piątek, 24 stycznia 2014

Znamy się? prolog+cz.1

Chciałabym tylko jeszcze na początku zaznaczyć, że ten fanfic nie łączy się w żadnym stopniu z poprzednim. Enjoy~!

PROLOG
-No nie wejdziesz nawet na chwilę? Musisz zobaczyć co dziś znalazłem!
-Naprawdę nie mogę, przyszedłem ci przekazać tylko list, bardzo mi się śpieszy… może innym razem -odwrócił się w stronę wyjścia.
-Oh nie marudź… będziesz pierwszym, któremu to pokażę! –z powrotem zaciągnął go do domu.
-Ehh, no dobra, ale tylko na na chwilę –zastrzegł tamten.
Gospodarz  uśmiechnął się od ucha do ucha i zaprowadził gościa do piwnicy.
-A więc poszedłem dziś przed południem tutaj, by znaleźć sobie coś na obiad… -powiedział, gdy schodzili ze schodów –i nagle, ni stąd ni z owąd, deska pode mną się obluzowała i wpadłem w lukę.– chłopak wskazał palcem na dziurę przed sobą. –zbadałem ją trochę i zobaczyłem, że coś się tam w środku błyszczy  –wyjął z półki obok okrągły, bogato zdobiony, porcelanowy przedmiot. – i znalazłem to. Na początku za bardzo się tym nie przejąłem. Wiesz, co rusz znajduję w moim domu jakieś antyki, ale gdy miałem zamiar wbić deskę z powrotem, zobaczyłem coś jeszcze –wyjął z kieszeni pogiętą kartkę i podał ją gościowi –tamten przeczytał rozbawiony na głos: „Dzięki temu możesz mieć wszystkie dziewczyny, jakie tylko zechcesz. Mam nadzieję, że kiedyś to znajdziesz i będziesz używać z rozwagą wnuczku, tak jak ja to robiłem. Twój dziadek.” –parsknął śmiechem – No to ci rodzinka niezły prezent zostawiła… Co to w ogóle jest? Mega oszałamiający perfum zniewalający wszystkie dziewczyny w okolicy?
-Nie mam pojęcia, wygląda jak jakiś owalny porcelanowy kamień… -potrząsnął znaleziskiem –dodatkowo pusty w środku.
-W ogóle co by ci dało, gdybyś mógł mieć wszystkie dziewczyny? I tak nie jest ich za dużo i dodatkowo większość już zajęta... –dostał olśnienia – Wiem! Wystartuj do Liechtenstein!
-Bardzo śmieszne –dał mu kuśkańca w bok i zaczął się bardziej przyglądać porcelanowemu przedmiotowi. –Hej! Tu jest jakiś suwak!
-Hm? W porcelanie?– wziął od niego przedmiot. Pod spodem była mała ruchoma część –Rzeczywiście.
-To jak? Przesuniemy razem?
-Czemu nie?  Najwyżej będziemy mieć problemy ze Szwajcarem, jak się w nas jego podopieczna zakocha.
Jednocześnie pociągnęli za suwak.

