Nareszcie udało mi się coś napisać~! ヽ(*・ω・)ノ Teraz marzę już tylko o słodkim lenistwie. Przez ostatnie kilka tygodni wyglądałam tak:
(No dobra, może nie osiwiałam, ale ciągle chodziłam zmęczona ˃ᆺ˂ )
|
Starałam się wpleść tu trochę więcej postaci niż zazwyczaj i uprzedzam, że niektóre mogą odbiegać od kanonu. I przepraszam, że takie krótkie, następną część postaram się zrobić dłuższą. Enjoy!
-Mógłby mi ktoś
powiedzieć, jakim cudem znaleźliśmy się w takiej sytuacji? –powiedział drwiąco Prusy nie kierując wypowiedzi do
nikogo konkretnego. Leżał na ziemi, leniwie wyciągając ręce do góry, by
rozprostować trochę kości –Ale tak serio, trzeba być idiotą, żeby się w takie
gówno wpakować... –mruknął ziewając.
-Nie zapominaj, że tak
samo za to odpowiadasz, jak my wszyscy –odburknął podirytowany jego zachowaniem
Niemcy siedzący przy ścianie.
-Braciszku, nie denerwuj
się tak, bo ci się zmarszczki pojawią~– zachichotał złośliwie.
-Jak to wszyscy?! –wtrącił
się Anglia –od początku byłem temu przeciwny! To wszystko przez tego chodzącego
McDonalda, wrażeń mu się zachciało.
-Teraz to taki świętoszek
z ciebie herbaciarzu, tak? –zaoponował Ameryka –Jakoś wcześniej nawet słowa
sprzeciwu od ciebie nie usłyszałem!
-Hej, przestańcie się
kłócić, Prusy ma rację, złość piękności szkodzi –powiedział rozbawiony Francja
nic nie robiąc sobie z napiętej sytuacji.
-Wy chyba naprawdę nie
zdajecie sobie z naszego beznadziejnego położenia! –wrzasnął Anglia –siedzimy
tu jak jakieś sardynki w puszce, a wy zamiast coś wymyślić to się tylko
kłócicie!
-Możesz wyjść, nikt cię tu
nie trzyma –odparł złośliwie Prusy.
***
-Ha! Nie złapiesz mnie
teraz! –dziewczynka w kolorowej sukience z falbankami wdrapała się na wysokie
drzewo.
-Przecież umiem się
wspinać! –odparł chłopczyk z zadyszką opierając się o pień drzewa.
-I tak nie dasz rady~ Nie
masz siły –odpowiedziała wciąż wspinając się coraz wyżej.
-Chciałabyś! –zacisnął
swoje piąstki i poczerwieniał ze złości. Dlaczego ona zawsze miała lepszą
kondycję od niego? Włożył stopę w pierwszą szczelinę i niezdarnie starał się
złapać jakiejś gałęzi. Dziewczynka z rozbawieniem patrzyła na jego wyczyny. Po
chwili jednak z zaskoczeniem zauważyła, że zbliża się do niej coraz bardziej.
-Nawet nie najgorzej ci
idzie, wiesz? –mówiła do niego wesoło bujając nogami na gałęzi –jakbyś jeszcze
trochę poćwiczył, to może za kilka lat mi dorównasz~.
Chłopiec, tym razem
czerwony z wysiłku, nie dawał za wygraną i znacznie przyspieszył, tak, że
dzielił ich teraz niecały metr.
-E-ej, co tak pędzisz?
–dziewczynka spojrzała się w górę. Byli już na samym czubku drzewa. Nie było
żadnej drogi ucieczki. Niezdarnie wstała z gałęzi i spojrzała na polanę. Dobre
cztery metry w dół. Nagle poczuła szarpnięcie. Chłopak złapał dłonią gałąź, na
której stała, przez co jej noga ześlizgnęła się i straciła równowagę. Oboje nie
spodziewali się takiego obrotu spraw, więc chłopiec jedynie co mógł zrobić to
patrzeć się z szeroko otwartymi na spadającą na niego sylwetkę.
Jego ciało dość mocno
odczuło spotkanie z ziemią, jednak bardziej przeraziło go to, że na klatce
piersiowej również czuje jakiś ciężar, a czyjeś długie włosy uniemożliwiają mu
oddychanie. Otworzył oczy i odgarnął je ze swojej twarzy.
-M-mogłabyś tak jakby już
ze mnie zejść –powiedział niezręcznie.
Dziewczynka powoli sturlała
się na ziemię, tak, że leżała teraz obok niego.
-Ale z ciebie niezdara –odparła
śmiejąc się.
-Ze mnie?! A kto nie
potrafi utrzymać się na drzewie, hę? – pufnął urażony. Chwilę leżeli w
milczeniu.
