piątek, 27 grudnia 2013

Jak to z tym Gilbertem było? cz.1

Czy kiedykolwiek zastanawialiście się jakim cudem Prusy pojawia się w anime/mandze w czasach teraźniejszych, skoro od 1947 roku nie istnieje? Oto przedstawiam wam mój pierwszy ff, który postara się Wam to wyjaśnić :)

Feliks długo patrzył znudzony na obłoki leniwie sunące po niebie. Słońce paliło go w oczy, a dodatkowo nie mógł znaleźć odpowiedniej pozycji dla siebie. Lato dawało mu się we znaki. Nie mógł sobie wyobrazić jak Hiszpania wytrzymuje te upały. Postanowił zrobić sobie krótką przerwę w wypełnianiu dokumentów nadesłanych przez szefa i leżał teraz na hamaku w ogrodzie przed swoim dworkiem. Miał już dość papierkowej roboty.  Coraz częściej odczuwał uczucie pustki. Odkąd pamięta większość jego życia zajmowały konflikty, wojny, podboje. Nie żeby tamten stan rzeczy mu odpowiadał, nie chciał by jego naród cierpiał, jednak czuł, że właśnie to było istotą jego istnienia, tak jak innych państw. Być najpotężniejszym. Najlepszym. To przecież było priorytetem każdego na przestrzeni setek lat.

Ale czasy się zmieniły.

Teraz najważniejsze to pilnować pokoju na świecie, integrować się, wzmacniać więzi. Feliks pufnął. Więzi. Chcą związać cię tak, byś nie stanowił już zagrożenia.
Wstał z hamaku i poczłapał się po coś do picia. Jego jedynymi atrakcjami były arcynudne spotkania z szefem i słuchanie jego żmudnych wywodów. Co prawda widywał  się czasami z jakimś innym państwem, jednak były to zazwyczaj konferencje światowe, albo gadanina na temat wspólnej współpracy. Owszem , były też takie przyjacielskie, jednak nie zdarzały się one za często, ponieważ gdy ktoś zostanie przyłapany to od razu brane jest to jako objaw spiskowania.
Feliks zacisnął pięści. Gdyby chociaż miał z kim tak spiskować! Co prawda raz na jakiś czas spotykał się z Węgrami, jednak ona miała wielu adoratorów i wiedział, że nie miał u niej szans. Z Torisem praktycznie w ogóle nie gadał, ich stosunki wciąż były nienajlepsze po zdarzeniach z XX w. Od dawna nie zamienili ze sobą nawet słowa, gdy nie było takiej potrzeby.
Nalał sobie kompotu do szklanki. Zachód także nie traktuje go poważnie. To przez tego szefa Rosji był odcięty na kilkadziesiąt lat od świata. I dziwią się dlaczego nie jest tak rozwinięty gospodarczo jak oni. Westchnął. Brakowało mu tych czasów kiedy coś znaczył na świecie. Gdy nie był tylko „tym na wschodzie”.

Odstawił szklankę i poszedł do swojej sypialni. Uklęknął przed komodą i otworzył najniższą szufladę. Pełno w niej było gratów i starych map. Po przegrzebaniu tony rupieci wreszcie odnalazł to, czego szukał. Mały portret jego i Litwy, gdy byli dziećmi. Uśmiechnął się smutno. Pamiętał,  jak musieli stać tak długi czas zanim nadworny malarz pozwolił im odejść. Była to kopia-miniaturka. Nawet nie wiedział, gdzie znajduje się oryginał. Może został spalony? Zniszczony? Ostatni raz widział go przed rozbiorami w sali balowej. Ach, sala balowa. To było coś… Doszczętnie zniszczona tak jak cały jego ówczesny pałac. Spojrzał jeszcze raz na obraz. Byli wtedy najlepszymi przyjaciółmi, a teraz nawet nie chcą się znać. Schował z powrotem wszystko do szuflady. ‘Na co ci to było, masochisto?’ spytał siebie w duchu.

 ’Przywołałeś tylko niepotrzebne wspomnienia’

Polska mimo upałów postanowił się przejść. Wyszedł na zewnątrz i od razu buchnął na niego gorąc.
-Tiaa… to nie był chyba dobry pomysł.- mruknął.
Zastanowił się jednak i poszedł dróżką do lasu. Tam było trochę chłodniej. Wszędzie było słychać śpiew ptaków i szum liści. Kochał tu chodzić. Co jak co, ale spacery były jedną z jego ulubionych czynności. Zaraz po chrupaniu paluszków oczywiście. Z sielanki wyrwał go odgłos poruszanych liści krzewu. Nie wiedział, że w jego przydomowym lasku są dzikie zwierzęta. I to takie, które klną pod nosem. Skarcił sam siebie za to, że nie ma przy sobie żadnej broni. ‘Kto to może być?’. Podszedł powoli do krzewu i miał za niego zajrzeć , gdy nagle wyskoczyła zza niego postać wymachująca we wszystkie strony rękami.
-Cholera! Ile tu robali! –wykrzyknął wysoki albinos. Zaczął otrzepywać swój granatowy mundur, gdy w końcu zauważył zdębiałego Polskę.
- Hej, koleś, wszystko ok? –spytał machając mu ręką przed oczami. –Skądś cię znam. Musiałem ostro wczoraj zabalować. –rozejrzał się dookoła. –Gdzie ja tak w ogóle jestem? Jednak zamyślił się chwilę i niespodziewanie uśmiechnął. –Ach, no tak! Kogo my tu mamy? Nasz kochany lord Polska! Jak tam zniszczenia? –Pchnął go tak, że Feliks upadł na ziemię. –Ta wojna jest już wygrana i nic tego nie zmieni!

Gdyby nie zupełny surrealizm tej sytuacji Polska pewnie by odszczeknął mu jedną z jego ripost, albo walnął by go w pewne czułe miejsce. Może doszłoby nawet do walki wręcz. Nie zrobił tego jednak. Leżał na plecach i wciąż patrzył się na niego osłupiały. Tego Gilbert nie przewidział. Zmarszczył brwi.
-Nic mi nie zrobisz? Nie odszczekniesz? Nie spluniesz? Tak już ci mój braciszek mózg wyprał? –już chciał go kopnąć gdy nagle usłyszał zdanie wypowiedziane cienkim, niemal niesłyszalnym głosem.
-Przecież ty nie istniejesz…
Nastała chwila ciszy.
To wybiło go trochę z rytmu. Nie stracił jednak fasonu i odszczeknął mu:
-No przecież stoję tu przed tobą jak byk, o co ci chodzi do diaska?!
Feliks spojrzał się na niego już mniej zdziwionym, a bardziej zaciekawionym spojrzeniem. –To ty nic nie pamiętasz?

Co jak co, ale zbić Prusy z tropu to była nie lada sztuka. Jak widać Polsce się to udało. Stał teraz przed nim nie wiedząc co powiedzieć. Lekko się wahając spytał:
-A co mam pamiętać?

Wyobrażaliście sobie kiedyś taką sytuację, że dowiadujecie się o czymś co niszczy wasz światopogląd? Rujnuje wasze dotychczasowe postrzeganie rzeczywistości?
Właśnie w tym momencie Prusy tego doświadczył. Wszystko sobie przypomniał.

Stali naprzeciwko siebie i mierzyli się wzrokiem. Feliks, korzystając tym razem z osłupienia Gilberta, powoli wstał. Tamten tymczasem zacisnął pięści, a na jego twarzy wykwitł grymas złości.
-Już pamiętam. –warknął. –Ta banda aliantów skazała mnie na śmierć! –kopnął kamień leżący przed nim. Chwilę patrzył sobie pod nogi. –Ale w takim razie dlaczego się tu znalazłem?

~~

Mam wielką prośbę! Jeśli  przeczytałaś/eś ten ff, nawet jeśli ci się nie podobał, proszę, skomentuj! Wystarczy jedynie "było spoko", albo " beznadziejne, daj sobie spokój".  To naprawdę da mi odczucie, że nie piszę tylko do siebie i odda mniej więcej obraz mojej 'twórczości' :P



3 komentarze:

  1. Ekhemn '-' Bylo spooko- masz co chcialas na poczatek xd A poza tym naprawde fajne zaraz ide dalej ale piszesz w fajny latwo czytelny sposob plynnie idzie sie przez tekst good job xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję ^^ tylko wiem, że moją wadą są za krótkie zdania, no ale cóż, pracuję nad tym xD

      Usuń
  2. Podobało mi się i na pewno będę zaglądać :3 Piszesz płynie i ciekawie, więc życzę dobrej weny twórczej ^^

    OdpowiedzUsuń