Czy kiedykolwiek zastanawialiście się jakim cudem Prusy pojawia się w anime/mandze w czasach teraźniejszych, skoro od 1947 roku nie istnieje? Oto przedstawiam wam mój pierwszy ff, który postara się Wam to wyjaśnić :)
Feliks
długo patrzył znudzony na obłoki leniwie sunące po niebie. Słońce paliło go w
oczy, a dodatkowo nie mógł znaleźć odpowiedniej pozycji dla siebie. Lato dawało
mu się we znaki. Nie mógł sobie wyobrazić jak Hiszpania wytrzymuje te upały. Postanowił
zrobić sobie krótką przerwę w wypełnianiu dokumentów nadesłanych przez szefa i
leżał teraz na hamaku w ogrodzie przed swoim dworkiem. Miał już dość
papierkowej roboty. Coraz częściej odczuwał
uczucie pustki. Odkąd pamięta większość jego życia zajmowały konflikty, wojny,
podboje. Nie żeby tamten stan rzeczy mu odpowiadał, nie chciał by jego naród
cierpiał, jednak czuł, że właśnie to było istotą jego istnienia, tak jak innych
państw. Być najpotężniejszym. Najlepszym. To przecież było priorytetem każdego
na przestrzeni setek lat.
Ale
czasy się zmieniły.
Teraz
najważniejsze to pilnować pokoju na świecie, integrować się, wzmacniać więzi.
Feliks pufnął. Więzi. Chcą związać cię tak, byś nie stanowił już zagrożenia.
Wstał
z hamaku i poczłapał się po coś do picia. Jego jedynymi atrakcjami były arcynudne
spotkania z szefem i słuchanie jego żmudnych wywodów. Co prawda widywał się czasami z jakimś innym państwem, jednak
były to zazwyczaj konferencje światowe, albo gadanina na temat wspólnej
współpracy. Owszem , były też takie przyjacielskie, jednak nie zdarzały się one
za często, ponieważ gdy ktoś zostanie przyłapany to od razu brane jest to jako
objaw spiskowania.
Feliks
zacisnął pięści. Gdyby chociaż miał z kim tak spiskować! Co prawda raz na jakiś
czas spotykał się z Węgrami, jednak ona miała wielu adoratorów i wiedział, że
nie miał u niej szans. Z Torisem praktycznie w ogóle nie gadał, ich stosunki
wciąż były nienajlepsze po zdarzeniach z XX w. Od dawna nie zamienili ze sobą
nawet słowa, gdy nie było takiej potrzeby.
Nalał
sobie kompotu do szklanki. Zachód także nie traktuje go poważnie. To przez tego
szefa Rosji był odcięty na kilkadziesiąt lat od świata. I dziwią się dlaczego
nie jest tak rozwinięty gospodarczo jak oni. Westchnął. Brakowało mu tych
czasów kiedy coś znaczył na świecie. Gdy nie był tylko „tym na wschodzie”.
Odstawił
szklankę i poszedł do swojej sypialni. Uklęknął przed komodą i otworzył
najniższą szufladę. Pełno w niej było gratów i starych map. Po przegrzebaniu
tony rupieci wreszcie odnalazł to, czego szukał. Mały portret jego i Litwy, gdy
byli dziećmi. Uśmiechnął się smutno. Pamiętał,
jak musieli stać tak długi czas zanim nadworny malarz pozwolił im
odejść. Była to kopia-miniaturka. Nawet nie wiedział, gdzie znajduje się
oryginał. Może został spalony? Zniszczony? Ostatni raz widział go przed
rozbiorami w sali balowej. Ach, sala balowa. To było coś… Doszczętnie
zniszczona tak jak cały jego ówczesny pałac. Spojrzał jeszcze raz na obraz.
Byli wtedy najlepszymi przyjaciółmi, a teraz nawet nie chcą się znać. Schował z
powrotem wszystko do szuflady. ‘Na co ci to było, masochisto?’ spytał siebie w
duchu.
’Przywołałeś tylko niepotrzebne wspomnienia’
Polska
mimo upałów postanowił się przejść. Wyszedł na zewnątrz i od razu buchnął na
niego gorąc.
-Tiaa…
to nie był chyba dobry pomysł.- mruknął.
Zastanowił
się jednak i poszedł dróżką do lasu. Tam było trochę chłodniej. Wszędzie było
słychać śpiew ptaków i szum liści. Kochał tu chodzić. Co jak co, ale spacery
były jedną z jego ulubionych czynności. Zaraz po chrupaniu paluszków
oczywiście. Z sielanki wyrwał go odgłos poruszanych liści krzewu. Nie wiedział,
że w jego przydomowym lasku są dzikie zwierzęta. I to takie, które klną pod
nosem. Skarcił sam siebie za to, że nie ma przy sobie żadnej broni. ‘Kto to może
być?’. Podszedł powoli do krzewu i miał za niego zajrzeć , gdy nagle wyskoczyła
zza niego postać wymachująca we wszystkie strony rękami.
-Cholera!
Ile tu robali! –wykrzyknął wysoki albinos. Zaczął otrzepywać swój granatowy
mundur, gdy w końcu zauważył zdębiałego Polskę.
-
Hej, koleś, wszystko ok? –spytał machając mu ręką przed oczami. –Skądś cię
znam. Musiałem ostro wczoraj zabalować. –rozejrzał się dookoła. –Gdzie ja tak w
ogóle jestem? –Jednak zamyślił się chwilę i niespodziewanie uśmiechnął. –Ach,
no tak! Kogo my tu mamy? Nasz kochany lord Polska! Jak tam zniszczenia? –Pchnął
go tak, że Feliks upadł na ziemię. –Ta wojna jest już wygrana i nic tego nie
zmieni!
Gdyby
nie zupełny surrealizm tej sytuacji Polska pewnie by odszczeknął mu
jedną z jego ripost, albo walnął by go w pewne czułe miejsce. Może doszłoby
nawet do walki wręcz. Nie zrobił tego jednak. Leżał na plecach i wciąż patrzył
się na niego osłupiały. Tego Gilbert nie przewidział. Zmarszczył brwi.
-Nic
mi nie zrobisz? Nie odszczekniesz? Nie spluniesz? Tak już ci mój braciszek mózg
wyprał? –już chciał go kopnąć gdy nagle usłyszał zdanie wypowiedziane cienkim,
niemal niesłyszalnym głosem.
-Przecież
ty nie istniejesz…
Nastała
chwila ciszy.
To
wybiło go trochę z rytmu. Nie stracił jednak fasonu i odszczeknął mu:
-No
przecież stoję tu przed tobą jak byk, o co ci chodzi do diaska?!
Feliks
spojrzał się na niego już mniej zdziwionym, a bardziej zaciekawionym
spojrzeniem. –To ty nic nie pamiętasz?
Co
jak co, ale zbić Prusy z tropu to była nie lada sztuka. Jak widać Polsce się to
udało. Stał teraz przed nim nie wiedząc co powiedzieć. Lekko się wahając
spytał:
-A
co mam pamiętać?
Wyobrażaliście sobie kiedyś taką
sytuację, że dowiadujecie się o czymś co niszczy wasz światopogląd? Rujnuje
wasze dotychczasowe postrzeganie rzeczywistości?
Właśnie w tym momencie Prusy tego
doświadczył. Wszystko sobie przypomniał.
Stali
naprzeciwko siebie i mierzyli się wzrokiem. Feliks, korzystając tym razem z
osłupienia Gilberta, powoli wstał. Tamten tymczasem zacisnął pięści, a na jego
twarzy wykwitł grymas złości.
-Już
pamiętam. –warknął. –Ta banda aliantów skazała mnie na śmierć! –kopnął kamień
leżący przed nim. Chwilę patrzył sobie pod nogi. –Ale w takim razie dlaczego
się tu znalazłem?
~~
Mam wielką prośbę! Jeśli przeczytałaś/eś ten ff, nawet jeśli ci się nie podobał, proszę, skomentuj! Wystarczy jedynie "było spoko", albo " beznadziejne, daj sobie spokój". To naprawdę da mi odczucie, że nie piszę tylko do siebie i odda mniej więcej obraz mojej 'twórczości' :P
Ekhemn '-' Bylo spooko- masz co chcialas na poczatek xd A poza tym naprawde fajne zaraz ide dalej ale piszesz w fajny latwo czytelny sposob plynnie idzie sie przez tekst good job xd
OdpowiedzUsuńdziękuję ^^ tylko wiem, że moją wadą są za krótkie zdania, no ale cóż, pracuję nad tym xD
UsuńPodobało mi się i na pewno będę zaglądać :3 Piszesz płynie i ciekawie, więc życzę dobrej weny twórczej ^^
OdpowiedzUsuń