-Wiesz co? –westchnęła
melancholijnie –szkoda, że tak naprawdę nie było…
-Nie rozumiem.. –uniósł
brwi.
-Przez całe dzieciństwo
nie miałam na sobie ani jednej sukienki –wstała i obróciła się dookoła siebie,
tak, że jej falbanki zawirowały –Patrz, jak ładnie bym wyglądała.
-Co masz na myśli?
Przecież ciągle jesteśmy dziećmi –jego twarz wyrażała prawdziwą konsternację.
Uśmiechnęła się delikatnie
i pochyliła się nad nim.
-Właśnie, że nie. Jesteśmy
już dorośli, Feliks.
-Co?! –krzyknął i
gwałtownie podniósł się do pozycji siedzącej. Rozejrzał się dookoła. Siedział na
krześle w gabinecie, a na wprost niego przyglądał mu się badawczo jego szef.
-Jak to co? Słuchałeś mnie
w ogóle? Jakiś nieprzytomny dzisiaj jesteś.
Polska wciąż wpatrywał się
w niego z uniesionymi brwiami.
-Przepraszam –wyksztusił
wreszcie –ostatnio się nie wysypiam.
-Widzę… dobrze, na dziś
skończymy. I tak pewnie nie dotarło do ciebie nic, co mówiłem przez ostatnie
pół godziny, prawda?
Feliks zrobił niewinną
minę i uniósł ramiona w przepraszającym geście.
Szef westchnął i wywrócił
oczami.
-Eh, porozmawiamy kiedy
indziej, a teraz idź się wyspać.
***
-To co robimy? Nie możemy
przecież siedzieć tu w nieskończoność –powiedział znużony Ameryka –głodny
jestem.
-Czy ty nie możesz
przestać myśleć o jedzeniu? –podirytowany Anglia chodził w kółko.
-Gdyby nie moje zapasy
jedzenia już dawno byśmy zdychali z głodu!
-Bądźcie cicho wreszcie!
–krzyknął Niemcy –ktoś musi wyjść i poinformować o sytuacji.
-Przecież to samobójstwo
–wywrócił oczami Prusy.
-No to masz może jakiś
lepszy pomysł?
-Przecież już ktoś na
pewno zainteresował się moim zniknięciem –odparł Francja –zapewne zaczęli mnie
już szukać.
-A powiedziałeś żabojadzie
chociaż komukolwiek gdzie jedziemy?
Francis umilkł. Nie chciał, się przyznać, że wspomniał coś tylko swojemu ogrodnikowi, który zazwyczaj zapomina całą treść rozmowy po kilku minutach.
Francis umilkł. Nie chciał, się przyznać, że wspomniał coś tylko swojemu ogrodnikowi, który zazwyczaj zapomina całą treść rozmowy po kilku minutach.
***
Pierwsze co zrobił po
przyjściu do domu to rzucenie się na łóżko. Ostatnio nie miał czasu nawet na
chwilę odpoczynku. Do tego wszystkiego ma jakieś dziwne sny…
Z błogim uśmiechem na
twarzy wtulił się w poduszkę i zamknął oczy.
Po chwili jednak, pewien tak
bardzo znienawidzony przez Feliksa dźwięk przerwał ciszę.
Dzwonek do drzwi.
-Kogo to diabli niosą...
–westchnął i klnąc pod nosem podszedł i otworzył je. Jego oczom ukazał się nie kto inny
jak Węgierka.
-Szia! –przywitała się
wesoło.
-C-cześć –odpowiedział
dość zaskoczony tą niespodziewaną wizytą, jednak mimo wszystko uśmiech pojawił
się na jego twarzy –Co u ciebie słychać?
-A, wiesz, byłam w
okolicy, to postanowiłam, że wpadnę. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam?
-Nie, jasne, że nie.
Wchodź –zaprosił ją do środka. Uśmiechnęła się z wdzięcznością i weszła do
domu.
-Zrobić ci kawy?
-Jasne! Strasznie zimno,
jak na tą porę roku, nieprawdaż? –odpowiedziała ściągając płaszcz.
-Yhm –mruknął kierując się
w stronę kuchni. Dziewczyna poszła za nim rozglądając się jednak nerwowo
dookoła. Feliks zauważył to.
-Stało się coś? –spytał
podejrzliwie.
-Hę? Czemu pytasz?
-Jakoś dziwnie się
zachowujesz…
-Dziwnie? – mruknęła
rozglądając się po salonie. Feliks skwitował to tylko lekkim uniesieniem brwi,
ale nic nie powiedział.
Oboje czekali w milczeniu
aż ekspres przygotuje kawę.
-A właśnie, wydaje mi się,
że ostatnio zostawiłam szalik u ciebie na górze, mogłabym sprawdzić? –niewinnie
uśmiechnęła się do niego.
-Na pewno bym zauważył, gdybyś
coś zostawiła... –nie zdążył dokończyć, bo ta była już na schodach.
-Co w nią wstąpiło
dzisiaj? –powiedział do siebie i zaniósł kawy do pokoju. Po chwili na fotelu
obok usiadła lekko zawiedziona Węgry i westchnęła głośno.
-Mówiłem ci, że go tam nie
będzie –powiedział Feliks, gdy zobaczył
jej minę.
-Nie oto chodzi… wcale nie
szukałam szalika…
-A więc czego?
-No bo... –zawahała się
–wcale nie przyszłam tu bez powodu –zamilkła, a Polska wpatrywał się w nią,
czekając na ciąg dalszy.
-Myślałam, że jest może u
ciebie Gilbert –wyksztusiła z siebie i oblała się rumieńcem.
-Dlaczego miałby u mnie
być…? –brwi Feliksa uniosły się naprawdę wysoko.
-Bo... –stopa dziewczyny
zaczęła wykonywać okręgi na dywanie –długi czas nie mam już z nim kontaktu,
szukałam go już wszędzie i ty byłeś moją ostatnią deską ratunku.
-No ale żeby był u mnie?
Węgry zrobiła smutną minę.
-Przepraszam, że zawracam
ci głowę, pewnie szlaja się gdzieś ze znajomymi, a ja niepotrzebnie się
martwię…
-Długo go już nie masz z
nim kontaktu? –spytał siorbiąc powoli kawę.
-Kilka dni…
Polska poczuł się lekko
urażony. Gdyby go nie było przez taki czas, nikt pewnie by nawet tego nie
zauważył.
-Nic ci nie mówił gdzie
idzie? Nie masz zielonego pojęcia gdzie mógł pójść?
-Wiesz, ogólnie to bym się
tak nie martwiła, że go nie ma, ale tego dnia kiedy zniknął, mięliśmy się
spotkać. I kiedy już na niego czekałam to nagle do mnie zadzwonił i powiedział,
że dziś nie może… że coś mu wyskoczyło, że bardzo przeprasza i mi to kiedyś
wynagrodzi…
-A jaki miał głos? Nerwowy
był, czy coś? –spytał dociekliwie Feliks.
-Nie, wręcz przeciwnie,
miałam wrażenie, jakby bardzo dobrze się bawił. Nawet jakieś śmiechy w tle
słyszałam…
-Ja tam uważam, że
niepotrzebnie aż tak się stresujesz. Żeby to pierwszy raz poszedł się włóczyć
niewiadomo gdzie…
-Ale zawsze dawał jakiś
znak, że żyje. Czy to jakaś policja go złapała,
albo jakiś wybryk zrobił, o którym wszyscy mówili… A teraz zupełna
cisza! To do niego niepodobne…
***
-Naprawdę nie ogarniam,
jakim cudem na świecie istnieją takie wiochy, w których nie ma zasięgu
–prychnął Gilbert mając ochotę rozbić swój telefon na kawałki –skąd ty w ogóle
wytrzasnąłeś to ogłoszenie? No bo chyba nie z Internetu…
Alfred przełknął ślinę i
nerwowo zaśmiał się drapiąc się po głowie.
-No tak jakoś znajomy
znajomego powiedział komuś innemu i tak jakoś doszło do mnie… a ja potem
powiedziałem wam... –niewinnie uniósł ramiona w geście bezradności –nie musieliście
jechać przecież…
-A skąd ja miałam wiedzieć,
że tak to się skończy?!
-Cicho bądźcie! –przerwał im
Niemcy –słyszę jakieś głosy.
Wzrok wszystkich zebranych
przeniósł się na metalowe drzwi.
***
-To gdzie już byłaś? –spytał
Feliks.
-No u Ludwiga, ale go nie
było. Miał tylko zostawioną karteczkę, że idzie na jakieś spotkanie z Francisem,
więc u niego już nie szukałam... –westchnęła –potem poszłam do Rodericha i Antonia,
ale oni nic nie wiedzą. Gdzie on się podział?
Feliks patrzył na jej
zmartwioną twarz. Wciąż nie rozumiał dlaczego ona się tak przejmuje jego
zniknięciem. Czy nie zauważa tego, że po prostu ją wystawił i to już nie pierwszy
raz? Miał mu ochotę skopać tyłek za to, że tak bawi się jej uczuciami. Co ona w
nim widzi?
-Pójdźmy może jednak do
Francisa, ktoś powinien wiedzieć, gdzie
poszedł... –rzucił krótko wstając z fotela –pójdę tylko wrzucić coś na siebie
świeżego.
Węgry siedziała nadal
czekając na Polskę.
Czemu on ma taką zmartwioną minę? Nie wierzę, że też się
martwi zaginięciem Gilberta –pomyślała i wzruszyła ramionami obojętnie biorąc
kolejny łyk kawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz