niedziela, 5 stycznia 2014

Jak to z tym Gilbertem było? cz.3

W trzej siedzieli przy stole z poważnymi minami.
-Czyli po wystrzale pierwsze co pamiętasz to przebudzenie w krzakach? –spytał Toris popijając herbatę. Zanim Feliksowi udało się go doprowadzić do stanu, który bardzo naciągając można by nazwać opanowanym, musiało minąć sporo czasu.
-Tak, mówię ci to już setny raz. Nic więcej nie pamiętam i nie mam pojęcia co tu się wyrabia. Według wszelkich praw logiki nie powinienem istnieć, a jednak siedzę tu przed wami. –odpowiedział kąśliwie Prusy.
- Z tego co mi się wiem, mogłeś być chyba pierwszym państwem, które zabito w taki sposób.
-Taki? Czyli jaki? –spytał niepewnie.
-Chodzi mi o to, że w przeszłości wszystkie państwa znikały w wyniku podbojów, a ty zostałeś unicestwiony przez osoby trzecie. One nie chciały twoich ziem, po prostu uważały, że stanowisz zagrożenie dla pokoju Europy.
-I co w związku z tym?
-Jeszcze nie poznaliśmy w pełni zasad tego świata. Może po prostu unicestwienie ciebie w taki sposób było jakimś paradoksem i może dlatego odrodziłeś się na nowo?
-Ale czemu po tylu latach? I jakim cudem, skoro nie ma własnych ziem?! –wtrącił się Feliks.
-Nie wiem… nie mam pojęcia. Mamy za mało danych. Potrzebujemy jakichś akt, cokolwiek, co mogłoby nam powiedzieć coś więcej o egzekucji.
-No to proste: robimy włam do archiwum i patrzymy co spartaczyli. –uśmiechnął się złośliwie Gilbert.
-Porąbało cię? –skarcił go Polska –światowe archiwa są jednym z najbardziej strzeżonych miejsc na świecie. Nie lepiej załatwić to drogą oficjalną? No wiesz… pójść z wizytą do Ameryki?
-Pff… On mi nie da nawet dojść do słowa tylko od razu mi strzeli w łeb tą jego ulubioną zabaweczką!
-W świetle prawa –powiedział Litwa –to powinniśmy o tym powiedzieć reszcie na jutrzejszej światowej konferencji, ale…
-W świetle prawa to ja nie istnieję.
-No wiem, właśnie dlatego myślę, że najrozsądniej byłoby pójść do Ludwiga. Dałby ci przez jaki czas pomieszkać u siebie, a potem się zobaczy.
-I co? Aż do końca świata będę u niego przesiadywał? W końcu ktoś mnie zauważy.
-Gilbert, musimy powiedzieć o tym na konferencji. –powiedział Feliks –to jedyne wyjście. Może pozwolić nam na dowiedzenie się czegoś więcej o tym świecie.
-A ty chciałbyś być ponownie zabijany dla dobra świata?
-Może twoje winy już się przedawniły? Może będziesz mógł u Ludwiga mieszkać legalnie.
-Za dużo tych „może”. Nic z tego. Nie dam się tam zawlec.
Nastała niezręczna cisza.
-Wstawimy się za tobą. –niespodziewania powiedział Polska. Litwa spojrzał się na niego z przymrużonymi oczami, ale nic nie powiedział. –jeśli będą chcieli ciebie zabić przeszkodzę im w tym. Już nie jesteś taki jak kiedyś. –dokończył.
Gilbert spojrzał się na niego z zaskoczeniem. Nie wiedział co myśleć. Jeśli nie pójdą jutro, to jest większe prawdopodobieństwo, że znów go zabiją jak go kiedyś zauważą. A tak… może jest jakaś szansa.
-Zgoda. –westchnął.

***
Nastał dzień konferencji. Prawie wszystkie państwa już przybyły.
-Proszę o zajęcie miejsc! –starał się przekrzyczeć tłum Ameryka. Miał już tego dość, zawsze ta sama historia. –Czy oni nie mogą przestać zachowywać się jak zwierzęta? –westchnął pełen żalu i nienawiści do otaczającego go świata Alfred.
-Nie umiesz być po prostu asertywny mój kolego. –powiedział popijając herbatę Artur. Jak ten Brytol go wkurzał. Na szczęście jednak sala zaczęła się uspokajać i każdy powoli zaczął zajmować swoje miejsca.
-Kogoś brakuje? –Anglia zauważył dwa puste miejsca.
-Skoro nikt na nich nie siedzi to znaczy, że tak, geniuszu. – odpowiedział mu pełen satysfakcji Alfred. Spojrzał na listę obecności. Nie było na niej Litwy i Polski. ‘O, chyba nasze papużki nierozłączki się pogodziły…’ Będzie musiał potem sprawdzić, czy przypadkiem czegoś nie kombinują.
-Trudno, musimy zacząć bez nich. –chrząknął i zaczął głośniej –Witam wszystkich na ogólnoświatowej konferencji! Dziś musimy omówić…

***
-Pośpieszcie się ludzie! I tak już jesteśmy spóźnieni! I co my teraz zrobimy? Wejście smoka? „Hej, Prusy ożył, tak?”
-Feliks, przestań, postaw się w jego sytuacji, oni mogą go chcieć ponownie… unicestwić. –szepnął do niego Toris. W oddali widzieli już budynek, w którym zaczynała się konferencja.
-Idę, przecież idę. –burknął Gilbert –nie musisz mnie poganiać na moją egzekucję.

Feliksa zaczęły drażnić wyrzuty sumienia. A co jeśli naprawdę tak się stanie? To był przecież jego pomysł. Mimo tego wszystkiego co Prusy mu zrobił, nie będzie mógł sobie tego wybaczyć.
Doszli pod wielkie wrota.
-Za ile będzie przerwa? –spytał Polska.
-Hm... –Litwa spojrzał na zegarek –za jakieś pół godziny.
-No to może byśmy tutaj poczekali i wtedy poszli do Ameryki? Bo jakoś sobie nie wyobrażam, żebyśmy tam teraz weszli.
-Masz rację, zaczekajmy na odpowiedni moment.
Polska podszedł do Prus siedzącego na schodach. Wydawało się to niemożliwe, ale był jeszcze bladszy niż zazwyczaj. Usiadł obok niego.
-Przepraszam. –powiedział nagle Gilbert.
-Co…? –spytał zdziwiony Feliks.
-No za to wszystko co Ci zrobiłem… Teraz, gdy nie mam żadnego terytorium, czuję się bardziej człowieczy. Dochodzi do mnie ogrom tego wszystkiego co zrobiłem…

Polska patrzył się na niego z konsternacją. Czy to powiedział ten sam Prusy, którego znał od wieków? Czy naprawdę mógł aż tak się zmienić?
-Em... –westchnął –Taka już nasza natura. Wywołujemy wojny nie martwiąc się konsekwencjami. Nie powinieneś się tym teraz zadręczać. To było tyle lat temu, że ci już wybaczyłem. –uśmiechnął się do niego smutno. Długo siedzieli tak w milczeniu.

***
Na sali poniósł się szum rozmów, a Ameryka westchnął ze zmęczenia. Wreszcie upragniona przerwa. Mógł chwilę odpocząć nie przekrzykując wszystkich dookoła. Wstał z miejsca i od razu poszedł w stronę szatni, by wziąć sobie coś do jedzenia. Już rozmarzał nad pysznościami jakie znajdują się w jego plecaku, gdy nagle podszedł do niego Polska z grobową miną.
-O, cześć Feliks. Czemu cię wcześniej nie było?
-Mogę cię prosić na chwilę? Muszę ci coś pokazać.
-Nie możesz tego zrobić później? –odparł dość niechętnie Alfred. ‘Moje hamburgery na mnie czekają.’ –dodał w myślach.
-Nie rozumiesz, że to pilne? –powiedział już lekko zdenerwowany Polska.
‘Czego on ode mnie chce?’ Ameryka tęsknie popatrzył na drzwi od szatni. –Dobra, niech ci będzie, byle szybko. –razem podeszli do bocznego wyjścia. Feliksowi zaczęły się lekko trząść ręce, co nie uszło uwadze Alfredowi.
-Wszystko w porządku? –spytał podejrzliwie.
-T-tak. –Feliks przełknął ślinę. – Tylko nie rób za dużo rumoru, ok? –powiedział otwierając drzwi.


~~

Mam wrażenie, że strasznie wypaczyłam charakter Gilberta. Przepraszam :x następną część uda mi się wrzucić chyba dopiero za dwa tygodnie :c (i tak nikogo to nie obchodzi ~~trolloo~~ xD)

5 komentarzy:

  1. Bardzo mi się podoba opowiadanie :) Życzę weny i czasu na pisanie! xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa :3 świadomość, że ktoś to czyta daje mi dużo motywacji do pisania :)

      Usuń
  2. No całkiem ciekawe fanfiction. Tylko Gilbert taki inny. No ale przynajmniej jego charakter można trochę wytłumaczyć sytuacją. Ale Węgry jest na tej konferencji? Chciałabym zobaczyć jej minę na "zmartwychwstanie" Prusaka
    ~Akasuna~

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrnelam do konca ^^ szkoda ze nie ma wiecej ;( ale bede czekac :D

    OdpowiedzUsuń