We dwójkę siedzieli na
kanapie w pokoju hotelowym pochylając się badawczo nad zdjęciem. Bez żadnych
wątpliwości fotografia przedstawiała właśnie ich. Stali obok siebie robiąc
głupie miny, a za nimi było widać kawałek jakiegoś barokowego pałacu i
otaczający go las. Feliciano patrzył się z niedowierzaniem na zdjęcie nerwowo
przygryzając wargę. Feliks chwilę mu się przyglądał.
-Nie powiedziałeś mi
jeszcze wszystkiego, prawda? –spytał wreszcie. Tamten lekko przytaknął.
-Nie wspomniałem ci o tym
wcześniej, ponieważ... –zaciął się na chwilę –po prostu nie chciałem roztrząsać
przeszłości, myślałem, że to wszystko to tylko jakiś zbieg okoliczności.
-A więc…?
Feliciano wbił wzrok w
podłogę.
-No bo… ja też straciłem
pamięć 2 lata temu.
Feliks wytrzeszczył oczy
ze zdziwienia.
-Ale… jak to możliwe?
Przecież... –schował twarz w dłoniach –to się w ogóle kupy nie trzyma! –wymamrotał
załamany.
-Pierwsze co pamiętam to
pobudka w moim domu. Normalny poranek, wiesz, jak zwykle. Zjadłem śniadanie,
włączyłem telewizję - ciągnął dalej
Feliciano –i nagle, ni stąd ni z owąd zauważyłem , że nie mam pojęcia co mam w
ogóle zrobić… To było takie dziwne uczucie! Gapiłem się tępo w jakiś program
informacyjny mając zupełną pustkę w głowie. Nie wiedziałem nawet czy to na pewno moje mieszkanie! –powiedział
nerwowym głosem –Nagle usłyszałem dzwonek do drzwi. Gdy poszedłem otworzyć moim
oczom ukazał się kompletnie nieznany mi człowiek… Zaczął do mnie mówić jak do
dobrego przyjaciela, a ja kompletnie nie wiedziałem co mam robić! –Feliks patrzył się na niego zdębiały. Słowa wyrzucał
z prędkością karabinu maszynowego –Udawałem, że nic się nie stało, ale wewnątrz
miałem jedno wielkie pytanie: Co tu się dzieje?! Wywnioskowałem, że to mój
kolega ze studiów, bo przyszedł po jakieś notatki –mówił dalej rozpaczony –a
wiesz co studiowałem?! Matematykę! Czy ja wyglądam na miłośnika nauk ścisłych, amico?! Ja jestem poetą, marzycielem, a
nie matematykiem! –Feliciano pociągnął nosem – Z dnia na dzień powoli zacząłem
się do tego przyzwyczajać… nawet nie poszedłem do szpitala, bo bałem się, że
wezmą mnie za kogoś chorego umysłowo.
Feliks wciąż gapił się na
niego z uniesionymi brwiami. Tamten powoli zaczął się uspokajać.
-Przepraszam, mio amico. Musiałem w końcu to z siebie
wyrzucić.
-Nie! Właśnie bardzo
dobrze, że mi to wszystko powiedziałeś! Teraz wystarczy… tylko wyjaśnić o co
tutaj chodzi.
Feliciano
uśmiechnął się smutno.
-Nie
sądzisz, że to będzie najtrudniejsza część?
-Damy
radę! Najpierw musimy ustalić gdzie w ogóle zrobiliśmy to zdjęcie. A to nie
powinno być trudne. Masz tu gdzieś skaner?
-Hm,
pewnie jest w recepcji, a co?
***
Po
kilkunastu minutach wracali już triumfalnie do pokoju ze zdjęciem
przeskanowanym na laptop Feliciano.
-No
i co zamierzasz z tym teraz zrobić?
Feliks
zaśmiał się.
-Mamy
XXI wiek, nie takie rzeczy się robiło –w kilka sekund skopiował zdjęcie do
wyszukiwarki i już mieli odpowiedź.
-Westberg
Palace…? Pierwsze słyszę.
-O,
jest i adres… to gdzieś na zachód od Londynu –potarł brodę Feliks –Czy ty nie
mówiłeś przypadkiem, że dziś wieczorem lecisz do Anglii?
-Tak,
no przecież! –Feliciano uśmiechnął się –nie chciałbyś się zabrać ze mną?
-Chyba
nie mam innego wyboru, co nie? –zaśmiał się.
***
Na
szczęście Feliks miał wystarczająco oszczędności, by zakupić bilet lotniczy.
Udało mu się także zarezerwować jakieś wolne miejsce w samolocie. Resztę dnia
spędzili na odliczaniu godzin do wylotu. Oboje z nich rozsadzała energia. Mimo,
iż nie wiedzieli czego się spodziewać po przylocie, to wciąż nie tracili wiary
w to, że uda im się to wszystko wyjaśnić.
-Wiesz,
że nigdy nie leciałem jeszcze samolotem? –wtrącił Feliks, gdy jechali właśnie
na lotnisko –mam jakąś fobię. Po co ja się tyle programów katastroficznych
naoglądałem –wymamrotał żałośnie.
-Nie
zapomnij, że skoro byliśmy w Anglii, to musiałeś nim lecieć. No chyba, że
jechałeś tunelem, w co wątpię –odpowiedział Feliciano.
-No
ale to jakby nie byłem ja… w każdym razie nie pomagasz. Wychodzi, że kiedyś
byłem odważniejszy niż teraz –burknął.
-A
może ‘były’ ty miał ważniejsze rzeczy na głowie, niż obawa przed lataniem
samolotami?
-Hm?
–mruknął zaciekawiony –co masz na myśli?
-No
nie wiem, na przykład byłeś jakimś biznesmenem, który co tydzień gdzieś musiał
latać? Kto wie, kto wie... –zamyślił się rozbawiony.
-Yhym,
a mi kaktus na głowie urośnie.
-A
tak ogólnie rzecz biorąc to jestem szalenie ciekawy, jak to wszystko było
naprawdę –powiedział Feliciano –no bo jak można wytłumaczyć to, że straciliśmy
pamięć mniej więcej w tym samym czasie i dodatkowo się jeszcze ‘znamy’? Nic z
tego nie rozumiem.
-I
to, że spotkaliśmy się w Polsce. Warszawa to wcale nie jest takie małe miasto.
Na
szczęście wbrew obawom nie byli uczestnikami żądnej katastrofy lotniczej,
jednakże podczas lotu zaliczyli pewne turbulencje, co bardzo nie spodobało się
żołądkowi Feliksa. Dodatkowo musiał on siedzieć obok rodziny z małym, bardzo
wrzeszczącym dzieckiem. Tak więc gdy
tylko wyszli z samolotu Feliciano musiał go powstrzymywać, by nie zaczął obejmować
płyty lotniska.
Były
już późne godziny wieczorne, gdy dotarli do hotelu, więc obaj padli wyczerpani
na łóżka i momentalnie zasnęli.
***
Feliks
leniwie przetarł oczy. Nie miał pojęcia, gdzie się znajduje. Dopiero, gdy
zobaczył Feliciano siedzącego z laptopem na kolanach na łóżku obok, przypomniał
sobie wydarzenia dnia poprzedniego.
-Która
godzina? –wymamrotał zaspany.
-O,
dzieńdoberek, dochodzi jedenasta –odpowiedział nie spuszczając oczu znad
ekranu. Feliks wyskoczył z łóżka jak oparzony.
-Co?!
Tak późno?! Czemu mnie nie obudziłeś?
-Nie
miałem sumienia, tak słodko spałeś –Feliciano uśmiechnął się od ucha do ucha
–poza tym w międzyczasie poszperałem w Internecie trochę o tym pałacu, choć za
dużo o nim nie było. Jest to mało znany barokowy pałacyk należący kiedyś do
jakiegoś szlachcica, potem przez długie lata stał opuszczony, ale teraz
przeszedł w ręce jakiegoś prywatnego właściciela. Nawet zwiedzać go nie można.
Wychodzi na to, że nie jest to jakaś wielka atrakcja turystyczna. Jestem ciekawy co my tam w ogóle robiliśmy.
-Skoro
już tu z tobą przyleciałem, to warto tam pojechać i trochę powęszyć, nie
sądzisz? Może gdy będziemy na miejscu to
coś sobie przypomnimy?
-Zawsze
można spróbować –odpowiedział, ale w głosach ich obu było słychać nutkę
powątpiewania w powodzenie akcji.
Po
spakowaniu paru najpotrzebniejszych rzeczy do plecaków wyruszyli na peron
kolejowy. Do okolicy, w którym znajdował się pałac jechali niecałą godzinę.
Zanim jednak znaleźli kogokolwiek, kto wiedział jak dotrzeć do Westberg Palace
minęło drugie tyle. Wreszcie jakaś starsza kobieta wskazała im drogę, jednak
mówiła ona z tak niewyraźnym, mocno brytyjskim akcentem, że ledwo ją
zrozumieli.
Po
długim kluczeniu między różnymi leśnymi dróżkami, wreszcie w oddali zobaczyli,
to czego szukali.
Budynek
był identyczny jak na zdjęciu. Gdy postanowili podejść bliżej, zauważyli postać
leżącą na ławeczce i czytającą książkę.
-Myślisz,
że to jakiś ochroniarz? –szepnął Feliks.
-Możliwe,
może coś się od niego dowiemy? Nie wygląda groźnie.
Powoli
podeszli do niego, jednak zanim zdążyli o cokolwiek się spytać, tamten nie
spuszczając wzroku znad książki powiedział zdawkowo:
-Hmm,
nie musisz się zakradać Lovino.
I tak wiem, że to ty, masz bardzo unikatowy styl chodu, wiesz?
To zbiło ich z tropu. Stali tak
nad ławką zdezorientowani.
-Em…
przepraszamy, że przeszkadzamy, ale my tylko... –Feliks nie zdążył dokończyć
gdy nagle ochroniarz gwałtownym ruchem zamknął książkę i spojrzał się na nich
wielkimi oczyma z lekko rozdziawioną buzią. Popatrzyli się na siebie nic nie
rozumiejać.
-To
my już może pójdziemy…
Jednak
mężczyzna wstał z ławki jak oparzony.
-Polska??!!
–wykrzyczał.
Tym
razem to Feliks zdębiał. Odchrząknął jednak.
-Emm,
tak… jestem z Polski, aż tak czuć akcent? – powiedział nerwowo się uśmiechając.
Jedyne co chciał to stąd już pójść.
-Nie,
nie! Feliks! Feliciano! –zaczął nimi potrząsać, jakby chciał sprawdzić, czy są
prawdziwi. –To naprawdę wy?!
Obaj
stali nie wiedząc co odpowiedzieć.
-Skąd
znasz nasze imiona? –wreszcie otrząsnął się Feliciano.
-To
ja! Artur! Jak wy w ogóle… Czemu... –złapał się za głowę skołowany.
-Kim
ty do cholery jesteś?! –wykrzyknął Feliks
-Wy…
wy nic nie pamiętacie? –wymamrotał.
***
Zaprowadził
ich do drzwi wejściowych i otworzył je kluczem.
A raczej nieudolnie próbował, ponieważ trzęsły mu się ręce z
podekscytowania. Ta sztuka udała mu się dopiero za którymś razem z kolei. Szli
długim, bogato zdobionym holem.
-To
było dwa lata temu –zaczął, a po Feliksie i Feliciano przebiegła gęsia skórka
–znikliście tak po prostu, jak gdyby nigdy nic. Żadnej wiadomości, niczego. Na
początku myśleliśmy, że pojechaliście zrobić sobie przerwę od tego wszystkiego
–ciągnął, a goście zastanawiali się kim są „my” i od czego chcieli zrobić sobie
przerwę –po kilku miesiącach straciliśmy już nadzieję, takie coś nigdy się nie
zdarzyło –co się z wami w ogóle stało? –obrócił się do nich przodem czekając na
wyjaśnienia. Feliks chciał spytać się o to samo, jednak odpowiedział:
-My
też nie mamy pojęcia, co się tu dzieje… poznaliśmy się przypadkiem w Warszawie
i jakoś tak doszło do tego, że zorientowaliśmy się, że obaj straciliśmy pamięć
właśnie mniej więcej w tym samym czasie, kiedy niby stąd znikliśmy. Długo by mówić, ale naszego poszukiwania
zaprowadziły nas do tego pałacu. Nic więcej nie wiemy, naprawdę –rozłożył ręce
w bezradnym geście.
-Poznaliście…?
Ale przecież... –blondyn zmarszczył
swoje krzaczaste brwi i potarł brodę w geście zamyślenia. Wreszcie podszedł do
Feliksa i walnął go w pięścią w brzuch, na co tamten zwinął się w bólu.
-Ejj!
Za co?! –burknął.
-Naprawdę
cię to boli? –spytał się zdziwiony.
-No
a jak ma nie boleć imbecylu!
-Wy
na serio nie żartujecie…
-No
jak widać –powiedział zdenerwowany –możesz nam wreszcie wyjaśnić o co tu
chodzi?!
-Jeśli
to co mówicie to prawda, to będzie trochę trudno –międzyczasie weszli do
ogromnej sali, w której był długi, owalny stół z mnóstwem miejsc –choć w sumie,
to może być zabawne –uśmiechnął się tajemniczo wskakując na jedno z krzeseł –a więc
witajcie w sali światowych konferencji!
Feliciano
i Feliks patrzeli się na niego nic nie rozumiejąc.
-Każde
państwo ma jakiegoś przywódcę, no nie? –ciągnął – to oni podejmują
najważniejsze decyzje od setek, tysięcy lat. Zawierają sojusze, prowadzą wojny,
rozbudowują swoje kraje, a czasem prowadzą je do upadku. Niektórzy poświęcają cały
swój czas na to, by byli światowymi potęgami, a czasem krótko mówiąc mają
wszystko gdzieś. Władcy jednak przemijają –pufnał –na szczęście. Jest jeszcze
coś, o czym nikt nie wie. Gdy tworzy się nowy kraj lub nawet naród, który czuje
się odrębny od innych, wtedy powstaje personifikacja. Trudno to nazwać człowiekiem.
To jest istota, która czuwa nad swoim państwem. Jest ona nieśmiertelna, żaden
zwykły człowiek nie może jej zobaczyć. Po co więc istnieją? To one obrazują
stan państwa, mogą też ze sobą rozmawiać, komunikować. Tak naprawdę to one
podejmują najważniejsze decyzje w kraju. Potrafią nieświadomie wpłynąć na
swojego władcę, tak by myślał, że to
jego własna decyzja. W końcu dopiero w XX wieku postanowiły one zacząć się
integrować, dążyć do pokoju na całym świecie. Zaczęli się regularnie spotykać.
Właśnie tu, w sali konferencyjnej –przestał wreszcie mówić i spojrzał się na
swoich gości –nie wierzycie ani trochę, no nie? –tamci pokręcili głowami i
patrzyli się na niego jak na kogoś niespełna rozumu. Mężczyzna zaśmiał się
gorzko –No to na dokładkę wam powiem, że stoicie właśnie przed Arturem
Kirklandem, personifikacją Wielkiej Brytanii, a wy jesteście personifikacjami
Polski i Włoch –na te słowa Feliciano zemdlał.
***
Były
już późny wieczór. Feliks kucał nad osłabionym Feliciano opierającym się o
ścianę.
Artur
siedział zamyślony na krześle obok.
-Tak
w sumie to niby czemu mamy ci wierzyć? –powiedział Feliks z wyrzutem.
-A
macie jakiś inny wybór? –uśmiechnął się, jednak zaraz potem spoważniał –najbardziej
dziwi mnie jednak to, że teraz w jakimś
stopniu staliście się normalnymi ludźmi. Personifikacje nie czują fizycznego
bólu, nie mogą też rozmawiać z ludźmi. A wy możecie. Jednak widzicie także
mnie, co oznacza, że macie jeszcze jakąś cząstkę prawdziwych siebie. Coś
musiało się stać te dwa lata temu, co wymazało wam pamięć i zrobiło z was
pół-ludzi .
Feliks
nie wiedział co odpowiedzieć. Chwilę tak milczeli, dopiero Feliciano przerwał
ciszę.
-Ja
ci wierzę. Od zawsze czułem dziwną więź z moim krajem i jeszcze do tego teraz
to wszystko… a tak poza tym, to kim jest Lovino?
-A..
to twój tak jakby brat, macie podobny chód, dlatego myślałem wtedy, że to on.
-Mam
brata? Super!
-Nie
ciesz się tak. Strasznie wścibski z niego koleś –prychnął –a właśnie, bo w
sumie mnie normalnie tu jeszcze nie powinno być, ale przyszedłem, żeby
sprawdzić, czy wszystko gotowe i myślałem, że po prostu on przyszedł wcześniej.
-Gotowe
na co?
-Jutro
rozpoczyna się kolejna światowa konferencja.
-Na
serio? I co zamierzasz… no wiesz z tym wszystkim zrobić?
Artur
wstał z miejsca i zasunął elegancko krzesło.
-Jak
to co? Trzeba to będzie jakoś wszystko wyjaśnić. A teraz radziłby wam iść już
spać, bo z samego rana zaczną się wszyscy zjeżdżać. Na górze są wolne pokoje.
***
Feliksa
obudził ostry ból w klatce piersiowej, jakby ktoś czymś go przygniótł.
Natychmiast otworzył oczy. Zobaczył siedzącą na nim dziewczynę w długich,
jasno-brązowych włosach.
-Feliks!!!
To naprawdę ty?! Nie sądziłam, że cię jeszcze kiedykolwiek zobaczę! –wykrzyczała
i objęła go mocnym uściskiem, na co Feliks zrobił się czerwony. Nie wiadomo
jednak czy z zawstydzenia, czy z braku powietrza.
W
tym samym momencie do pokoju wparował Artur.
-Przepraszam,
nie mogłem jej powstrzymać –powiedział zdyszany. Zaraz za nim w progu pojawiło
się kilka nowych postaci o zaciekawionym spojrzeniu. Dziewczyna wreszcie wyswobodziła go z jej
żelaznego uścisku i pozwoliła mu usiąść. Tamten patrzył się na nią nie wiedząc
jak zareagować.
-Naprawdę
nic nie pamiętasz? –spytała. Pokręcił smutno głową.
-Hej!
Może lepiej jakbyśmy przeszli do sali konferencyjnej to obgadać? – międzyczasie
powiedział do wszystkich zgromadzonych przed drzwiami Artur.
Feliks
i Feliciano zostali odprowadzeni przez
kilkunastu ludzi patrzących na nich z niedowierzaniem, jednak dopiero gdy
weszli na salę zobaczyli około ponad stu ludzi siedzących przy ogromnym stole.
Przy każdym z nich była mała flaga i tabliczka z nazwą państwa. Artur
zaprowadził ich do miejsc przy których stały flagi Polski i Włoch.
-Czuję
się trochę niezręcznie –szepnął brunet.
-No
co ty? –odpowiedział Feliks.
-Dobrze,
proszę wszystkich o spokój –powiedział donośnym głosem jeden z zebranych –wiem,
że to nadzwyczajna sytuacja, jednak trzeba zachować racjonalność. Dowiedziałem
się jeszcze wczoraj późnym wieczorem szczegółowo od Anglii jaka jest sytuacja.
Otóż pamięć naszych dzisiejszych gości została całkowicie wymazana i nie
pamiętają nic ze swojej personifikacyjnej przeszłości. To dlatego właśnie dzwoniłem do was po nocach,
byście na dzisiejszą konferencję przynieśli cokolwiek, co kojarzy wam się z
Polską i Włochami. Wcześniej nie chciałem wam wyjawiać całej prawdy, bo byłoby
spore zamieszanie. Może dzięki temu coś sobie przypomną... –zakończył.
Do
Feliciano i Feliksa utworzyła się dość duża kolejka osób. Wzięli ze sobą wiele
najróżniejszych rzeczy. Nadzwyczajnie dużo osób przyniosło paluszki i pastę.
Nie odniosły one jednak zamierzonego skutku, tak jak wiele innych rzeczy, bowiem
nic sobie nie przypomnieli. Wreszcie do Feliksa podeszła ta sama szatynka,
która obudziła go dziś rano. Wzięła ze sobą małą ceramiczną szkatułkę.
-Kiedyś
mi to dałeś… pamiętasz? –spytała smutno i wręczyła mu ją do ręki. Chłopak
zmarszczył brwi. Uśmiechnął się jednak gdy zobaczył, że szkatułka ma ruchomą
wystającą część.
-Zawsze
zastanawiałem się, jak ludzie robią te wichajsterki w takich małych ozdóbkach –zaśmiał
się, ale nagle otworzył szerzej oczy i
zamilkł. Cała sala patrzyła na niego w napięciu.
-Suwak...
–wyszeptał i złapał Feliciano za ramiona –Suwak!! Feliciano! Pamiętam! To
porcelanowe coś! –wykrzyczał rozentuzjazmowany. Brunet spojrzał się na niego
skołowany.
-Przypomniałeś
sobie coś? –spytał jeden z zebranych.
-Tak!
Byłem z Feliciano w jakiejś piwnicy… wiem, że chciał mi chyba coś pokazać i
wyjął coś podobnego do tego... –zamyślił się –ehh i to chyba wszystko.
-To
i tak dużo! Skoro chciał ci coś pokazać, to musiało to się dziać w jego domu.
Trzeba tam pojechać.
***
Jako,
iż była to sprawa bardzo priorytetowa, na miejscu byli już następnego dnia. Pojechało
z nimi jeszcze kilka innych personifikacji.
-To
jest mój dom? –spytał zauroczony wielkim dworkiem Feliciano –a ja się
gnieździłem tyle czasu w moim małym mieszkanku…
Bez
problemu udało im się wejść do środka. Od razu skierowali się w stronę piwnicy.
-Polsko,
uważnie się rozglądaj i szukaj jakichkolwiek porcelanowych rzeczy –poinstruowała
go postać podająca się za personifikację Stanów Zjednoczonych.
-Dziwnie
się czuję, gdy ktoś tak się do mnie zwraca... –mruknął.
Zeszli
schodami do piwnicy. Od razu rzucił im się w oczy duży owalny przedmiot stojący
na półce.
-Tak!
Miałem rację! To to! –wykrzyczał rozradowany Feliks. Chciał go podnieść, jednak
obok zauważył małą karteczkę –Hmm? To coś jest napisane… „Dzięki temu możesz mieć
wszystkie dziewczyny, jakie tylko zechcesz. Mam nadzieję, że kiedyś to znajdziesz
i będziesz używać z rozwagą wnuczku, tak jak ja to robiłem. Twój dziadek.” –wpatrywał
się ze zdziwieniem w zakurzony świstek nic nie rozumiejąc. Nastała chwila
ciszy.
Nagle
Artur pacnął się w czoło, aż poszło echo.
-Czyli
to wszystko przez tego starego piernika!? –niemal wykrzyczał kipiąc ze złości.
-Hm?
Co masz na myśli? –spytał Ameryka.
-Nie
rozumiecie? –spytał –Ten staruch Rzym stworzył urządzenie do stawania się
człowiekiem i na dodatek korzystał z niego tylko po to wyrywać sobie ludzkie
panienki! Balował sobie jako zwykły człowiek, a potem przesuwał to wystające
coś i na powrót stawał się państwem! Zawsze wiedziałem, że on jest jakiś
nienormalny. Dwa lata temu musieliście tego użyć.
-Ale
czemu straciliśmy pamięć? –spytał Feliks. Prawie nic z tego nie rozumiał.
-Nie
wiem… może to dlatego, że pociągnęliście za suwak jednocześnie? Może było
jakieś zwarcie czy czy coś… kto tam wie, ile to ustrojstwo ma lat…
-Czyli
jak przesuniemy to z powrotem to znów staniemy się personifikacjami? –zapytał ostrożnie
Feliciano.
-Na
to wygląda…
-To
jak? Na trzy cztery?
-Co
nam szkodzi spróbować? To może być nasza jedyna szansa.
Jednocześnie
pociągnęli za suwak.
~~~
Yay! Skończyłam :3 Jak się podobało?
Ok to naprawde trzymalo w napieciu +-+ koncowka byla swietna! Dziadek Wloch ..umarlam xd Swietne serio, az zazdroszcze ze potrafisz tak dobrze pisac :D moze wchlone jakos wiecej wiedzy ;) Czekam na nastepny rozdzial chce wiedziec jak to sie skonczy ^^
OdpowiedzUsuńno co ty, ja przecież jeszcze wcale tak dobrze nie piszę x.x
UsuńEmmm a co do następnego rozdziału... to tak jakby był ostatni xD interpretacja zakończenia dowolna :3
Aha xd az mi kapcie spadly...oj prosze cie jak mowie ze naprawde dobrze to mowie prawde ;) czytalam juz milion blogow po prostu wiele osob ma to cos :D jestes jedna z nich. O a moge prosic o jakas historyjke o japoni taiwanie i korea moze ? :p bo chetnie bym o nich poczytala ale oczywiscie inne rowniez xd
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś na coś takiego się skuszę, ale to się zobaczy :D
Usuń