Wreszcie jakiś dłuższy rozdział, yay! (jak na mnie)
Zaczęłam używać akapitów, yay x2!
(pewnie i tak nie są poprawnie wstawione, ale chciałam poeksperymentować)
Dziękuję Akane za wspaniałe komentarze, naprawdę to doceniam *wirtualny przytulas*
Ledwo zdążył wstać, a coś natychmiastowo zacisnęło mu się na szyi powodując jego ponowne opadnięcie na fotel.
-Mój Boże! Ty żyjesz! –ręce
szatynki jeszcze mocnej go ścisnęły, a on wydał z siebie jedynie cichy pisk
bólu. Nie wiedział co dziwniejsze – to, że jakaś obca kobieta się na niego
rzuciła, czy fakt, że jest ona aż tak
silna, że nieświadomie go dusi.
-Mogłaby pani... –wyjąkał
resztkami tchu rozmyślając nad wydostaniem się z żelaznego uścisku nieznajomej.
Ku jego zdziwieniu, w odpowiedzi na te słowa szatynka natychmiastowo się
wyprostowała i odsunęła się od niego na kilka kroków badając go przeszywającym
spojrzeniem.
Feliks odetchnął z ulgą, wreszcie wstał i
wyprostował pogniecioną koszulkę. Z tylnej kieszeni spodni wyjął niewielką
karteczkę.
-Pani Elizabeta Hedervary?
–spytał niepewnie.
Kobieta wciąż patrzyła się na niego
tajemniczo. Nie mógł odgadnąć jej wyrazu twarzy. W końcu kiwnęła głową lekko,
niczym w transie.
-Pewna osoba kazała mi się
do pani zgłosić, gdyż podobno będzie mi pani w stanie pomóc... –zaczął, jednak
Węgry mu przerwała.
-Nie pamiętasz mnie?
–spytała krótko.
Feliks zamilkł. Kim ona była? Czy była dla
niego kimś ważnym?
Pokręcił powoli głową w zaprzeczeniu. Na
jej twarzy od razu pojawił się smutek, jednak tylko na moment. Po kilku
sekundach się rozpromieniła i nieoczekiwanie objęła dłońmi jego dłoń.
-Nie szkodzi. I tak cieszę
się, że jesteś z powrotem –uśmiechnęła się od ucha do ucha.
Tak, na pewno była kimś ważnym, pomyślał
Feliks.
-Musisz być wyczerpany!
Zrobię ci herbaty! –powiedziała radośnie, obróciła się i klasnęła w dłonie. W
jej oczach świeciło miliony iskier.
Patrzył na nią zdezorientowany. Jej
zachowanie budziło w nim lekki niepokój. Pomyślał jednak, że nie ma teraz czasu
na rozmyślanie nad takimi rzeczami. Poszedł za nią do kuchni i usiadł przy
stole, obserwując jej krzątającą się sylwetkę.
Powinienem jej chyba wyjaśnić parę rzeczy,
rozmyślał kładąc ramiona na blacie. Tak naprawdę to ona powinna żądać tych
wyjaśnień. Czy jej się to nie wydaje dziwne, że pojawiam się tak nagle, z
nikąd? Czemu wygląda na taką beztroską?
Położył głowę na stole zrezygnowany. To
było za wiele na jego ludzki umysł. Jest przecież tylko człowiekiem! Ta
kobieta… „Agriope”. Co to w ogóle za imię? Nie toż, że wymaga od niego
niemożliwego, to jeszcze chce, by inni naprawiali za nią błędy! Co za bezczelne
z niej stworzenie!
Zacisnął pięści. Miał tego dosyć.
-Nic nie rozumiem...
–wyszeptał niemal bezgłośnie, jednak mimo to Węgry go usłyszała.
Ucichł dźwięk mieszania herbaty. Kobieta
nie wydała żadnego dźwięku przez dłuższy czas, co zdziwiło Feliksa, więc
podniósł głowę.
Stała nieruchomo tyłem do niego, niczym
posąg. Blondyn uniósł brew skonsternowany.
-Elizabeta…? Wszystko w porządku?
–brak odpowiedzi. Wstał z miejsca i wtedy usłyszał ciche pochlipywanie.
Podszedł do niej bliżej i wtedy się do niego odwróciła. Po jej policzkach
płynęły pojedyncze, długie łzy.
-C-co się stało? –ogarnęło
go zaskoczenie. Czemu ona tak gwałtownie zmienia swoje zachowanie?
Jej urywane oddechy stały się jeszcze
płytsze. Wydawało mu się, że się zaraz zakrztusi.
I wtedy nagle się do niego
przytuliła, ale nie tak gwałtownie jak poprzednio. Jej dłonie delikatnie
oplotły jego talię, a głowa wtuliła się w pierś. Feliks poczuł skręt w żołądku,
jednak to był bardziej psychiczny aniżeli fizyczny ból. Mimowolnie zaczęło mu
być jej szkoda.
Wsunął palce pomiędzy jej
włosy. Były takie miękkie i puszyste, pachnące fiołkami. Czy już kiedyś czuł
ten zapach?
-Też nic nie rozumiem
–zaszlochała w jego ramionach –ja chciałam po prostu, żeby było jak dawnej...
zapomnieć na chwilę o tym koszmarze –uniosła głowę do góry –naprawdę nie
obchodzi mnie, jakim cudem tu jesteś ani z jakiego powodu –odsunęła się od
niego i oparła dłonie o blat –ty nawet nie masz prawa istnieć –zaśmiała się
przez łzy –jesteś tylko wytworem mojej wyobraźni! Tak, do reszty już
zwariowałam! –zapatrzyła się w sufit –i wiesz co? Już mam dosyć tego ukrywania
się. Mogą przyjść mnie zabić, nic mnie już nie obchodzi –znów zaczęła się
histerycznie śmiać.
Feliks patrzył na to wszystko oszołomiony.
Co mógł poradzić? On, zwykły człowiek?
-Jesteś państwem, prawda?
–spytał beznamiętnie po chwili.
Elizabeta spojrzała na niego ponownie, z
lekko drwiącym uśmieszkiem na twarzy.
-Tak, to ja. Dumne Węgry.
Bogate europejskie państwo, które wchodziło w skład potężnego cesarstwa, a z
którego pozostał tylko wrak. A ty jesteś Polska, tak? –spytała prześmiewczo.
Feliks spojrzał na nią zmęczonym wzrokiem.
-Nie, nie jestem
–powiedział chłodno. To dopiero zwróciło uwagę szatynki. Popatrzyła na niego
badawczym spojrzeniem, wcięła herbatę do ręki i opadła na krzesło.
-Dobra, mów. Wszystko –rzuciła
biorąc łyk.
***
Dość dużo czasu zajęło mu wyjaśnienie celu
jego wizyty, jednak w końcu dość pobieżnie udało mu się jej to wytłumaczyć.
-Czyli mam rozumieć, że
masz dostać się do Ameryki, wypuścić ich i sprawić, by wszystko było w
porządku? –uniosła brew sceptycznie wypijając już drugi kubek kawy z kolei. Do
takich rozmów herbata nie wystarcza.
Dopiero teraz, gdy wypowiedziała to
wszystko na głos, Feliks zauważył jak to idiotycznie brzmi. Ale taka była
prawda.
-Mówiłem ci przecież, że
to nie jest mój pomysł, tylko tej dziwnej kobiety, która wtedy do nas przyszła.
Wciąż nie rozumiem, dlaczego sama nie potrafi tego załatwić –skrzyżował
ramiona.
Węgierka przez chwilę się zamyśliła.
Przesunęła palcem po krawędzi kubka,
tak, że tamten wydał piskliwy dźwięk.
-Personifikacje nie mogą
tak po prostu poruszać się po ludzkim świecie –powiedziała wreszcie –nie ze
względu na niebezpieczeństwo, ale raczej przez naszą naturę. Podobnie jest z
ludźmi – nie mogą nas tak po prostu zobaczyć. To wymaga odpowiednich
procedur.
Feliks spojrzał się na nią nie rozumiejąc
do czego zmierza.
-Ty nie jesteś ani
człowiekiem ani państwem. Jesteś zawieszony pomiędzy tymi światami. Dlatego
możesz komunikować się ze wszystkimi –zrobiła pauzę idąc w stronę biblioteczki.
Blondyn niepewnie poszedł za nią.
-A więc skoro wybrała
ciebie, to znaczy, że nie może ona swobodnie
poruszać się między tymi światami –kontynuowała –szczerze wątpię, by była
człowiekiem, więc pozostaje nam jedynie jedna opcja.
-Jest personifikacją? –od
razu zrozumiał Feliks –ale czego? Jakiego państwa?
-Agriope, Agriope...
–mruczała Węgry –coś mówi mi to imię.
W skupieniu wodziła palcem po regałach.
-Ha! Wiedziałam, że gdzieś
ją tutaj mam –wyjęła opasłe tomiszcze z półki i położyła je na stoliku. Na
okładce, zdobionymi literami znajdował się tytuł: Słownik mitologii greckiej i rzymskiej.
-Nigdy nie interesowała
cię mitologia, co? –mruknęła wertując w skupieniu stronice.
-Jakoś się sobie nie
dziwię –odparł patrząc krytycznie na księgę. Opadł wykończony na sofę. Dopiero
teraz poczuł przypływ dopadającego go zmęczenia.
-Daj znać jak coś
znajdziesz... –zdołał jeszcze powiedzieć, zanim jego powieki się zamknęły.
***
-Ej! Nadepnąłeś mi na
nogę!
-Wcale nie!
-Zamknijcie się wreszcie!
–wysyczał stanowczy głos –zaraz nas usłyszy!
Dwójka chłopców
natychmiast zamilkła speszona. Ponownie wystawili lekko głowy zza filaru.
Elegancka kobieta pisała w skupieniu na
pergaminie przy świetle świecy. Lubili tu przychodzić i się na nią patrzeć.
Była tak nieskazitelnie piękna, że zapierało im dech w piersiach. Jej miodowe
włosy opadały swobodnie na jej ramiona, a niebieskie oczy migotały przyjaźnie.
-Nie chcę, by ona kiedyś
zniknęła –wymruczał cicho piskliwy głosik.
-Dlaczego miałaby kiedyś
zniknąć, głupku?
-Nie widzisz tego?
Praktycznie nie pozwala już się nam z nią widywać.
-Może chce po prostu
żebyśmy się usamodzielnili i żebyśmy przestali być takimi beksami jak
niektórzy? –uderzył go w tył głowy, na co tamten wydał z siebie nieokreślony
dźwięk.
-Uspokoicie się wreszcie?
–odparł zdenerwowany głos.
Mimo iż ponownie zamilkli, w oddali
usłyszeli łagodny dźwięk wydobywający się krtani kobiety niczym śpiew słowików.
-I tak was słyszę –uniosła
głowę, na co wstrzymali oddech. Najmłodszy chłopczyk znów stracił równowagę,
pociągnął za sobą resztę i kilka chwil później cała trójka leżała już na
posadzce.
Kobieta podeszła do nich i zmierzyła ich
karcącym, ale nie ostrym spojrzeniem.
-Co ja wam mówiłam o tych
nocnych wyprawach?
Spojrzeli na nią pełni poczucia winy.
-Przepraszamy, mamo
–odparli chórem skruszeni.
***
-Mam! –triumfalny głos
ogarnął cały pokój. Feliks przetarł oczy nieprzytomnie.
-Co masz? –mruknął
zdezorientowany.
Węgierka spojrzała na niego krytycznie i
położyła przed nim książkę.
-Spałeś?
-No… tak jakby. Miałem
dziwny sen –przyznał. Szatynka przewróciła oczami.
-Nieważne, posłuchaj tego
–odchrząknęła i zaczęła czytać:
Telefassa zwana także Agriope była królową fenicką,
córką boga rzeki Nil, a także żoną Agenora.
Feliks uniósł jedną brew
do góry.
-Naprawdę ciekawe, ale nie
jest to chyba odpowiednia pora na zagłębianie się w życiorysy starożytnych
bóstw, nie uważasz? –mruknął sceptycznie.
-Ale z ciebie ignorant
–Elizabeta nadęła policzki zirytowana. Chłopak wzruszył ramionami.
Przewertowała kilka stron do przodu i
popukała palcem w obrazek.
-A to coś ci mówi?
Feliks zaniemówił z wrażenia. Kobieta na
malowidle wyglądała identycznie jak ta, którą spotkał w strefie. Te miodowe
włosy… ciemnoniebieskie oczy… Spojrzał na Węgry z rozszerzonymi źrenicami.
-T-to jest ta
Agriope?
Elizabeta uśmiechnęła się tajemniczo.
Nie. To nie ona. To jej
córka –zatrzasnęła tomiszcze –Europa.
Feliks patrzył skonsternowany. To było za
dużo jak na jego umysł.
-Podszywała się pod imię
swojej matki żebyście jej nie rozpoznali –powiedziała krótko –teraz wszystko
jasne. Chciała dla was jak najlepiej, ale nie była świadoma konsekwencji.
Blondyn spoglądał na zdjęcie z
niedowierzaniem. Czy tamten sen nie był wymysłem wyobraźni, a po prostu jego
wspomnieniem? Zacisnął pieści.
-Opowiedz mi o mojej
przeszłości –zwrócił się stanowczo do Węgierki –wszystko co wiesz.
Szatynka uniosła brwi.
-Jesteś pewien, że chcesz
wiedzieć? Może będzie lepiej, jak sam się dowiesz, gdy odzyskasz wspomnienia?
-Nie –zaprzeczył
kategorycznie –chcę poznać prawdę.
Elizabeta westchnęła.
-Wystarczyłoby kupić ci
jakąś książkę historyczną, no ale skoro nalegasz…
***
-Jak to zniknąłem na ponad
100 lat?! – niemal wykrzyczał wstając gwałtownie z sofy, jakby go poraził prąd
–t-to totalnie niemożliwe! –wyjąkał.
Węgry zaśmiała się pod
nosem.
-Oto i nasz dawny Felek powrócił.
-Co masz na myśli?
–przechyli głowę na bok – a tak w ogóle nie jest ani trochę zabawne!
-Nie twierdzę, że to jest
zabawne, nic z tych rzeczy –na jej twarzy wciąż jednak grasował drwiący
uśmieszek –tak naprawdę to nie zniknąłeś ty, a twoje państwo. Ty gdzieś się
błąkałeś bez celu.
-Fajnie –prychnął i
skrzyżował ramiona –no i co potem?
-Potem… –szatynka
przyłożyła palec wskazujący do ust udając zamyślenie –potem to żeś ty tą
niepodległość odzyskał.
-Tak po prostu?
-Nie no, było ciężko, ale
nadarzyła się okazja i ty ją wykorzystałeś –skwitowała.
Uniósł brew, jednak nic nie
komentował. Wiedział, że i tak mu nic więcej nie powie.
-A jak było dalej to się
zapewnie domyślasz –kontynuowała –było trochę spokoju, a potem... –zamyśliła
się –był tam z tobą, no wiesz –zaczęła pstrykać palcami w poszukiwaniu słowa –w
tej strefie… taki blondyn? Niebieskooki, wysoki?
Feliks doskonale wiedział o kogo chodzi. I
ani trochę mu się to nie podobało.
-No... –przełknął ślinę –co
z nim?
-No, to on cię mój drogi
zaatakował –westchnęła –trochę narozrabiał –dodała drwiąco.
Blondyn nie mógł w to uwierzyć. Miał
wrażenie, że jedynie on był tam do niego przyjaźnie nastawiony. To on pomógł mu
wyjść z tej windy… pierwszy podał mu dłoń.
Feliks podciągnął kolana pod brodę i objął
się dłońmi.
-Nie mów, że mnie
zaatakował –odparł patrząc się w przestrzeń –on mi nic nie zrobił. Mnie,
siedzącemu tutaj. Zaatakował Polskę, nie mnie.
Elizabeta nie odpowiedziała mu. Rozumiała,
że ciężko jest mu skonfrontować się z rzeczywistością, wiedziała, że przeżywał kryzys tożsamości.
-Agriope... –zaczął po
chwili, jednak ugryzł się w język –…Europa powiedziała nam, że nasza osobowość
także uległa zmianie –spojrzał się na nią nieobecnym wzrokiem –jaki ja byłem
wcześniej?
Węgry nie odpowiedziała od razu. Wypiła
resztki kawy, o mało nie dławiąc się fusami.
-Miałeś dość specyficzne
podejście do życia –zaczęła –nazwanie cię lekkoduchem to trochę mało
powiedziane. Cały czas błąkałeś się z głową w chmurach, nie brałeś niczego na
poważnie… po jakimś czasie to cię zgubiło –przerwała, widząc żal w jego oczach.
Żal do kogo? –ale w chwilach prawdziwego zagrożenia potrafiłeś popisać się
trzeźwością umysłu –spojrzała mu prosto w oczy –i wolą walki. Do końca. Wszyscy
na twoim miejscu już dawno by się poddali, ale nie ty.
-Dzięki za słowa otuchy
–uśmiechnął się kwaśno i już więcej nic tego dnia nie mówił.
***
Gdy Węgry się obudziła, słońce było już
wysoko na niebie. Przetarła leniwie oczy. Mimo wypicia wczoraj stanowczo zbyt
dużej ilości kofeiny, spała twardym, spokojnym snem. Podeszła do okna i
otworzyła je na oścież. Rześkie powietrze wdarło się do jej pokoju napełniając
je aromatem rosy i kwiatów.
Aktualnie mieszkała w małym domku
niedaleko miasta. Ostatnio często musiała się przeprowadzać, wciąż niepewna o
swoje życie. W głębi duszy wierzyła jednak, że jest jeszcze szansa. Szansa na
normalny świat.
Weszła do salonu. Na sofie leżało
pogniecione prześcieradło, które dała swojemu gościowi. Przez chwilę przeszedł ją dreszcz strachu. A
co jeśli gdzieś poszedł i już nigdy go nie zobaczy? Po chwili jednak się
uspokoiła, ponieważ zobaczyła jego płaszcz wiszący na wieszaku.
Otworzyła drzwi frontowe i wyszła przed
dom. Wciąż była w koszuli nocnej, a poranny wiatr był dość silny, jednak nie
zwracała na to uwagi. Niechlujnie włożyła buty i ruszyła jedyną ścieżką
prowadzącą od jej domu. Po przejściu kilkudziesięciu metrów była już wstanie
zobaczyć niewielkie jezioro znajdujące się po prawej stronie drogi. Uśmiechnęła
się triumfalnie i skierowała się w tamtą stronę.
Usiadła pod wysoką wierzbą rosnącą przy
samym brzegu. Wiatr niemiłosiernie targał jej włosami, ale szum liści działał
na nią niesamowicie kojąco.
-Wiedziałam, że cię tu
znajdę. Zawsze lubiłeś przesiadywać na łonie natury.
-Naprawdę? Fajnie wiedzieć
–odpowiedziała jej postać siedząca obok, nawet na nią nie patrząc.
-Posłuchaj, Polsko...
–zaczęła.
-Feliks –odparł
niewzruszony –jestem Feliks.
-Dobrze. Posłuchaj,
Feliksie –niemal szeptała –wiem, że jesteś teraz w ciężkiej sytuacji, doskonale rozumiem co teraz przeżywasz…
-Nie, wcale nie –znów jej
przerwał –nie masz zielonego pojęcia. Nie masz prawa tak mówić –rzucił kamień
do jeziora. Węgry nie odpowiedziała. Miał rację.
-Nie chcę zostać bohaterem
–zaczął sam po chwili –nigdy nie o to nie prosiłem. Chcę być zwykłym
człowiekiem. Nie obchodzi mnie, jakie będą konsekwencje, niech inni się o to
martwią. Chcę zamieszkać gdzieś w oddali od tego wszystkiego, w spokoju, nie
martwiąc się o nic i o nikogo. Chyba chociaż to mi się należy, czyż nie? –ostatnie
zdanie wypowiedział już ze złością, ciskając kamień do wody.
Elizabeta spojrzała się w taflę jeziora.
Duże kręgi dochodziły aż do samego brzegu.
-Kiedyś –zamyśliła się, zmrużyła
czoło –prawie dokładnie sto lat temu, powiedziałam coś podobnego do ciebie. Miałam
dosyć tego wszystkiego, nie miałam już siły. Jednak ty zaśmiałeś się tylko,
jakbym opowiedziała jakiś dobry żart. Nie brałeś pod uwagę możliwości poddania
się, zaprzestania wysiłków w dążeniu do naszego wspólnego celu –odzyskania niepodległości.
Kompletnie nie mieściło ci się to w głowie. Podziwiałam cię wtedy z całego serca,
twoja determinacja naprawdę była ogromna –również rzuciła kamień, który odbił
się kilka razy, zanim odpadł na dno –oboje wywołaliśmy powstania –najpierw ty,
ja dwa lata później, i wiesz co? –zaśmiała się gorzko –oba upadły. Ale to nas w
żadnym wypadku nie zniechęciło. Dalej stawialiśmy opór. Za każdym razem coraz
bardziej zażarty –podniosła się i wzięła się pod boki – i nawet jeśli teraz to
wypierasz, to jesteś tą samą osobą co wtedy, sto, dwieście czy tysiąc lat temu.
Ty –postrach Europy, zdobywca Moskwy, obrońca demokracji. Ten sam. –zakończyła swój
monolog stojąc nad nim z wyciągniętą ręką, wyczekując jego reakcji.
Feliks długo nie odpowiadał. Wreszcie
uniósł głowę do góry, jednak nie potrafiła odczytać wyrazu jego twarzy.
-Od zawsze moją robotą
było ratowanie wszystkim tyłka, prawda? –spytał wreszcie szczerząc się do niej.
Węgry odwzajemniła
uśmiech.
-Płynąłeś kiedyś transatlantykiem?
-Oczywiście, przecież
doskonale wszystko pamiętam –złapał jej dłoń i energicznie wstał z miejsca.
_________
Nawiązałam tutaj trochę do Powstania Krakowskiego (1846) i Powstania Węgierskiego (1848)
(Polacy także je wspierali)
EDIT: chyba niedługo znowu wstawię jakąś recenzję, spodobało mi się to :v
EDIT: chyba niedługo znowu wstawię jakąś recenzję, spodobało mi się to :v
UWAGA BO SIĘ POWTÓRZĘ :D
OdpowiedzUsuń- Czytam Twoje opowiadanie / tudzież oneshot'a xD jak książkę :) Naprawdę tak czytam i czytam i chce wiedzieć co dalej, że tak oto się znalazłam na końcu haha. Naprawdę lubię Twój styl pisania jest strasznie wciągający co do akapitów MEGA Fenice jest super! :D naprawdę wygodniej i wgl :) stąd też wniosek, że pisanie komentarzy jest wręcz konieczne bo musisz wiedzieć że robisz świetną robotę.
Zazdroszczę Ci twojego stylu haha ;> Kolejna recenzja? Czekam ! Ostatnio Bardzo mi się anime spodobało więc nie mogę się doczekać, jak i również kolejnej notki :)
Pozdrawiam!
Taak to znowu ja :C, ale zapomniałam o dwóch rzeczach mianowicie:
Usuń- świetne nawiązania z mitologią ! Ja sama uwielbiam takie historie :)
- I jak najbardziej Odwzajemniam wirtualnego przytulasa! Nie wiem jak będzie z przekazem z Mazur ale zawsze xD
Z Mazur do Pomorza nie jest tak daleko, powinien dojść xD
UsuńJeszcze raz dziękuję! A co do recenzji to może pojawi się nawet gdzieś w przyszłym tygodniu :3
Wspaniały blog ^^
OdpowiedzUsuń