niedziela, 8 czerwca 2014

Poszukiwania cz.1

Nareszcie udało mi się coś napisać~! ヽ(*・ω・)ノ Teraz marzę już tylko o słodkim lenistwie. Przez ostatnie kilka tygodni wyglądałam tak: 
(No dobra, może nie osiwiałam, ale ciągle chodziłam zmęczona ˃ᆺ˂ )


Starałam się wpleść tu trochę więcej postaci niż zazwyczaj i uprzedzam, że niektóre mogą odbiegać od kanonu. I przepraszam, że takie krótkie, następną część postaram się zrobić dłuższą. Enjoy!



-Mógłby mi ktoś powiedzieć, jakim cudem znaleźliśmy się w takiej sytuacji? –powiedział  drwiąco Prusy nie kierując wypowiedzi do nikogo konkretnego. Leżał na ziemi, leniwie wyciągając ręce do góry, by rozprostować trochę kości –Ale tak serio, trzeba być idiotą, żeby się w takie gówno wpakować... –mruknął ziewając.
-Nie zapominaj, że tak samo za to odpowiadasz, jak my wszyscy –odburknął podirytowany jego zachowaniem Niemcy siedzący przy ścianie.
-Braciszku, nie denerwuj się tak, bo ci się zmarszczki pojawią~– zachichotał złośliwie.
-Jak to wszyscy?! –wtrącił się Anglia –od początku byłem temu przeciwny! To wszystko przez tego chodzącego McDonalda, wrażeń mu się zachciało.
-Teraz to taki świętoszek z ciebie herbaciarzu, tak? –zaoponował Ameryka –Jakoś wcześniej nawet słowa sprzeciwu od ciebie nie usłyszałem!
-Hej, przestańcie się kłócić, Prusy ma rację, złość piękności szkodzi –powiedział rozbawiony Francja nic nie robiąc sobie z napiętej sytuacji.
-Wy chyba naprawdę nie zdajecie sobie z naszego beznadziejnego położenia! –wrzasnął Anglia –siedzimy tu jak jakieś sardynki w puszce, a wy zamiast coś wymyślić to się tylko kłócicie!
-Możesz wyjść, nikt cię tu nie trzyma –odparł złośliwie Prusy.

***
-Ha! Nie złapiesz mnie teraz! –dziewczynka w kolorowej sukience z falbankami wdrapała się na wysokie drzewo.
-Przecież umiem się wspinać! –odparł chłopczyk z zadyszką opierając się o pień drzewa.
-I tak nie dasz rady~ Nie masz siły –odpowiedziała wciąż wspinając się coraz wyżej.
-Chciałabyś! –zacisnął swoje piąstki i poczerwieniał ze złości. Dlaczego ona zawsze miała lepszą kondycję od niego? Włożył stopę w pierwszą szczelinę i niezdarnie starał się złapać jakiejś gałęzi. Dziewczynka z rozbawieniem patrzyła na jego wyczyny. Po chwili jednak z zaskoczeniem zauważyła, że zbliża się do niej coraz bardziej.
-Nawet nie najgorzej ci idzie, wiesz? –mówiła do niego wesoło bujając nogami na gałęzi –jakbyś jeszcze trochę poćwiczył, to może za kilka lat mi dorównasz~.
Chłopiec, tym razem czerwony z wysiłku, nie dawał za wygraną i znacznie przyspieszył, tak, że dzielił ich teraz niecały metr.
-E-ej, co tak pędzisz? –dziewczynka spojrzała się w górę. Byli już na samym czubku drzewa. Nie było żadnej drogi ucieczki. Niezdarnie wstała z gałęzi i spojrzała na polanę. Dobre cztery metry w dół. Nagle poczuła szarpnięcie. Chłopak złapał dłonią gałąź, na której stała, przez co jej noga ześlizgnęła się i straciła równowagę. Oboje nie spodziewali się takiego obrotu spraw, więc chłopiec jedynie co mógł zrobić to patrzeć się z szeroko otwartymi na spadającą na niego sylwetkę.
Jego ciało dość mocno odczuło spotkanie z ziemią, jednak bardziej przeraziło go to, że na klatce piersiowej również czuje jakiś ciężar, a czyjeś długie włosy uniemożliwiają mu oddychanie. Otworzył oczy i odgarnął je ze swojej twarzy.
-M-mogłabyś tak jakby już ze mnie zejść –powiedział niezręcznie.
Dziewczynka powoli sturlała się na ziemię, tak, że leżała teraz obok niego.
-Ale z ciebie niezdara –odparła śmiejąc się.
-Ze mnie?! A kto nie potrafi utrzymać się na drzewie, hę? – pufnął urażony. Chwilę leżeli w milczeniu.
-Wiesz co? –westchnęła melancholijnie –szkoda, że tak naprawdę nie było…
-Nie rozumiem.. –uniósł brwi.
-Przez całe dzieciństwo nie miałam na sobie ani jednej sukienki –wstała i obróciła się dookoła siebie, tak, że jej falbanki zawirowały –Patrz, jak ładnie bym wyglądała.
-Co masz na myśli? Przecież ciągle jesteśmy dziećmi –jego twarz wyrażała prawdziwą konsternację.
Uśmiechnęła się delikatnie i pochyliła się nad nim.
-Właśnie, że nie. Jesteśmy już dorośli, Feliks.

-Co?! –krzyknął i gwałtownie podniósł się do pozycji siedzącej. Rozejrzał się dookoła. Siedział na krześle w gabinecie, a na wprost niego przyglądał mu się badawczo jego szef.
-Jak to co? Słuchałeś mnie w ogóle? Jakiś nieprzytomny dzisiaj jesteś.
Polska wciąż wpatrywał się w niego z uniesionymi brwiami.
-Przepraszam –wyksztusił wreszcie –ostatnio się nie wysypiam.
-Widzę… dobrze, na dziś skończymy. I tak pewnie nie dotarło do ciebie nic, co mówiłem przez ostatnie pół godziny, prawda?
Feliks zrobił niewinną minę i uniósł ramiona w przepraszającym geście.
Szef westchnął i wywrócił oczami.
-Eh, porozmawiamy kiedy indziej, a teraz idź się wyspać.

***
-To co robimy? Nie możemy przecież siedzieć tu w nieskończoność –powiedział znużony Ameryka –głodny jestem.
-Czy ty nie możesz przestać myśleć o jedzeniu? –podirytowany Anglia chodził w kółko.
-Gdyby nie moje zapasy jedzenia już dawno byśmy zdychali z głodu!
-Bądźcie cicho wreszcie! –krzyknął Niemcy –ktoś musi wyjść i poinformować o sytuacji.
-Przecież to samobójstwo –wywrócił oczami Prusy.
-No to masz może jakiś lepszy pomysł?
-Przecież już ktoś na pewno zainteresował się moim zniknięciem –odparł Francja –zapewne zaczęli mnie już szukać.
-A powiedziałeś żabojadzie chociaż komukolwiek gdzie jedziemy?
Francis umilkł. Nie chciał, się przyznać, że wspomniał coś tylko swojemu ogrodnikowi, który zazwyczaj zapomina całą treść rozmowy po kilku minutach.

***
Pierwsze co zrobił po przyjściu do domu to rzucenie się na łóżko. Ostatnio nie miał czasu nawet na chwilę odpoczynku. Do tego wszystkiego ma jakieś dziwne sny…
Z błogim uśmiechem na twarzy wtulił się w poduszkę i zamknął oczy.
Po chwili jednak, pewien tak bardzo znienawidzony przez Feliksa dźwięk przerwał ciszę.
Dzwonek do drzwi.
-Kogo to diabli niosą... –westchnął i klnąc pod nosem podszedł i otworzył je. Jego oczom ukazał się nie kto inny jak Węgierka.
-Szia! –przywitała się wesoło.
-C-cześć –odpowiedział dość zaskoczony tą niespodziewaną wizytą, jednak mimo wszystko uśmiech pojawił się na jego twarzy –Co u ciebie słychać?
-A, wiesz, byłam w okolicy, to postanowiłam, że wpadnę. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam?
-Nie, jasne, że nie. Wchodź –zaprosił ją do środka. Uśmiechnęła się z wdzięcznością i weszła do domu.
-Zrobić ci kawy?
-Jasne! Strasznie zimno, jak na tą porę roku, nieprawdaż? –odpowiedziała ściągając płaszcz.
-Yhm –mruknął kierując się w stronę kuchni. Dziewczyna poszła za nim rozglądając się jednak nerwowo dookoła. Feliks zauważył to.
-Stało się coś? –spytał podejrzliwie.
-Hę? Czemu pytasz?
-Jakoś dziwnie się zachowujesz…
-Dziwnie? – mruknęła rozglądając się po salonie. Feliks skwitował to tylko lekkim uniesieniem brwi, ale nic nie powiedział.
Oboje czekali w milczeniu aż ekspres przygotuje kawę.
-A właśnie, wydaje mi się, że ostatnio zostawiłam szalik u ciebie na górze, mogłabym sprawdzić? –niewinnie uśmiechnęła się do niego.
-Na pewno bym zauważył, gdybyś coś zostawiła... –nie zdążył dokończyć, bo ta była już na schodach.
-Co w nią wstąpiło dzisiaj? –powiedział do siebie i zaniósł kawy do pokoju. Po chwili na fotelu obok usiadła lekko zawiedziona Węgry i westchnęła głośno.
-Mówiłem ci, że go tam nie będzie –powiedział  Feliks, gdy zobaczył jej minę.
-Nie oto chodzi… wcale nie szukałam szalika…
-A więc czego?
-No bo... –zawahała się –wcale nie przyszłam tu bez powodu –zamilkła, a Polska wpatrywał się w nią, czekając na ciąg dalszy.    
-Myślałam, że jest może u ciebie Gilbert –wyksztusiła z siebie i oblała się rumieńcem.
-Dlaczego miałby u mnie być…? –brwi Feliksa uniosły się naprawdę wysoko.
-Bo... –stopa dziewczyny zaczęła wykonywać okręgi na dywanie –długi czas nie mam już z nim kontaktu, szukałam go już wszędzie i ty byłeś moją ostatnią deską ratunku.
-No ale żeby był u mnie?
Węgry zrobiła smutną minę.
-Przepraszam, że zawracam ci głowę, pewnie szlaja się gdzieś ze znajomymi, a ja niepotrzebnie się martwię…
-Długo go już nie masz z nim kontaktu? –spytał siorbiąc powoli kawę.
-Kilka dni…
Polska poczuł się lekko urażony. Gdyby go nie było przez taki czas, nikt pewnie by nawet tego nie zauważył.
-Nic ci nie mówił gdzie idzie? Nie masz zielonego pojęcia gdzie mógł pójść?
-Wiesz, ogólnie to bym się tak nie martwiła, że go nie ma, ale tego dnia kiedy zniknął, mięliśmy się spotkać. I kiedy już na niego czekałam to nagle do mnie zadzwonił i powiedział, że dziś nie może… że coś mu wyskoczyło, że bardzo przeprasza i mi to kiedyś wynagrodzi…
-A jaki miał głos? Nerwowy był, czy coś? –spytał dociekliwie Feliks.
-Nie, wręcz przeciwnie, miałam wrażenie, jakby bardzo dobrze się bawił. Nawet jakieś śmiechy w tle słyszałam…
-Ja tam uważam, że niepotrzebnie aż tak się stresujesz. Żeby to pierwszy raz poszedł się włóczyć niewiadomo gdzie…
-Ale zawsze dawał jakiś znak, że żyje. Czy to jakaś policja go złapała,  albo jakiś wybryk zrobił, o którym wszyscy mówili… A teraz zupełna cisza! To do niego niepodobne…

***
-Naprawdę nie ogarniam, jakim cudem na świecie istnieją takie wiochy, w których nie ma zasięgu –prychnął Gilbert mając ochotę rozbić swój telefon na kawałki –skąd ty w ogóle wytrzasnąłeś to ogłoszenie? No bo chyba nie z Internetu…
Alfred przełknął ślinę i nerwowo zaśmiał się drapiąc się po głowie.
-No tak jakoś znajomy znajomego powiedział komuś innemu i tak jakoś doszło do mnie… a ja potem powiedziałem wam... –niewinnie uniósł ramiona w geście bezradności –nie musieliście jechać przecież…
-A skąd ja miałam wiedzieć, że tak to się skończy?!
-Cicho bądźcie! –przerwał im Niemcy –słyszę jakieś głosy.
Wzrok wszystkich zebranych przeniósł się na metalowe drzwi.

***
-To gdzie już byłaś? –spytał Feliks.
-No u Ludwiga, ale go nie było. Miał tylko zostawioną karteczkę, że idzie na jakieś spotkanie z Francisem, więc u niego już nie szukałam... –westchnęła –potem poszłam do Rodericha i Antonia, ale oni nic nie wiedzą. Gdzie on się podział?
Feliks patrzył na jej zmartwioną twarz. Wciąż nie rozumiał dlaczego ona się tak przejmuje jego zniknięciem. Czy nie zauważa tego, że po prostu ją wystawił i to już nie pierwszy raz? Miał mu ochotę skopać tyłek za to, że tak bawi się jej uczuciami. Co ona w nim widzi?
-Pójdźmy może jednak do Francisa,  ktoś powinien wiedzieć, gdzie poszedł... –rzucił krótko wstając z fotela –pójdę tylko wrzucić coś na siebie świeżego.

Węgry siedziała nadal czekając na Polskę. 
Czemu on ma taką  zmartwioną minę? Nie wierzę, że też się martwi zaginięciem Gilberta –pomyślała i wzruszyła ramionami obojętnie biorąc kolejny łyk kawy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz