poniedziałek, 9 lutego 2015

We are all stained with blood - cz.5

Wreszcie jakiś dłuższy rozdział, yay! (jak na mnie)
Zaczęłam używać akapitów, yay x2! 
(pewnie i tak nie są poprawnie wstawione, ale chciałam poeksperymentować)
Dziękuję Akane za wspaniałe komentarze, naprawdę to doceniam *wirtualny przytulas*



Moja Węgierka jedyne chyba co ma wspólne z hetaliową wersją to wygląd i imię ;-; Gomenasai~



     Ledwo zdążył wstać, a coś natychmiastowo zacisnęło mu się na szyi powodując jego ponowne opadnięcie na fotel.
-Mój Boże! Ty żyjesz! –ręce szatynki jeszcze mocnej go ścisnęły, a on wydał z siebie jedynie cichy pisk bólu. Nie wiedział co dziwniejsze – to, że jakaś obca kobieta się na niego rzuciła,  czy fakt, że jest ona aż tak silna, że nieświadomie go dusi.
-Mogłaby pani... –wyjąkał resztkami tchu rozmyślając nad wydostaniem się z żelaznego uścisku nieznajomej. Ku jego zdziwieniu, w odpowiedzi na te słowa szatynka natychmiastowo się wyprostowała i odsunęła się od niego na kilka kroków badając go przeszywającym spojrzeniem.
     Feliks odetchnął z ulgą, wreszcie wstał i wyprostował pogniecioną koszulkę. Z tylnej kieszeni spodni wyjął niewielką karteczkę.
-Pani Elizabeta Hedervary? –spytał niepewnie.
     Kobieta wciąż patrzyła się na niego tajemniczo. Nie mógł odgadnąć jej wyrazu twarzy. W końcu kiwnęła głową lekko, niczym w transie.
-Pewna osoba kazała mi się do pani zgłosić, gdyż podobno będzie mi pani w stanie pomóc... –zaczął, jednak Węgry mu przerwała.
-Nie pamiętasz mnie? –spytała krótko.
     Feliks zamilkł. Kim ona była? Czy była dla niego kimś ważnym?
     Pokręcił powoli głową w zaprzeczeniu. Na jej twarzy od razu pojawił się smutek, jednak tylko na moment. Po kilku sekundach się rozpromieniła i nieoczekiwanie objęła dłońmi jego dłoń.
-Nie szkodzi. I tak cieszę się, że jesteś z powrotem –uśmiechnęła się od ucha do ucha.
     Tak, na pewno była kimś ważnym, pomyślał Feliks.
-Musisz być wyczerpany! Zrobię ci herbaty! –powiedziała radośnie, obróciła się i klasnęła w dłonie. W jej oczach świeciło miliony iskier.
     Patrzył na nią zdezorientowany. Jej zachowanie budziło w nim lekki niepokój. Pomyślał jednak, że nie ma teraz czasu na rozmyślanie nad takimi rzeczami. Poszedł za nią do kuchni i usiadł przy stole, obserwując jej krzątającą się sylwetkę.
     Powinienem jej chyba wyjaśnić parę rzeczy, rozmyślał kładąc ramiona na blacie. Tak naprawdę to ona powinna żądać tych wyjaśnień. Czy jej się to nie wydaje dziwne, że pojawiam się tak nagle, z nikąd? Czemu wygląda na taką beztroską?
     Położył głowę na stole zrezygnowany. To było za wiele na jego ludzki umysł. Jest przecież tylko człowiekiem! Ta kobieta… „Agriope”. Co to w ogóle za imię? Nie toż, że wymaga od niego niemożliwego, to jeszcze chce, by inni naprawiali za nią błędy! Co za bezczelne z niej stworzenie!
     Zacisnął pięści. Miał tego dosyć.
-Nic nie rozumiem... –wyszeptał niemal bezgłośnie, jednak mimo to Węgry go usłyszała.
     Ucichł dźwięk mieszania herbaty. Kobieta nie wydała żadnego dźwięku przez dłuższy czas, co zdziwiło Feliksa, więc podniósł głowę.
     Stała nieruchomo tyłem do niego, niczym posąg. Blondyn uniósł brew skonsternowany.
-Elizabeta…? Wszystko w porządku? –brak odpowiedzi. Wstał z miejsca i wtedy usłyszał ciche pochlipywanie. Podszedł do niej bliżej i wtedy się do niego odwróciła. Po jej policzkach płynęły pojedyncze, długie łzy.
-C-co się stało? –ogarnęło go zaskoczenie. Czemu ona tak gwałtownie zmienia swoje zachowanie?
    Jej urywane oddechy stały się jeszcze płytsze. Wydawało mu się, że się zaraz zakrztusi.
I wtedy nagle się do niego przytuliła, ale nie tak gwałtownie jak poprzednio. Jej dłonie delikatnie oplotły jego talię, a głowa wtuliła się w pierś. Feliks poczuł skręt w żołądku, jednak to był bardziej psychiczny aniżeli fizyczny ból. Mimowolnie zaczęło mu być jej szkoda.
Wsunął palce pomiędzy jej włosy. Były takie miękkie i puszyste, pachnące fiołkami. Czy już kiedyś czuł ten zapach?
-Też nic nie rozumiem –zaszlochała w jego ramionach –ja chciałam po prostu, żeby było jak dawnej... zapomnieć na chwilę o tym koszmarze –uniosła głowę do góry –naprawdę nie obchodzi mnie, jakim cudem tu jesteś ani z jakiego powodu –odsunęła się od niego i oparła dłonie o blat –ty nawet nie masz prawa istnieć –zaśmiała się przez łzy –jesteś tylko wytworem mojej wyobraźni! Tak, do reszty już zwariowałam! –zapatrzyła się w sufit –i wiesz co? Już mam dosyć tego ukrywania się. Mogą przyjść mnie zabić, nic mnie już nie obchodzi –znów zaczęła się histerycznie śmiać.
     Feliks patrzył na to wszystko oszołomiony. Co mógł poradzić? On, zwykły człowiek?
-Jesteś państwem, prawda? –spytał beznamiętnie po chwili.
     Elizabeta spojrzała na niego ponownie, z lekko drwiącym uśmieszkiem na twarzy.
-Tak, to ja. Dumne Węgry. Bogate europejskie państwo, które wchodziło w skład potężnego cesarstwa, a z którego pozostał tylko wrak. A ty jesteś Polska, tak? –spytała prześmiewczo.
     Feliks spojrzał na nią zmęczonym wzrokiem.
-Nie, nie jestem –powiedział chłodno. To dopiero zwróciło uwagę szatynki. Popatrzyła na niego badawczym spojrzeniem, wcięła herbatę do ręki i opadła na krzesło.
-Dobra, mów. Wszystko –rzuciła biorąc łyk.

***
     Dość dużo czasu zajęło mu wyjaśnienie celu jego wizyty, jednak w końcu dość pobieżnie udało mu się jej to wytłumaczyć.
-Czyli mam rozumieć, że masz dostać się do Ameryki, wypuścić ich i sprawić, by wszystko było w porządku? –uniosła brew sceptycznie wypijając już drugi kubek kawy z kolei. Do takich rozmów herbata nie wystarcza.
     Dopiero teraz, gdy wypowiedziała to wszystko na głos, Feliks zauważył jak to idiotycznie brzmi. Ale taka była prawda.
-Mówiłem ci przecież, że to nie jest mój pomysł, tylko tej dziwnej kobiety, która wtedy do nas przyszła. Wciąż nie rozumiem, dlaczego sama nie potrafi tego załatwić –skrzyżował ramiona.
     Węgierka przez chwilę się zamyśliła. Przesunęła palcem po  krawędzi kubka, tak, że tamten wydał piskliwy dźwięk.
-Personifikacje nie mogą tak po prostu poruszać się po ludzkim świecie –powiedziała wreszcie –nie ze względu na niebezpieczeństwo, ale raczej przez naszą naturę. Podobnie jest z ludźmi – nie mogą nas tak po prostu zobaczyć. To wymaga odpowiednich procedur.   
     Feliks spojrzał się na nią nie rozumiejąc do czego zmierza.
-Ty nie jesteś ani człowiekiem ani państwem. Jesteś zawieszony pomiędzy tymi światami. Dlatego możesz komunikować się ze wszystkimi –zrobiła pauzę idąc w stronę biblioteczki. Blondyn niepewnie poszedł za nią.
-A więc skoro wybrała ciebie,  to znaczy, że nie może ona swobodnie poruszać się między tymi światami –kontynuowała –szczerze wątpię, by była człowiekiem, więc pozostaje nam jedynie jedna opcja.
-Jest personifikacją? –od razu zrozumiał Feliks –ale czego? Jakiego państwa?
-Agriope, Agriope... –mruczała Węgry –coś mówi mi to imię.
     W skupieniu wodziła palcem po regałach.
-Ha! Wiedziałam, że gdzieś ją tutaj mam –wyjęła opasłe tomiszcze z półki i położyła je na stoliku. Na okładce, zdobionymi literami znajdował się tytuł: Słownik mitologii greckiej i rzymskiej.
-Nigdy nie interesowała cię mitologia, co? –mruknęła wertując w skupieniu stronice.
-Jakoś się sobie nie dziwię –odparł patrząc krytycznie na księgę. Opadł wykończony na sofę. Dopiero teraz poczuł przypływ dopadającego go zmęczenia.
-Daj znać jak coś znajdziesz... –zdołał jeszcze powiedzieć, zanim jego powieki się zamknęły.

***
-Ej! Nadepnąłeś mi na nogę!
-Wcale nie!
-Zamknijcie się wreszcie! –wysyczał stanowczy głos –zaraz nas usłyszy!
Dwójka chłopców natychmiast zamilkła speszona. Ponownie wystawili lekko głowy zza filaru.
     Elegancka kobieta pisała w skupieniu na pergaminie przy świetle świecy. Lubili tu przychodzić i się na nią patrzeć. Była tak nieskazitelnie piękna, że zapierało im dech w piersiach. Jej miodowe włosy opadały swobodnie na jej ramiona, a niebieskie oczy migotały przyjaźnie.
-Nie chcę, by ona kiedyś zniknęła –wymruczał cicho piskliwy głosik.
-Dlaczego miałaby kiedyś zniknąć, głupku?
-Nie widzisz tego? Praktycznie nie pozwala już się nam z nią widywać.
-Może chce po prostu żebyśmy się usamodzielnili i żebyśmy przestali być takimi beksami jak niektórzy? –uderzył go w tył głowy, na co tamten wydał z siebie nieokreślony dźwięk.
-Uspokoicie się wreszcie? –odparł zdenerwowany głos.
     Mimo iż ponownie zamilkli, w oddali usłyszeli łagodny dźwięk wydobywający się krtani kobiety niczym śpiew słowików.
-I tak was słyszę –uniosła głowę, na co wstrzymali oddech. Najmłodszy chłopczyk znów stracił równowagę, pociągnął za sobą resztę i kilka chwil później cała trójka leżała już na posadzce.                       
     Kobieta podeszła do nich i zmierzyła ich karcącym, ale nie ostrym spojrzeniem.
-Co ja wam mówiłam o tych nocnych wyprawach?
     Spojrzeli na nią pełni poczucia winy.
-Przepraszamy, mamo –odparli chórem skruszeni.

***
-Mam! –triumfalny głos ogarnął cały pokój. Feliks przetarł oczy nieprzytomnie.
-Co masz? –mruknął zdezorientowany.
     Węgierka spojrzała na niego krytycznie i położyła przed nim książkę.
-Spałeś?
-No… tak jakby. Miałem dziwny sen –przyznał. Szatynka przewróciła oczami.
-Nieważne, posłuchaj tego –odchrząknęła i zaczęła czytać:
Telefassa zwana także Agriope była królową fenicką, córką boga rzeki Nil, a także żoną Agenora.
Feliks uniósł jedną brew do góry.
-Naprawdę ciekawe, ale nie jest to chyba odpowiednia pora na zagłębianie się w życiorysy starożytnych bóstw, nie uważasz? –mruknął sceptycznie.
-Ale z ciebie ignorant –Elizabeta nadęła policzki zirytowana. Chłopak wzruszył ramionami.
     Przewertowała kilka stron do przodu i popukała palcem w obrazek.
-A to coś ci mówi?
     Feliks zaniemówił z wrażenia. Kobieta na malowidle wyglądała identycznie jak ta, którą spotkał w strefie. Te miodowe włosy… ciemnoniebieskie oczy… Spojrzał na Węgry z rozszerzonymi źrenicami.
-T-to jest ta Agriope? 
     Elizabeta uśmiechnęła się tajemniczo.
Nie. To nie ona. To jej córka –zatrzasnęła tomiszcze –Europa.



     Feliks patrzył skonsternowany. To było za dużo jak na jego umysł.
-Podszywała się pod imię swojej matki żebyście jej nie rozpoznali –powiedziała krótko –teraz wszystko jasne. Chciała dla was jak najlepiej, ale nie była świadoma konsekwencji.
     Blondyn spoglądał na zdjęcie z niedowierzaniem. Czy tamten sen nie był wymysłem wyobraźni, a po prostu jego wspomnieniem? Zacisnął pieści.
-Opowiedz mi o mojej przeszłości –zwrócił się stanowczo do Węgierki –wszystko co wiesz.
Szatynka uniosła brwi.
-Jesteś pewien, że chcesz wiedzieć? Może będzie lepiej, jak sam się dowiesz, gdy odzyskasz wspomnienia?
-Nie –zaprzeczył kategorycznie –chcę poznać prawdę.
     Elizabeta westchnęła.
-Wystarczyłoby kupić ci jakąś książkę historyczną, no ale skoro nalegasz…

***
-Jak to zniknąłem na ponad 100 lat?! – niemal wykrzyczał wstając gwałtownie z sofy, jakby go poraził prąd –t-to totalnie niemożliwe! –wyjąkał.
Węgry zaśmiała się pod nosem.
 -Oto i nasz dawny Felek powrócił.
-Co masz na myśli? –przechyli głowę na bok – a tak w ogóle nie jest ani trochę zabawne!
-Nie twierdzę, że to jest zabawne, nic z tych rzeczy –na jej twarzy wciąż jednak grasował drwiący uśmieszek –tak naprawdę to nie zniknąłeś ty, a twoje państwo. Ty gdzieś się błąkałeś bez celu.
-Fajnie –prychnął i skrzyżował ramiona –no i co potem?
-Potem… –szatynka przyłożyła palec wskazujący do ust udając zamyślenie –potem to żeś ty tą niepodległość odzyskał.
-Tak po prostu?
-Nie no, było ciężko, ale nadarzyła się okazja i ty ją wykorzystałeś –skwitowała.
Uniósł brew, jednak nic nie komentował. Wiedział, że i tak mu nic więcej nie powie.
-A jak było dalej to się zapewnie domyślasz –kontynuowała –było trochę spokoju, a potem... –zamyśliła się –był tam z tobą, no wiesz –zaczęła pstrykać palcami w poszukiwaniu słowa –w tej strefie… taki blondyn? Niebieskooki, wysoki?
     Feliks doskonale wiedział o kogo chodzi. I ani trochę mu się to nie podobało.
-No... –przełknął ślinę –co z nim?
-No, to on cię mój drogi zaatakował –westchnęła –trochę narozrabiał –dodała drwiąco.
     Blondyn nie mógł w to uwierzyć. Miał wrażenie, że jedynie on był tam do niego przyjaźnie nastawiony. To on pomógł mu wyjść z tej windy… pierwszy podał mu dłoń.
     Feliks podciągnął kolana pod brodę i objął się dłońmi.
-Nie mów, że mnie zaatakował –odparł patrząc się w przestrzeń –on mi nic nie zrobił. Mnie, siedzącemu tutaj. Zaatakował Polskę, nie mnie.
     Elizabeta nie odpowiedziała mu. Rozumiała, że ciężko jest mu skonfrontować się z rzeczywistością,  wiedziała, że przeżywał kryzys tożsamości.
-Agriope... –zaczął po chwili, jednak ugryzł się w język –…Europa powiedziała nam, że nasza osobowość także uległa zmianie –spojrzał się na nią nieobecnym wzrokiem –jaki ja byłem wcześniej?
     Węgry nie odpowiedziała od razu. Wypiła resztki kawy, o mało nie dławiąc się fusami.
-Miałeś dość specyficzne podejście do życia –zaczęła –nazwanie cię lekkoduchem to trochę mało powiedziane. Cały czas błąkałeś się z głową w chmurach, nie brałeś niczego na poważnie… po jakimś czasie to cię zgubiło –przerwała, widząc żal w jego oczach. Żal do kogo? –ale w chwilach prawdziwego zagrożenia potrafiłeś popisać się trzeźwością umysłu –spojrzała mu prosto w oczy –i wolą walki. Do końca. Wszyscy na twoim miejscu już dawno by się poddali, ale nie ty.
-Dzięki za słowa otuchy –uśmiechnął się kwaśno i już więcej nic tego dnia nie mówił.

***
     Gdy Węgry się obudziła, słońce było już wysoko na niebie. Przetarła leniwie oczy. Mimo wypicia wczoraj stanowczo zbyt dużej ilości kofeiny, spała twardym, spokojnym snem. Podeszła do okna i otworzyła je na oścież. Rześkie powietrze wdarło się do jej pokoju napełniając je aromatem rosy i kwiatów.
     Aktualnie mieszkała w małym domku niedaleko miasta. Ostatnio często musiała się przeprowadzać, wciąż niepewna o swoje życie. W głębi duszy wierzyła jednak, że jest jeszcze szansa. Szansa na normalny świat.
     Weszła do salonu. Na sofie leżało pogniecione prześcieradło, które dała swojemu gościowi.  Przez chwilę przeszedł ją dreszcz strachu. A co jeśli gdzieś poszedł i już nigdy go nie zobaczy? Po chwili jednak się uspokoiła, ponieważ zobaczyła jego płaszcz wiszący na wieszaku.
     Otworzyła drzwi frontowe i wyszła przed dom. Wciąż była w koszuli nocnej, a poranny wiatr był dość silny, jednak nie zwracała na to uwagi. Niechlujnie włożyła buty i ruszyła jedyną ścieżką prowadzącą od jej domu. Po przejściu kilkudziesięciu metrów była już wstanie zobaczyć niewielkie jezioro znajdujące się po prawej stronie drogi. Uśmiechnęła się triumfalnie i skierowała się w tamtą stronę.
     Usiadła pod wysoką wierzbą rosnącą przy samym brzegu. Wiatr niemiłosiernie targał jej włosami, ale szum liści działał na nią niesamowicie kojąco.
-Wiedziałam, że cię tu znajdę. Zawsze lubiłeś przesiadywać na łonie natury.
-Naprawdę? Fajnie wiedzieć –odpowiedziała jej postać siedząca obok, nawet na nią nie patrząc.
-Posłuchaj, Polsko... –zaczęła.
-Feliks –odparł niewzruszony –jestem Feliks.
-Dobrze. Posłuchaj, Feliksie –niemal szeptała –wiem, że jesteś teraz w ciężkiej sytuacji,  doskonale rozumiem co teraz przeżywasz…
-Nie, wcale nie –znów jej przerwał –nie masz zielonego pojęcia. Nie masz prawa tak mówić –rzucił kamień do jeziora. Węgry nie odpowiedziała. Miał rację.
-Nie chcę zostać bohaterem –zaczął sam po chwili –nigdy nie o to nie prosiłem. Chcę być zwykłym człowiekiem. Nie obchodzi mnie, jakie będą konsekwencje, niech inni się o to martwią. Chcę zamieszkać gdzieś w oddali od tego wszystkiego, w spokoju, nie martwiąc się o nic i o nikogo. Chyba chociaż to mi się należy, czyż nie? –ostatnie zdanie wypowiedział już ze złością, ciskając kamień do wody.
     Elizabeta spojrzała się w taflę jeziora. Duże kręgi dochodziły aż do samego brzegu.
-Kiedyś –zamyśliła się, zmrużyła czoło –prawie dokładnie sto lat temu, powiedziałam coś podobnego do ciebie. Miałam dosyć tego wszystkiego, nie miałam już siły. Jednak ty zaśmiałeś się tylko, jakbym opowiedziała jakiś dobry żart. Nie brałeś pod uwagę możliwości poddania się, zaprzestania wysiłków w dążeniu do naszego wspólnego celu –odzyskania niepodległości. Kompletnie nie mieściło ci się to w głowie. Podziwiałam cię wtedy z całego serca, twoja determinacja naprawdę była ogromna –również rzuciła kamień, który odbił się kilka razy, zanim odpadł na dno –oboje wywołaliśmy powstania –najpierw ty, ja dwa lata później, i wiesz co? –zaśmiała się gorzko –oba upadły. Ale to nas w żadnym wypadku nie zniechęciło. Dalej stawialiśmy opór. Za każdym razem coraz bardziej zażarty –podniosła się i wzięła się pod boki – i nawet jeśli teraz to wypierasz, to jesteś tą samą osobą co wtedy, sto, dwieście czy tysiąc lat temu. Ty –postrach Europy, zdobywca Moskwy, obrońca demokracji. Ten sam. –zakończyła swój monolog stojąc nad nim z wyciągniętą ręką, wyczekując jego reakcji.
     Feliks długo nie odpowiadał. Wreszcie uniósł głowę do góry, jednak nie potrafiła odczytać wyrazu jego twarzy.
-Od zawsze moją robotą było ratowanie wszystkim tyłka, prawda? –spytał wreszcie szczerząc się do niej.
Węgry odwzajemniła uśmiech.
-Płynąłeś kiedyś transatlantykiem?
-Oczywiście, przecież doskonale wszystko pamiętam –złapał jej dłoń i energicznie wstał z miejsca.
_________
Nawiązałam tutaj trochę do Powstania Krakowskiego (1846) i Powstania Węgierskiego (1848)
(Polacy także je wspierali) 


EDIT: chyba niedługo znowu wstawię jakąś recenzję, spodobało mi się to :v

4 komentarze:

  1. UWAGA BO SIĘ POWTÓRZĘ :D
    - Czytam Twoje opowiadanie / tudzież oneshot'a xD jak książkę :) Naprawdę tak czytam i czytam i chce wiedzieć co dalej, że tak oto się znalazłam na końcu haha. Naprawdę lubię Twój styl pisania jest strasznie wciągający co do akapitów MEGA Fenice jest super! :D naprawdę wygodniej i wgl :) stąd też wniosek, że pisanie komentarzy jest wręcz konieczne bo musisz wiedzieć że robisz świetną robotę.
    Zazdroszczę Ci twojego stylu haha ;> Kolejna recenzja? Czekam ! Ostatnio Bardzo mi się anime spodobało więc nie mogę się doczekać, jak i również kolejnej notki :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taak to znowu ja :C, ale zapomniałam o dwóch rzeczach mianowicie:
      - świetne nawiązania z mitologią ! Ja sama uwielbiam takie historie :)
      - I jak najbardziej Odwzajemniam wirtualnego przytulasa! Nie wiem jak będzie z przekazem z Mazur ale zawsze xD

      Usuń
    2. Z Mazur do Pomorza nie jest tak daleko, powinien dojść xD
      Jeszcze raz dziękuję! A co do recenzji to może pojawi się nawet gdzieś w przyszłym tygodniu :3

      Usuń