ósma rano. –powiedział ziewając.

-Wiem, przepraszam, ale to nie może czekać. –powiedział, na co gospodarz spojrzał się na niego pytająco. Feliks wyjął delikatnie zdjęcie z kieszeni i podał mu je.
 –Znalazłem to dziś rano w moim albumie. Wiesz może coś więcej na ten temat?