Nie mógł w to uwierzyć.
Jak to mogło się stać? Wszystko mieszało mu się w głowie, jednak po chwili to,
co mu się dziś przytrafiło, układało się w logiczną całość. Te stroje, miejsca,
ulice, suterena, brak jakichkolwiek rosyjskich napisów… No bo jakby to inaczej
wytłumaczyć? Tylko jakim cudem….? Feliks potrząsnął głową, by przywrócić się do
porządku dziennego. Zatroskana dziewczyna wciąż stała obok niego ze zmartwioną
miną.
-Przepraszam za to całe
zmieszanie… dziś mam jakiś dziwny dzień –powiedział wreszcie.
-Nic się nie stało,
czasami też jestem mocno zakręcona –zaśmiała się i skierowała swój wzrok gdzieś
za chłopaka –o, w oddali widać już informację turystyczną.
-W takim razie już dalej
sobie poradzę, dziękuję –wymusił na sobie uśmiech, jednak trybiki w jego głowie
pracowały pełną parą, a mózg domagał się wyjaśnień. Zastanowił się chwilę.
Przecież ta dziewczyna mogła być jedyną osobą, która mogłaby cokolwiek mu
powiedzieć!
-Mam nadzieję, że
znajdziesz miejsce, które poszukujesz –spojrzała na niego ostatni raz i
obróciła się w przeciwną stronę. ‘Muszę coś szybko wykombinować.’ –pomyślał
nerwowo.
-Nawet nie spytałem się,
jak masz na imię –powiedział do odchodzącej dziewczyny. Tamta obróciła się
zaskoczona.
-Paulina –dygnęła przed nim
i wyciągnęła rękę.
-Feliks –miał on jednak
inne od niej zamiary, gdyż zamiast ją uścisnąć, pocałował jej dłoń szarmancko,
na co dziewczyna się zarumieniła.
-Ładnie, takie dostojne i
stare. Oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu – rozbawiona odchyliła złote
włosy do tyłu, a chłopak znów patrzył się oniemiały. Po chwili przywrócił
siebie jednak do porządku wiedząc, że ma na razie ważniejsze sprawy na głowie.
-Tak, moi rodzice są dość
staromodni –podrapał się po głowie niezdarnie –wiesz, bardzo przywiązywali wagę
do tradycji i polskiej kultury –mimo, iż takie stwierdzenia mogłyby być
ryzykowne, zważywszy, że nie wiedział jaka jest teraz sytuacja w Europie, postanowił
zaryzykować.
-Oh, uważam, że to bardzo
dobrze z ich strony. Teraz ludzie coraz mniej przywiązują wagę do takich
rzeczy. Do naszej kultury… coraz bardziej nie zwracają na to uwagi. Myślą, że
skoro teraz mogą swobodnie mówić po polsku i żyć wolni, to oznacza, że zawsze
tak będzie. Kiedyś też myślano, że nic
już nie zepsuje ładu, ale jak widać trochę się przez ostatnie stulecie
pozmieniało… Ja cenię takich ludzi, jak twoi rodzice. Historia pokazała, że
tacy są najważniejsi, mogą przekazywać to wszystko swoim potomkom, a oni
kolejnym –nagle zakryła swoje usta dłonią, gdy zauważyła nieobecny wzrok
chłopaka –oh, przepraszam, czasami zbyt się rozgaduję.
Feliks stał przed nią
niemal z otwartą buzią bez słowa. Wolni? Ale w jakim tego słowa znaczeniu? Jednak mimo niepewności,
na jego twarzy pojawił się ogromny uśmiech.
-Dziękuje! Naprawdę
poprawiłaś mi tym humor! –miał ochotę niemal ja uściskać.
-N-nie ma za co.
Powiedziałam tylko, to co myślę.
-To ja już pójdę, jestem
bardzo spóźniony. Do widzenia! –pożegnał ją szybko, wesoło machając do niej
ręką i niemal biegiem skierował się w stronę informacji turystycznej. Dziewczyna
również mu odmachała i lekko zaskoczona tym dziwnym spotkaniem stała jeszcze
chwilę w miejscu.
Feliks dawno nie czuł się
taki szczęśliwy. Głęboko wciągnął powietrze do płuc. Nie wiedział kiedy odzyska wolność, ale wiedział, że w końcu to się stanie. Z radością
chłonął wszystko co widział. Dzieci biegające dookoła, uliczni muzycy, dziwnie
ubrani ludzi siedzący przy kawiarniach, rozmawiającymi po polsku przy polskich
szyldach. To wszystko sprawiało, że świat stawał się nagle o wiele piękniejszy.
W końcu wszedł do środka budynku. Było tu wiele broszurek i ulotek. Wziął jedną
z planem miasta, mając nadzieje, że są darmowe. W tym momencie jego entuzjazm
trochę ucichł. Zauważył bowiem, że rozmieszczenie budynków jedynie w niewielkim
stopniu pokrywa się z tym, co pamiętał. Wyszedł na zewnątrz, a zachodzące
słońce oświetliło jego twarz. To miejsce
wyglądało niemal tak samo jak je zapamiętał, jednak zauważył, że niektóre
budynki miały jakby inny kształt. Wyglądało na to, że zostały po prostu
odbudowane. Spoglądał to wszystko lekko zasmucony, a wiatr zaczął targać jego
włosami.
‘Ile to miasto musiało
przejść…’ Zapewne było świadkiem wielu historycznych wydarzeń, które dla niego
są dopiero przyszłością. Dotknął ręką jednej ze ścian kamieniczki, z której
wyszedł i przesunął po jej gładkiej powierzchni. W głębi duszy bał się, co go
jeszcze spotka. ‘Ile będę musiał jeszcze poświęcić, by być na powrót wolny?’
Zamyślił się. Zastanowił się, czy to
możliwe, by gdzieś niedaleko był on z przyszłości, czyli tutejszej
teraźniejszości. Po chwili jednak ostentacyjnie pomachał przed sobą rękami,
jakby chcąc odgonić ten pomysł. Wiedział, że nie może się spotkać ze samym
sobą, mimo iż bardzo go to ciekawiło. Bał się, że w ten sposób może doprowadzić
do jakiegoś paradoksu.
-Dzień dobry! –nagle usłyszał
za swoimi plecami. Z jakiegoś powodu przebiegł go dreszcz. Znał ten głos.
Powoli obrócił się w stronę rozmówcy.
-Coś taki przestraszony?
Przecież się tu umówiliśmy –powiedział rozbawiony –nie spodziewałem się, że
przyjdziesz tak punktualnie, zawsze się spóźniasz. Polsce mimowolnie nogi
zrobiły się jak z waty. To on. Ten płaszcz. Szaro-blond włosy. Rosyjski akcent.
Rosja.
Nie mógł wydusić z siebie
ani słowa. Przed jego oczami przesuwały się niezbyt pozytywne wspomnienia z tym
państwem. Szczególnie te ostatnie.
-W-witaj –wyksztusił
wreszcie z siebie. Wiedział, że musi się zachowywać jak gdyby nigdy nic. Z jego
zachowania wywnioskował, że muszą mieć teraz złych stosunków ze sobą.
-Fajny miałeś pomysł z
tym, że u ciebie będziemy mówić po twojemu, a u mnie po mojemu. Odświeżę sobie
polski przynajmniej –chwilę się zamyślił –w Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w
trzcinie! Ha! Wciąż umiem to powiedzieć! –stwierdził zadowolony.
Dla Feliksa ta sytuacja
była całkowicie surrealistyczna. Nie pamiętał, kiedy ostatnio rozmawiał z nim
nie obawiając się o swoje życie.
-Widzisz, ja mam zawsze
zawszę rację –starał się uśmiechnąć, jednak wspomnienia z czasów zaborów
skutecznie mu to uniemożliwiały.
-Tylko nie przesadzaj mi
tu towarzyszu –klepnął go przyjacielsko po plecach, jednak ze swoją dość
charakterystyczną dla niego siłą, na co blondyn niemal się zakrztusił.
Zastanawiał się, po co on w ogóle przyjechał go odwiedzić. Uświadomił sobie
jednak, że musi go jak najszybciej stąd zabrać, ponieważ zaraz może tu przyjść
‘drugi’ Polska.
-M-może poszlibyśmy do
jakiejś kawiarni? Zaczyna się robić chłodno.
-Do kawiarni? W sumie…
skoro to i tak tylko luźne spotkanie, to masz racje, po co się bawić w te
wszystkie gabinety… -oparł obojętnie.
Feliks postanowił wziąć się w garść. Musiał pokazać się z
jak najlepszej strony, choćby dla swojego przyszłego ‘ja’.
Szli chwilę otoczeni przez
wysokie kamienice. Po chwili na czole gospodarza zaczęły pojawiać się kropelki
potu. Przecież nie miał pojęcia, gdzie może znaleźć jakieś odpowiednie miejsce
na spotkanie! Żadna z nazw nie wyglądała dla niego znajomo. Nie widział, która
z nich będzie na odpowiednim poziomie, bo, mimo wszystko, Ivan był dość ważną osobą.
Nie mógł sobie pozwolić na chociaż najmniejszy błąd. Po krótkim czasie znalazł
jednak rozwiązanie. Zatrzymali się po środku ulicy, a Feliks starał się wyglądać na rozluźnionego tak bardzo,
jak to tylko było to możliwe w jego stanie.
-Wiesz co? Skoro jesteś
dziś moim gościem, to może chciałbyś wybrać gdzie pójdziemy?
-Hm? Czemu nie? To nie
jest takie głupie –rozejrzał się dookoła i wskazał na jedną kawiarenek –możemy
iść tam, wygląda ciekawie.
Blondyn głęboko odetchnął
z ulgą. Weszli do środka. Wnętrze było bogate i dostojne, a zarazem dość
przytulne. Zajęli jeden ze stolików przy oknie i zamówili po kawie. Polsce
ponownie zaczęły trząść ręce. Nie miał pojęcia, o czym mógłby z nim rozmawiać.
Rosja jednak pozbawił go tego zmartwienia, przynajmniej na chwilę. Zaczął mówić
bowiem na jakieś tematy dotycząc gospodarki, coś jakimś gazie. Za dużo z tego
nie rozumiał, ale jego gość mówił tak swobodnie, więc miał nadzieję, że były to
tylko luźne dywagacje. W głębi duszy modlił się tylko o to, by nie dał mu
żadnych dokumentów do podpisania. Wolał nie wtrącać się w swoje przyszłe ja.
Powoli więc siorbał kawę, od czasu do czasu przytakując swojemu rozmówcy,
chcąc, by to spotkanie jak najszybciej
dobiegło końca.
Nagle oblał go jednak
zimny pot. Kilka metrów od okna kawiarni, w której przebywali szedł nie kto
inny jak on sam. Był ubrany w białą, elegancką koszulę i spodnie. Oglądał się
dookoła, wyglądając jakby kogoś szukał. I Feliks siedzący
przy stoliku chyba wiedział o kogo chodzi. Powoli, prawie niezauważalnie wsuwał
się w głąb krzesła, jednak wiedział, że to nic nie zmieni. Nie mógł jednak
dopuścić do tego, by ich zauważył. Albo Ivan go. Teraz już nie mógł zupełnie
skupić się na temacie rozmowy, co chwilę zerkał w okno starając się wypatrzeć w
tłumie siebie.
-Co ty tak dziwnie
przymulony dzisiaj? –spytał się wreszcie Rosja.
-Eee... –wyjąkał –jakoś
nie najlepiej dzisiaj spałem, potem miałem dużo do zrobienia i po prostu jestem
trochę zmęczony.
-Dużo pracy? Mówiłeś
przecież, że masz wolny weekend.
Polska otworzył szerzej oczy.
-Taaak… tak mówiłem, ale
coś mi po prostu wypadło. Życie –starał się uśmiechnąć.
-Nie martw się, też tak
często mam, nigdy nie dają mi spokoju –zaśmiał się – to może pójdziemy się
przewietrzyć? Masz takie ładne parki…
Blondyn w to nie wątpił.
Był tylko mały problem, gdyż nie miał pojęcia, gdzie one mogą się znajdować. Zerknął
ostatni raz przez okno, ale nie znalazł tam siebie.
-Dobry pomysł, przydałoby
mi się trochę przewietrzyć –powiedział już trochę uspokojony.
Zanim jednak wstali z
krzeseł, z kieszeni Ivana zaczęło wydobywać się dziwne brzęczenie. Lekko
przestraszony Feliks, nie widząc, czego się spodziewać znieruchomiał i wczepił
paznokcie w siedzenie. Jego rozmówca, zbytnio się tym nie przejmując, wyjął
podłużny przedmiot ze spodni i nawet nie spoglądając na wyświetlacz, podniósł
go do ucha.
-Tak, słucham? –powiedział
po rosyjsku. Jednak gdy usłyszał odpowiedź jego twarz nagle zbladła, a usta
rozwarły w niemym zdziwieniu.
-P-polska? –wydukał.
Feliks po chwili
uświadomił sobie, co się wydarzyło. Jego oddech stał się nagle ciężki i oblał
go zimny pot. ‘Czy to możliwe by rozmawiał on właśnie ze mną? Ale to w takim
razie oznaczałoby…’ Przełknął głośno ślinę nie mogąc się ruszyć z miejsca.
Rosja nic już więcej nie mówiąc puścił przedmiot, który z głuchym łoskotem
spadł na posadzkę.
-K-kim ty jesteś?
–powiedział mając wielkie oczy.
Blondyn nie wiedział co
powiedzieć. Ivan powtórzył pytanie i gdy po raz kolejny nie usłyszał
odpowiedzi, nie zważając na tłumy w kawiarni, walnął pięścią w stolik. Polska podskoczył
w miejscu nie spodziewając się takiego wybuchu. Stracił przez to równowagę i
nie mogąc już nic na to poradzić, runął z krzesłem do tyłu i upadł na podłogę.
Uderzył się dość mocno i przez chwilę pojawiły mu się mroczki przed oczami.
-Nic ci się nie stało? –spytał
ktoś zdenerwowanym głosem. Feliks nie był w stanie
odpowiedzieć. Złapał się za tył głowy i powoli postarał się wstać, jednak
niezbyt dobrze mu to wychodziło. Ta sama osoba postanowiła mu pomóc i ponownie
usadowiła go na krześle.
Jednak coś mu się nie
zgadzało. Pomieszczenie wydawało się być teraz o wiele ciemniejsze. Powoli
odzyskiwał ostrość widzenia. Zauważył, że ma obok siebie zamiast okna biurko, a
zamiast niezrównoważonego Rosji - jakiegoś innego człowieka.
-Wszystko w porządku?
–spytał ktoś jeszcze raz. Pamiętał ten głos.
-Stanisław…? –wydukał.
-Oczywiście, że to ja! Nie
poznajesz mnie? Przepisywałem dokumenty jak mnie prosiłeś i musiałeś chyba
zasnąć na jakiś czas. Nie zauważyłem, jak zacząłeś się zsuwać z krzesła i
wylądowałeś na podłodze –uspokoił się i uśmiechnął –ale chyba wszystko w porządku,
prawda?
-T-tak… -odparł, jeszcze
niezbyt świadomy wszystkiego. Po chwili dotarło do niego, co tak naprawdę się
stało.
-Niemożliwe, żeby to był
sen… -wyszeptał do siebie –to było takie
realistyczne…
-Hm? Mówiłeś coś?
Feliks potrząsnął głową.
-Możesz iść już spać, rano
to dokończę.
Chłopak pokiwał głową.
-Tak jest! –zasalutował i
zaśmiał się –dobranoc. Proszę już tylko nie spać na krześle, dobrze?
-Postaram się –również się
uśmiechnął –dobranoc. Gdy Stanisław wyszedł siedział tak jeszcze chwile zapatrzony
w ścianę. ‘Co to mogło być? Jakaś wizja? Przecież to idiotyczne…’ Odetchnął. ‘Pożyjemy,
zobaczymy.’ Zerknął na mały kalendarzyk stojący na biurku. ‘Jeszcze tylko sto
pięćdziesiąt trzy lata.’