Cz.1
-Cholerny alarm… -wymamrotał Feliks Łukasiewicz wyłączając budzik w telefonie. Była sobota, a on jak zwykle zapomniał o przestawieniu go na późniejszą godzinę. Spojrzał leniwie na zegar, który wskazywał siódmą rano. Obrócił się na drugi bok i próbował spać dalej. Jednak dwie minuty później tuż pod jego okno podjechała ciężarówka wywożąca śmieci, co całkowicie go wybudziło z błogiego snu.
-Piękny początek weekendu… -zaklął pod nosem i poszedł do kuchni zrobić sobie kawę.  Wstawiając na gaz już wiekowy czajnik spojrzał za okno na wiosenny poranek na warszawskiej Pradze. Ze swojego mieszkania miał widok na mały park otoczony kilkoma kamienicami, zauważył już nawet pare osób wychodzących ze swoimi psami na spacer albo uprawiających poranny jogging. Mimo wszystko ta dzielnica miała swój urok. Oczywiście mieszkanie tutaj nie było szczytem jego marzeń, po prostu nie miał innego wyjścia.  Od zawsze pragnął studiować na Uniwersytecie Warszawskim, a gdy udało mu się spełnić marzenie, to nie miał pieniędzy, by wynająć coś lepszego. Cieszył się jednak, że przynajmniej ma swoje własne cztery kąty i nie musi mieszkać u znajomych. Wolał nie mieć współlokatorów, ponieważ uważał, że zaburzają mu codzienny rytm dnia. To nie jego wina, że w piątkowe wieczory woli zanurzać się w lekturach, zamiast imprezować jak cała reszta. I tak uważają go za dziwaka, po co miał by się dla nich zmieniać? Wypił szybko kawę z kilkoma łyżeczkami cukru, przebrał się w jakieś normalne ciuchy i poszedł do osiedlowego sklepu po coś do jedzenia.  Już od progu przywitała go uśmiechnięta ekspedientka:
-O, dzień doby Feliks! O tej godzinie na nogach? Myślałam, że w weekendy sypiasz do południa. –powiedziała rozbawiona.
-Dzień dobry pani Basiu. A wie pani, jak się zapomni przestawić budzika wieczorem to tak jest. –odpowiedział z ciepłym uśmiechem na twarzy. Sprzedawczynią była starsza kobieta w niebieskim fartuszku. Feliks bardzo ją lubił, zawsze była dla wszystkich miła. Kupił kilka bułek i dodatków, a potem wrócił do mieszkania na śniadanie.

***
Spoglądał ze zmrużonymi oczami na szafę naprzeciwko. Stał tak chwilę pocierając brodę w zamyśleniu i liczył argumenty za i przeciw. ‘Skoro i tak wstałem wcześniej…’ Westchnął  i z rezygnacją wyjął odkurzacz. Kiedyś w końcu musiał to zrobić, bo już nawet nie pamiętał jaki naprawdę kolor ma jego dywan. Po jako takim ogarnięciu mieszkania padł zmęczony na kanapę. ‘Uf… do świąt już mam spokój ze sprzątaniem.’

Gdy już wystarczająco długo odpoczął, postanowił przejść się do swojej sąsiadki mieszkającej na parterze. Nie miała ona żadnej rodziny, więc odwiedzał ją w każdy weekend, by nie czuła się samotna. Czuł, że jest dla niej jak wnuk. Dlaczego by nie przyjść dzisiaj wcześniej? Zszedł w podskokach po schodach i otworzył jej mieszkanie kluczem. Dała mu go, ponieważ czasami miała problemy z chodzeniem i ciężko byłoby jej za każdym razem iść do drzwi.
-Dzień dobry! –wykrzyknął wesoło Feliks od progu – Postanowiłem dzisiaj przyjść wcześniej, mam nadzieję, że nie przeszkadzam?
-Nie słonko. I tak nie miałam nic do roboty. Miło, że wpadłeś. –powiedziała starsza kobieta siedząca na fotelu i czytająca książkę. –Oh, wiem, że dopiero przyszedłeś, ale mam do ciebie małą prośbę. Mógłbyś wyprowadzić Torisa? Od rana nie daje mi spokoju.
-Oczywiście, nie ma problemu! – miał już go wołać, ale tamten słysząc swoje imię od razu wbiegł do pokoju machając szczęśliwie ogonem i szczekając w niebogłosy. Feliks pogłaskał jego złote futro i założył obrożę.
-Wrócę za 15 minut! – powiedział jeszcze wychodząc. Postanowił wyjść z nim do sąsiedniego parku. Tam spuścił go na chwilę ze smyczy, by mógł pobawić się z innymi psami. Wpatrując się w niego dopadła go nostalgia. ‘Jeszcze rok temu był takim małym szczenięciem…’ Uśmiechnął się w duchu. Pamiętał jak  sąsiadka pozwoliła mu nadać imię. Długo się nad tym zastanawiał, ale w końcu padło na Torisa. Nie wiedział czemu. Czuł, że to imię jest mu bliskie, jednak nie przypominał sobie, żeby znał kogoś, kto się tak nazywa. 


Nagle jego telefon zabrzęczał. Wyjął go i odczytał wiadomość od kolegi ze studiów:
„Jaki dałeś temat na projekt?” Feliks zmrużył oczy. Nie wiedział o co mu chodzi. Nagle doznał olśnienia i pacnął się w czoło. ‘Cholera, jak mogłem zapomnieć?!’. Dziś był ostateczny termin złożenia papierów do projektu na uczelnię,  kompletnie wyleciało mu to z głowy.
„Do której godziny można donieść?” –odpisał.
„Haha, jak zwykle zapomniałeś, co? Chyba do 13.” –spojrzał na zegarek, dochodziła jedenasta. Miał o tyle szczęścia, że wszystko miał już przygotowane, jednak odkładał zaniesienie tego tak długo, aż o tym zapomniał.
-Toris, wracamy! –zawołał psa, a ten momentalnie do niego przybiegł. Szybko wrócił do mieszkania sąsiadki.
-Przepraszam, że tak krótko, ale zapomniałem o ważnym projekcie i muszę jechać na uczelnie. –powiedział zdyszany –W przyszłym tygodniu to pani wynagrodzę! –mówiąc to uśmiechnął się w przepraszającym geście. Wychodząc rzucił jej jeszcze szybkie ‘Do widzenia’ i już go nie było.
-Ach… -westchnęła głaszcząc psa –Powiedz mi Toris, dlaczego dzisiejsza młodzież wszędzie się tak śpieszy?
***
Zmęczony, ale zadowolony Feliks wyszedł z bramy uczelni. Udało mu się zdążyć na czas. Dochodziła dopiero trzynasta, więc dla relaksu postanowił przejść się Krakowskim Przedmieściem. Lubił tędy chodzić. Kochał stolicę tak samo jak cały swój kraj. Spoglądał na piękne kamieniczki i tłumy uśmiechniętych ludzi. Nie chciałby mieszkać gdzie indziej.

Nagle zaczepił go jakiś obcokrajowiec.
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale wie pan może jak stąd dojść do Grobu Nieznanego Żołnierza? <*wszystkie rozmowy między tą dwójką są prowadzone w j.angielskim*> –powiedział nieśmiało turysta o śródziemnomorskiej urodzie i w wieku podobnym do niego. Feliks chwilę się zawahał, ale odpowiedział:
-Jasne, mogę sumie pana tam zaprowadzić, to niedaleko.
-Naprawdę? Dziękuję! –odparł rozpromieniony.
Powoli kierowali się w odpowiednią stronę. Brunet z zainteresowaniem chłonął wszystko co zobaczył. Feliks powiedział rozbawiony:
-I jak się panu podoba w Warszawie?
-Oh, niesamowite miasto! –powiedział już bardziej ośmielony. –Szczerze mówiąc nie spodziewałem się jakiejś rewelacji po przyjeździe tutaj –mówił robiąc zdjęcie jednej z kamienic –ale jednak to miejsce ma swój klimat.
-Miło mi to słyszeć –odpowiedział uśmiechnięty Feliks. W ich dalszej rozmowie okazało się, że turysta pochodził z Włoch i wygrał w jakiejś loterii trochę pieniędzy, które postanowił wydać na wycieczkę po stolicach europejskich. Blondyn postanowił pokazać mu  jeszcze kilka ciekawych miejsc. Przeszli chyba po wszystkich zakątkach Starego Miasta, przesiadywali parku Saskim i rozmawiali jakby byli dobrymi kumplami. Były już późne godziny popołudniowe, gdy poszli razem do jakiejś knajpki.  Czekając na zamówienie Feliks oparł się łokciami o blat stolika.
-Może się to się wydać dziwne, ale mam wrażenie jakbym pana znał już od wielu lat –powiedział zamyślony – głupio tak mówić, ale zazwyczaj jestem jestem dość nieśmiały, ale z panem mi się bardzo miło rozmawia. –brunet uśmiechnął się radośnie. Czuł się podobnie.
-Może przejdziemy na „ty”? – zaproponował wyciągając rękę przed siebie.
-Jasne! Jestem Feliks –uścisnął mu dłoń.
-Feliciano, miło mi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz