niedziela, 22 marca 2015

We are all stained with blood - ostatni rozdział!

Cześć i czołem! Jak w tytule – to już ostatni rozdział tego ficka i przyznaję, że z tą częścią miałam największy kłopot :’D (szczerze nie jestem z niego dostatecznie zadowolona, akcja toczy się zdecydowanie za szybko, wiem... eh.)
Ale jakoś się udało! Wprawne oko może zauważyć trochę niekonsekwencji pomiędzy różnymi stwierdzeniami, które były wcześniej wspominane, ale mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone |"D 
Rozdzialik dość krótki i można go w sumie potraktować jako epilog...

Info nr 2. Cóż. Kiedyś nastąpić to musiało. I następuje właśnie dziś. To prawdopodobnie moja ostatnia notka na tym blogu. Z bardzo prozaicznych powodów: pomysły i czas (a raczej ich brak).
Fanficki, które miałam w planach przed założeniem tego bloga już napisałam (nie było tego dużo, gdyż połowa z nich i tak utknęła na etapie „to byłaby fajna historia, ale nie jestem w stanie tego opisać”, no ale jakaś część się udała C: ). Może jak moja głowa znów wypełni się weną to powrócę do niego, choć to bardzo wątpliwe, gdyż muszę przyznać, że mój zapał do Hetalii i aktywność w fandomie zmniejszyła się ostatnio drastycznie. W sumie tak trochę bez wyraźnego powodu, po prostu zaczęłam się interesować masą innych rzeczy i dla Hetalii już nie mam czasu :c Ale sentyment pozostanie na zawsze.
To było naprawdę fajne doświadczenie, jeszcze raz dziękujęęę wszystkim, którzy to czytali
(AKANE jesteś najukochańszą osobą pod słońcem <3!).

-I jak tam molu książkowy? Cała wiedza dostępna ludzkości nauczona? –zaczęła rozmowę Węgry stawiając przed nim filiżankę herbaty i tackę ciasteczek. Feliks niechętnie oderwał się od książki i wziął łyk i kilka kęsów po czym ponownie wrócił do lektury.
-Prawie –odparł wciąż nie odrywając wzroku od tomiszcza –czuję się jakbym czytał jakąś powieść napisaną przez gościa na prochach –uniósł brwi –serio to jest książka historyczna? –spytał.
Elizabeta kiwnęła głową zdziwiona –coś nie tak?
-Coś? Wszystko! Jak można pozwolić jednemu facetowi, żeby zawładnął Europą? Jak można dać się tak omamić? Wystarczyłaby kulka w łeb i po problemie.
-Mówisz o Napoleonie czy Hitlerze?
-Tak ogólnie –oparł pochłaniając kolejne ciastko.
-Jutro rano będziemy przybijać do portu. Lepiej się wyśpij –westchnęła –w sumie to po to czytasz? I tak jak odzyskasz pamięć, to będziesz to wszystko pamiętał.
-Wyspać się? W takich warunkach się nie da! Te kajuty są zapchlone, zawszone i Bóg wie co jeszcze! –wykrzywił się z obrzydzeniem ignorując jej pytanie.
-O, a co to za błyskotka? –spojrzała na mały medalionik na rzemyku o bliżej nieokreślonym kształcie, który wisiał na jego szyi.
-To? –ujął go w dłonie –dostałem od Europy. Na szczęście –teraz jednak on spojrzał na nią podejrzliwym wzrokiem – a tak w ogóle to skąd ty wytrzasnęłaś to? –wskazał na stół –nie możesz się chyba normalnie kontaktować z ludźmi, nie?
Brunetka uśmiechnęła się tajemniczo.
-Cóż, nikt nie zauważy, jak im zniknie jakieś opakowanie z kuchni –wyszczerzyła się.
-Od kiedy ty się stałaś takim złodziejaszkiem?
-Lepiej dla ciebie, żebyś nie wiedział, Pols…Feliksie –przygryzła wargę.
-Nie martw się, możesz już się do mnie zwracać per Polsko –uśmiechnął się do niej –zaczynam się przyzwyczajać, że jestem wybrykiem natury.


***
     Dochodziło już południe, a oni wciąż błąkali się po uliczkach Nowego Jorku. Nawet tutaj było widać ślady zamieszek.
-Jesteś pewien, że wiesz gdzie idziemy? –spytała sceptycznie Węgry.
-Oczywiście. Starożytne bóstwo, które okazało personifikacją kontynentu w kilka minut naszkicowało mi mapkę na skrawku papieru, praktycznie nie tłumacząc ani słowem. Oczywiście, że wiem, gdzie idę.
-A tak serio?
-To się zgubiliśmy.
Brunetka westchnęła –daj mi tą kartkę –mruknęła i niemal wyrwała mu ją z ręki.  Chwilę obracała ją dookoła. A potem przystanęła i spojrzała znużona na Feliksa.
-Co jest? –spytał niepewny.
Elizabeta zgniotła kartkę i podeptała ją obcasem.
-No bo po co mi od razu to pokazywać, no po co –mruczała pod nosem –jak byk pisało, że to ESB tłumoku.
-Czyli? –podrapał się po głowie -Wiesz, nie znam się na tym.
Przewróciła oczami.
-Jedziemy do Empire State Building. A dokładnie do jego podziemi –uśmiechnęła się.

***

     Prześlizgnięcie się okazało się wyjątkowo łatwe. Budynku chroniło kilku strażników, jednak i oni nie byli przeszkodą, gdyż wszyscy zebrani byli  dookoła starego radia słuchając najświeższych wiadomości. Pewnie znowu ktoś kogoś zaatakował.
-Nie wierzę, że takie coś stoi niestrzeżone –wyszeptał Feliks przemykając się korytarzami.
-Nie mają w tym żadnego celu. I tak większość wolałaby was wypuścić, ale nikt nie chce się przyznać do błędu. Największe szychy odpowiedzialne za ten bałagan już dawno się zmyły. Ludzka pycha nie zna granic –prychnęła –a poza tym nie pamiętasz już? Wejście ludzi do środka tego czegoś jest fizycznie niemożliwe, a jeśli jakaś personifikacja tam wejdzie… lepiej dla nich –wzruszyła ramionami.
-Najpierw musimy znaleźć jakieś urządzenie blokujące naszą prawdziwą naturę. Europa powiedziała, że wystarczy je zniszczyć, a nasza osobowość powróci. Dopiero potem do nich pójdziemy.
-Nie lepiej ich najpierw uwolnić?
Feliks zmrużył brwi, ale nie odpowiedział.
     Wreszcie w oddali zauważyli niewyraźną poświatę. Węgry wyjęła zza kamizelki mały rewolwer i podała go blondynowi. Ten uniósł brwi, ale nie protestował.
     Ostrożnie zajrzeli do pokoju. Niemal połowę pomieszczenia zajmowała ogromna szafa z niezliczoną ilością kabelków i diód. Obok przy biurku siedział starszy mężczyzna i zawzięcie coś notował. Dopiero po chwili zauważył gości. Wstał zaskoczony i poprawił okulary.
-Wyłącz tą maszynę. Teraz. –rozkazał ozięble Feliks celując w niego rewolwerem.
Naukowiec zaczął powoli cofać się pod ścianę.
-Opuście ten teren, natychmiast! Ochroniarze już tu biegną!
Wystrzał. Kula odbiła się rykoszetem od sufitu i zbiła żarówkę w lampce.
Staruszek skulił się.
Węgry wzdrygnęła.
-Kim jesteście? –spytał podchodząc do szafy.
Feliks zamyślił się i uśmiechnął się lekko.
-Kimś kto właśnie ratuje ci tyłek.

***
-Polsko! Polsko! Obudź się! –czuł jak ktoś mocno nim potrząsa.
-Tak? –wymruczał półprzytomnie. Mocny uścisk.
-Straciłeś przytomność! –Ah, to Węgry! Zaraz, Węgry?
     Otworzył oczy. Był oparty o ścianę. W kącie naprzeciwko, obejmując kolana dłońmi, siedział przerażony staruszek.
Ale tuż przed swoją twarzą widział Węgry.
Znał ją. Pamiętał!
-Udało się! –w brew jego woli z jego gardła wydobył się okrzyk radości.
-Już po wszystkim, po wszystkim! –zawtórowała mu brunetka.
Na te słowa natychmiast spoważniał.
-Jeszcze nie. Musimy iść do reszty.
-Oh, to będzie pikuś! Możemy świętować zwycięstwo! –jej uśmiech był szeroki od ucha do ucha.
     Polska jednak już się nie uśmiechał. Musiał wziąć się w garść. Westchnął ciężko i z jej pomocą wstał. Ruszyli dalej.
-Ale dziwne uczucie. Czuje się jakbym był bombardowany informacjami –mruknął w locie.
-Nie dziwię ci się, ale nie martw się, będziemy mięli dużo czasu na rozmowy! –odparła radośnie skręcając w bok –wyciągnęłam od tego gościa jak tam dojść i nawet dał mi klucze –pomachała przed nim błyskotkami –Mięczak.
Kącik jego ust uniósł się do góry, jednak na ponów jego mina zmizerniała, gdy wreszcie stanęli przed odpowiednimi drzwiami.
-To na pewno tutaj? Nie wygląda to jakoś specjalnie –skrzyżował ręce.
-Też się dziwię w sumie –wzruszyła ramionami –Nie spodziewałam się, że tak gładko nam pójdzie. Ale najważniejsze, że jesteśmy!
-Tak, chyba tak –uniósł brwi. Zaczęli badać drzwi.
-Hej, ale tu nie ma miejsca na klucz –stwierdziła oczywistość brunetka.
     Polska podrapał się po brodzie i zaczął badać zagłębienia w ścianie.
A potem palnął się w głowę.
-Jak mogłem zapomnieć! –niemal wykrzyczał i zdjął medalionik –będzie pasował idealnie.
W oczach Węgier znów pojawiły się iskierki podekscytowania.
-Zakończmy to wreszcie –powiedziała.
-Tak, zakończmy –przycisnął rzemyk do wgłębienia –zakończyć. Odpowiednie słowo –mruknął pod nosem.
     Momentalnie oślepiło ich jasne światło strefy.
Nie zauważyli nawet kiedy znaleźli się w jej wnętrzu. Wylądowali przy murze, a za nimi były otwarte wrota, które wepchnęły ich do środka.
     A wokoło nich osiem wyczekujących państw, które również odzyskały swoje wspomnienia.
Jedynie Agriope stała z tyłu.
Przygnębiona.
     Czyli jeszcze nic nie wiedzą, pomyślał, patrząc na ich twarze rozbitków, którzy po wielu latach oczekiwań, wreszcie zobaczyli statek na morzu.
Weź się w garść.
Czy jestem zdrajcą?
-Przepraszam, ale nie mogę was wypuścić –powiedział nienaturalnym głosem wypranym z emocji. Węgry spojrzała na niego z niedowierzaniem. Tak jak wszyscy.
***

-O czym ty mówisz? –odparł ktoś z zebranych –już przecież po wszystkim.  
-Teraz już wszystko zrozumiałem –unikał ich wzroku –gdy płynąłem statkiem miałem wiele czasu na rozmyślania i poznałem wiele okropnych szczegółów z naszej historii. To nie może się tak zakończyć. Personifikacje wrócą i co wtedy? –medalionem wyczuł zagłębienie i wrota ponownie się zamknęły –będąc szczery to moim celem nie było wyciągnięcie was stąd. Tuż przed opuszczeniem strefy jeszcze ostatni raz rozmawiałem z Agriope –mówił sucho nie patrząc się w ich stronę -Moim zadaniem było tylko przywrócenie nam statusu personifikacji. Wtedy jeszcze nie wiedziałem kim ona jest i nie chciałem zgadzać się z jej planem, jednak podczas swojej podróży uświadomiłem sobie, że ona –Europa- ma rację. Powrót do normalności niczego nie rozwiąże –odetchnął –jej plan jest inny.
     Wszyscy patrzyli na niego nic nie rozumiejąc. Polska przerwał i patrzył się na nich chłodnym wzrokiem, zaciskając usta.
-To prawda –zaczęła Europa –od początku nie miałam zamiaru was wypuszczać. Mimo iż chwilowo nastanie pokój, to i tak kiedyś znów wybuchnie wojna. A ta, poprzez rozwój nowoczesnej broni może być już ostatnią. Cała ludzkość może zostać unicestwiona. Nie mogę na to pozwolić.
-Co zamierzasz zrobić? –wyrwał się Ameryka.
     Europa spuściła głowę pełna poczucia winy -Jest jeszcze inna możliwość. Jestem waszą matką, matką większości krajów. Zanim do was przyszłam, porozmawiałam z Azją i innymi… I mimo tego, że wcześniej nie przyjmowaliśmy tego do świadomości, tak naprawdę został tylko jeden sposób. Musicie zniknąć. Na zawsze. I nie tylko wy. Wszystkie kraje.
-Jak śmiesz! –natychmiast wykrzyczała Węgry, a chór głosów jej zawtórował –nie masz prawa nam tego robić. Niczego tym nie osiągniesz, ludzie znów stracą te wszystkie wartości. Znów zapanuje chaos! –wyglądała jakby chciała ją uderzyć z wściekłości. I pewnie by to zrobiła, gdyby Polska jej nie powstrzymał. Złapał ją za ramiona i przytrzymał.
-Uspokój się! –powiedział patrząc się jej głęboko w oczy –To się musi stać. Taka jest kolej rzeczy. Tak jak ludzie przemijają, teraz nastał czas na nas –zwrócił się teraz w stronę reszty- Europa nie tylko nas unicestwi, ale sprawi, że nasze dusze przeleją się na naszych obywateli. Będą tacy jak kiedyś, jednak nie będą już mięli czegoś, co ich będzie prowadziło do walki, zachęcało do tych wszystkich okropieństw –ściszył głos –tak będzie najlepiej dla wszystkich.
     Zebrani ucichli. Nikt nie szeptał między sobą. Nikt nie wiedział co powiedzieć. Powoli dochodził do nich sens tych słów.
-Uwierzcie mi, że zawsze chciałam dla was jak najlepiej –powiedziała Europa ze łzami w oczach –jesteście moimi dziećmi, dbałam o was jak mogłam, nawet gdy tego nie dostrzegaliście. Nikt nie zna was dłużej niż ja.
     Zapadła cisza.
-Oni mają rację –niemal wyszeptał Japonia. - Tą wojną przekroczyliśmy nieprzekraczalną granicę. Tego nie można nam wybaczyć –uśmiechnął się –wreszcie będzie trochę spokoju.
-Wstyd mi za siebie. Jak mogłem być tak głupi? –nieoczekiwanie wypowiedział się Niemcy.
     Wszyscy na niego spojrzeli, nie spodziewali się od niego takiego wyznania.
-Jak ja mogłem cię popierać, co? –spytał Włochy. Nie było jednak w jego głosie słychać żalu lub złości. Jego ton był raczej żartobliwy.
-A co się z nami stanie… no wiesz, jak znikniemy? Będzie takie puff i tyle? –mruknął sceptycznie Anglia imitując magiczny ruch różdżką.
-Nie mam pojęcia, nigdy tego nie robiłam –odparła szczerze Europa.
     Wszyscy spojrzeli na nią krytycznie.
-Mon Dieu! Bądźcie mężczyznami i stawcie temu czoła –odezwał się z jakiegoś powodu rozbawiony Francja.
     Polska puścił Węgry. Już nie była zła, jednak jej twarz była teraz pełna smutku.
-Czyli to koniec? –spytała cicho.
-Tak, chyba tak –odparł jej patrząc prosto w jej oczy.
-Nigdy nie myślałam o śmierci. Zawsze wydawało mi się, że jesteśmy nieśmiertelni.
-Cóż za ironia, co nie? Tym razem to my znikniemy, a nie nasze państwa.
     Oboje uśmiechnęli się. Feliks złapał ją za rękę, obrócił się i kiwnął głową do Europy.
-Dziękuję –powiedziała z głębi swojego serca i zrobiła to, co do niej należało.

EPILOG

     Mogłoby się wydawać, że wszystko wróciło do normy.
Pewnego ranka coś się zmieniło.
Zdarzył się cud.
Wszyscy ludzie na świecie zdali sobie sprawę, jak bezsensowna jest wojna.
Przestali atakować innych, wrócili do swoich domów, zaczęli prowadzić normalne życie, wciąż nie mogąc uwierzyć w ostatnie wydarzenia.
Jednak mimo tego, każdy z nich był dumny ze swojego kraju.
I wiedział, że tamte czyny nie były bezsensowne.
Wszyscy uznali za sukces międzynarodowy program izolacji personifikacji.
Nikt nie dochodził szczegółów. Nikogo je nie obchodziły.
     Jednak tamtego ranka zmieniło się coś jeszcze.
W różnych zakątkach globu, na świat przyszło kilkaset niezwykłych dzieci, które nie miały pojęcia o swojej niezwykłości.
Nie miały pojęcia, że wreszcie dostają prawdziwe życie, jakiego zawsze pragnęły.
Jakie zawsze im się należało.


(omójboże za tydzień ostatni odcinek Aldnoah Zero trzymajcie mnie.)